Czytałam gdzieś o tej porównywanej do Stonehenge formacji skalnej, więc czemu nie zobaczyć? Czy słuszne porównanie ocenicie sami.
Jeśli chodzi o sposób dotarcia do Beglih Tash: brałam pod uwagę bieg Radka z obciążeniem (czyli z Myszą na plecach) - ale niestety moja propozycja nie przypadła do gustu mojemu mężowi.
Na pomoc przyszła mi właścicielka wynajmowanego przez nas apartamentu - Dinka. Zaproponowała mi swój rower. Radość była wielka, dotąd, dopóty nie zobaczyłam tego roweru.
Nie wzięłam pod uwagę wzrostu Dinki, a rower który od niej pożyczyłam był niewiele większy od roweru mojego 7 letniego syna. I tak rower ten stanie się bohaterem mojej dzisiejszej opowieści. Spod hotelu ruszyliśmy o 8:00 rano. Radek biegiem, a ja rowerem.
Startujemy (jeszcze razem) tuż spod konnej bazy, gdzie można załatwić sobie konną przejażdżkę.
No cóż, długo razem nie wytrwaliśmy. To ja zostawałam w tyle. Radek pobiegł więc szybciej, a ja powoli, powoli, "jak żółw ociężale" trochę pedałowałam, trochę pchałam rower.
Po 500 metrach, po prawej stronie mijam plażę Perła i rezydencję Żiwkowa
A droga wiedzie tylko pod górę. Już widać jakieś skałki, ale po lewej stronie, ale Beglik Tash ma być po prawej stronie jezdni.
A tu ciągle jest pod górę. Warto było jednak podjąć ten wysiłek.
Nie ukrywam, że mobilizująca była perspektywa powrotu - cały czas z górki.
Po drodze minęło mnie zaledwie kilka samochodów i para powracających przechodniów. "Jeszczio, jeszczio!" - mówili i tylko machnęli ręką. W pewnym momencie asfalt prowadzi dalej, a droga na Beglik Tash skręca w prawo. Tutaj znajduje się pseudoparking.
Także tutaj po lewej stronie drogi kryje się pierwsze trackie znalezisko...
które z bliska wygląda tak:
Ja skręcam jednak w prawo, w leśną drogę.
Jeszcze 1300 metrów. Tutaj już "słychać" tylko ciszę. Ani żywej duszy, choć Radek miał trochę więcej szczęścia. Mimo fatalnej jakości zdjęcia widzicie chyba jelenie...
Wreszcie wylądowałam na polanie. Po prawej stronie u wejścia zamknięta jeszcze kasa sprzedaży biletów - informacja turystyczna, gdzie za 2 lewa można nabyć mapy okolic.
i zawalająca się wieża widokowa.
Ceny biletów są mi znane, bo wywieszone są na drzewie.
I uwierzcie mi, że to nie ceny biletów przygnały mnie tutaj "bladym świtem", bo i tak zapłacę. To temperatura poranka, która jest choć kilka stopni niższa.
Przede mną nie lada atrakcja geologiczna.
Oprócz skał - ja i mój pożyczony rower...
Beglik Tash odkryty został w 2003 roku. Archeologowie twierdzą, że sanktuarium pochodzi z końca epoki brązu. Głazy o wadze dziesiątków ton mają po kilkanaście metrów wysokości - niemożliwe więc, aby zostały tutaj przewiezione i ułożone przez człowieka. Rozejrzałam się po okolicy i zanim rozpoczęłam zwiedzanie podjechał samochód i obsługa zaczęła ustawiać oznaczenia poszczególnych obiektów. Zresztą bardzo miła obsługa... dzięki której nie wszystkie zdjęcia miałam zrobione z użyciem samowyzwalacza (Dzięki Dena!). Za chwilę dotarli kolejni polscy turyści, a "przewodnik" w moim ojczystym języku znalazł się w ich rękach. Szybkie foty "przewodnika" pozwoliły mi na umieszczenie niżej wymienionych niebieskich opisów tutaj na blogu.
Zabieram Was więc w tę nietypową podróż, bo czasem naprawdę trzeba przymrużyć oko :)Plan Beglik Tash przedstawia się następująco:
1. Wejście - skierowane na południowy zachód, a w części która nie jest prezentowana na zachód. Położenie wejścia określa główną oś obiektu przebiegajacą na linii wschód-zachód. Oś ta służy jako centralny punkt dla wszystkich elementów tworzących sanktuarium.
2. Łoże małżeńskieKonstrukcja składa się z położonego centralnie kamienia w kształcie łoża oraz czterech innych kamieni które znajdują się na jego bokach, pełniąc rolę ramy. We wschodniej części łoża została wyrzeźbiona poduszka; takie jej ułożenie przesądza o skierowaniu głowy leżącego w kierunku wschodzącego słońca.
Na tym łożu kapłan i kapłanka w czasie rytuałów odprawianych w noc przed letnim przesileniem prezentowali święte zaślubiny między Bogiem Słońcem a Boginią Matką
3. Ołtarz. W górnej części wyrzeźbiono niewielkie rowki służące jako zbiorniki na cztery święte płyny: wodę, wino, mleko oraz oliwę z oliwek, które wlewano do nich w czasie obrzędów. Było to miejsce składania ofiary; w większości przypadków składała się ona z jagód, jabłek, winogron chleba i ziaren, rzadko kiedy ze zwierząt
4. Tron - kamienny obiekt z wyrzeźbionym siedziskiem. Jedynie trackiemu królowi kapłanowi przysługiwało prawo do oglądania ceremonii z wysokości tego rytualnego tronu
6. Święty krąg - struktura kamienna ozdobiona rysunkami pentagramów oraz symboli fallicznych, które reprezentowały dwie podstawowe zasady natury - mężczyznę i kobietę. W kamiennych naczyniach zbierano wodę deszczową wykorzystywaną w czasie obrzędów
8. Ułożenie zagłębień odzwierciedla konstelację gwiazd. W czasie obrzędów były one napełniane oliwą i podpalane co pozwalało na wytworzenie atmosfery magicznej świętości
10. Apostol Tash - gigantyczna bryła skalna w kształcie serca. Wkracza ona na wschodnią część rytualnego kręgu i jest jednak od niego odgrodzona głębokim kanałem. Element ten przybierający kształt łuku stanowi przejście, przez które osoba podlegająca inicjacji (bohater) miała przenieść się z powierzchni ziemi (krainy żywych) do świata podziemnego. Miało to symbolizować przekroczenie granicy między włościami Boga Słońca a królestwem Bogini Matki.
12. Jaskinia - Łono Matki
I gdzie to Łono?
13. Wreszcie Labirynt - coś co i ja dostrzegłam, bo i podobne było.
Zmieszczę się, czy też nie??? Wszak labirynt ten według legend mógł przejść tylko ten, kto był czysty i niewinny.
14. Wyrocznia
Część opublikowanych tutaj zdjęć zrobionych było przez Radka 15 sierpnia 2013 roku - podczas jego porannego treningu.
Po przejściu Beglik Tash, Radek wspiął się nieco wyżej...
a następnie skierował w stronę morza i tak oto ...
trafił do Zatoki Paraskewa.
A jakież tam były widoki...
Niestety dotarcie tam z rowerem było niemożliwe. Muszę więc zadowolić siebie (i mam nadzieję, że i Was) tą Radkową fotorelacją...
Zatoka ta słynie z pływających tam delfinów. Radek niestety ujrzał jedynie te na obrazku :)
Tylko niech mi kto powie, że mu się w Bułgarii nie podoba....
Dziś, kiedy to ja odkrywałam uroki Beglik Tash, mój osobisty małżonek dobiegł sobie do ujścia rzeki Ropotamo. To miejsce na terenie rezerwatu Ropotamo, gdzie rzeka wpływa do Morza Czarnego. Zobaczcie - tam znowu było pięknie!!!
To właśnie ze względu na kształt ujście nazywane jest
Usta Ropotamo
Usta Ropotamo
Niech żałuje ten, który tu nie wstąpił!!! A ja obiecuję sobie, że w przyszłym roku i ja tam dotrę... choćby i na rolkach....
Nagrodą za mój trud była w końcu droga powrotna.
I na pewno, żeby nie to, że jeszcze zatrzymałam się na ostatnie zdjęcie, zjechałabym zamiast pedałując, z nogami trzymanymi na ramie roweru. Bo stąd było już tylko z górki...
super relacja
OdpowiedzUsuń