Strony

środa, 22 października 2014

Praga na weekend - dzień drugi

Nadeszła niedziela - 5 października 2014 roku - nasz drugi dzień pobytu w Pradze. To także dzień naszego wyjazdu do domu. Na szczęście jednak dopiero wieczorem, a i w pokoju możemy zostać do samej 19:00. Pierwsze kroki kierujemy do informacji turystycznej nieopodal Mostu Karola, gdzie bez problemu nabyliśmy bilety na komunikację. Ponownie kupujemy dla każdego z nas bilet całodobowy za 110 CZK. Nie spiesząc się nadto na przystanku vis a vis naszej kwatery wsiadamy w siedemnastkę - tramwaj, jadący wzdłuż Wełtawy w kierunku Mostu Legii. Jedziemy nim dwa przystanki i wysiadamy tuż przed drugim Mostem (licząc od Mostu Karola, kolejny to Most Legii i w końcu ten przed którym wysiadamy to Jiraskuv Most).
Naszym celem Nr 1 był 

Tancici Dum

mieszczący się pod adresem Jiriskovo namesti 1981/6.
Ta charakterystyczna budowla nazywana była także Ginger (Rogers) i Fred (Aster). Została zaprojektowana przez parę architektów; Amerykanina - Franka O. Ghery'ego i Chorwata - Vlado Milunica i wybudowana w latach 1992-1996. Nie każdy wie, że budynek stanął na miejscu secesyjnej kamienicy zniszczonej w trakcie nalotu aliantów w 1945 roku.
Na zdjęciu widoczne atrybuty tancerzy - suknia Ginger powiewająca w tańcu oraz melonik Freda

W budynku Tancici Dum znajdują się pomieszczenia biurowe, choć podobno na ostatnim piętrze jest restauracja francuska, z której tarasu podziwiać można uroki miasta. My jednak panoramę Pragi postanowiliśmy obejrzeć z nieco innej strony...

Wyszehrad

Uciekamy przed natłokiem turystów ponownie wsiadając w tramwaj Nr 17. Dojeżdżamy nim do przystanku Vytoń. Po wyjściu z tramwaju kierujemy się nadal przed siebie, pod górę skręcając lekko w lewo a następnie pniemy się ulicą Vratislavovą zaznaczoną kolorem czerwonym w prawym dolnym narożniku poniższej mapy -
 do samych bram Zamku Wyszehradzkiego. 
 
Wyszehrad był pierwszą siedzibą władców Czech i to z tego miejsca przepowiedziała miastu sławę księżniczka Libusza. Jasnowidząca władczyni z rodu Przemyślidów miała wizję, w której pojawiło się wspaniałe miasto położone na wzgórzach. I nakazała budowę grodu. Sen spełnił się, a miasto otrzymało nazwę "Praha", co w tłumaczeniu na język polski oznacza "próg". Tak zaczęła się historia Pragi. Wstęp na teren Wysehradu jest bezpłatny. Można oczywiście skorzystać z usług przewodników w strojach z dawnych epok. 
Po wejściu przez bramę skręcamy w prawo - idąc w stronę areny. Zabytkowa scena położona jest w dole i otoczona widownią.
 
Nastrojowy półtoragodzinny spacer prowadzi nas parkowymi alejkami do dominującego nad wzgórzem kościoła św. Piotra i Pawła.

 
Kościół pochodzi z XI wieku, a bilet wstępu tutaj i jednocześnie pozwolenie na fotografowanie kosztuje jedynie 30 CZK  - 4,59 zł.
Radek jak zwykle wchodzi do środka, a ja pozostaję na przyległym do katedry cmentarzu.

Cmentarz Wyszehradzki

Ten swego rodzaju panteon narodowy Czechów założony został w 1869 roku. Po wejściu główną bramą znajdującą się przy Kościele Św. Piotra i Pawła skręcam w prawo, mijając niezwykle ciekawe grobowce


staję w końcu na wprost Slavina. To mauzoleum z końca XIX wieku, w którym pochowano ponad pięćdziesięciu najbardziej zasłużonych Czechów,



w tym między innymi Alfonsa Muchę.


Jak każdy cmentarz - ten także ma swój klimat, a niektóre grobowce nijak nie przypominają grobowców znanych nam z polskich cmentarzy...







Po wyjściu z cmentarza idziemy wzdłuż murów, aby jeszcze raz zerknąć na otaczającą nas panoramę.
A oto bliskie mi klimaty...
To tutaj - jak czytam na tablicy ufundowanej przez Izbę Notarialną Republiki Czeskiej - w 1270 roku powstała Szkoła dla Notariuszy.
Wysehrad to doskonały plener, także dla malarzy.
Jeszcze ostatnia fotografia zrobiona na Wzgórzu Wyszehradzkim i schodzimy w dół. Wychodzimy bocznym wyjściem, od którego prowadzą schody.
Wracamy na przystanek tramwajowy, z którego tym razem ruszymy w drogę powrotną. Z "siedemnastki" wysiadamy przed Manesuv Most - na przystanku o tej samej nazwie. Po przeciwnej stronie skrzyżowania znajduje się 

Rudolfinum

Ten neorenesansowy budynek na placu Jana Palacha to audytorium muzyczne - miejsce wielu interesujących koncertów. Nie zatrzymujemy się tutaj, gdyż zaczynamy zwiedzanie Dzielnicy Żydowskiej zwanej

Josefov

Z Josefova pochodził XVI wieczny rabin Lowe - twórca mitycznego Golema. Gdy Cesarz nakazał Żydom opuszczenie Pragi, rabin ulepił z gliny i mułu ludzką postać, w którą za pomocą czarów i mistycznego talizmanu tchnął życie. Gliniana figura miała swoją wielką siłą obronić Żydów przed agresją. Mimo, że przerażony cesarz cofnął rozkaz, rabin nie umiał powstrzymać Golema, którego ogarnęła żądza niszczenia. Dopiero dziewczynka podarowała Golemowi jabłko i powstrzymała go zdejmując mu talizman uwieszony na piersi. Ukryty na strychu synagogi potwór z czasem rozsypał się w proch i pył, a ufni w moc rabina Żydzi wciąż wtykają w szczeliny jego krypty karteczki z życzeniami. Koniecznie więc trzeba zobaczyć, chociaż z zewnątrz

XIII wieczną Staronową Synagogę.
Wejście na zabytkowy cmentarz żydowski.
Ponieważ niestety wszystkie wejścia są tutaj płatne i aby dostać się do środka trzeba stać w kilometrowych kolejkach, my zdecydowaliśmy się pójść na lody.

Nieopodal Staronowej Synagogi, właśnie w tym budynku trafiliśmy na pyszną lodziarnię.


A że pogoda jednak nie rozpieszczała - to po lodach, przyszedł czas na rozgrzewający rosołek. Wybraliśmy w tym celu dość klimatyczną knajpkę przy ulicy Kostecnej 4. Krcma to miejsce, gdzie można zjeść w bardzo rozsądnych cenach. Rosół - krcma vyvar kosztował tu 45 CZK (6,86 zł.), kawa espresso 39 CZK (5,95 zł.), a piwo Pilsner 0,5 l -  35 CZK (5,34 zł.).

Wśród wielu menu, także to w języku polskim.
Tak posileni i rozgrzani ruszyliśmy na Stare Miasto. 

Staromestske namesti

Rynek zdobi - dziś remontowany pomnik z 1915 roku reformatora religijnego Jana Husa.

Wchodzimy na Rynek od strony ulicy Paryskiej. Z dala widać wyniosły, najeżony smukłymi iglicami kościół Panny Marii na Tynie. Był to niegdyś ważny ośrodek ruchu reformatorskiego.
 
Zalecany jest dobrowolny datek, w wysokości 25 CZK przy wejściu do kościoła. Niestety my byliśmy po godzinie 13:00, kiedy akurat kościół był zamknięty, toteż nie weszliśmy do wnętrza świątyni. 

Poniżej przedstawiam więc godziny otwarcia kościoła Panny Marii na Tynie.
Coraz bliżej 14:00, a więc powoli tłum gromadzi się przed ratuszem.
Gotycki budynek ratusza to w rzeczywistości zlepek kilku kamienic, którego podstawę stanowi siedemdziesięciometrowa wieża z 1364 roku.  

Słynny zegar Orloj powstał w 1410 roku, ale nie od razu wyglądał tak bogato. Następnie w 1490 roku władze miasta zleciły rozbudowę zegarmistrzowi Hanuszowi, a jego dzieło tak spodobało się rajcom miasta, że postanowili oślepić mistrza. Wszystko po to aby nigdy nie powstała kopia zegara w innym mieście. Zgodnie z legendą zrozpaczony zegarmistrz okrutnie okaleczony rzucił się w mechanizm zegara, poważnie go uszkadzając. Dopiero w latach 1552-1557 zegar został naprawiony. 
Orloj oprócz godzin pokazuje położenie słońca i księżyca, a co godzinę, kiedy Śmierć pociągnie za sznurek dzwonka pojawiają się postacie apostołów. Poniżej poruszają się średniowieczne symbole nieszczęścia: Śmierć, Próżność, Żyd i Turek. Tłum stoi pod ratuszową wieżą, zaś gdy o pełnej godzinie w okienkach nad zegarem pojawiają się figurki wita je głośny okrzyk turystów. Na koniec słychać pianie koguta.


Podziwiamy jeszcze fasady budynków na rynku, 

piękne portale
i kunsztowne zdobienia.
W końcu jednak udajemy się w stronę największego pasażu handlowego.

Vaclavske Namesti

Nad Placem Vaclava góruje monumentalny budynek Muzeum Narodowego. W centralnej części placu umieszczono właśnie drewnianą konstrukcję wybudowaną na wzór kostki Rubika.
Dzięki niej można spojrzeć na Vaclavske Namesti nieco z góry.
Postanowiliśmy poszukać jakiejś restauracji. 
Niestety wynaleziona przeze mnie informacja że w pasażu Tesla znajduje się Verejna Jidelna okazała się nieaktualna, bo w miejscu tym zagościła obecnie kuchnia chińska.
Nie pozostało nam więc nic innego, jak wrócić do sprawdzonej wczoraj Havelskiej Koruny, choćby po to....
aby dziś pokazać pełne talerze.

Po obfitym obiadku musieliśmy wracać na kwaterę. Jeszcze ostatnie foto z panoramą Pragi w tle zrobione za dnia...
i zdjęcie zrobione zupełnie na pożegnanie.
O 19:00 opuściliśmy nasz pokój i skierowaliśmy się w stronę dworca autobusowego. W tym celu wsiedliśmy w tramwaj Nr 18 jadący do stacji metra Narodni trida. Tutaj przesiedliśmy się w żółtą linię metra w kierunku Cerny Most. Z metra wysiedliśmy na trzeciej stacji Florenc, skąd przejściem podziemnym doszliśmy do dworca. 
Powrotny autobus Ecolines mieliśmy o godzinie 20:20. Autobus przyjechał jednak trochę wcześniej i już o 20:00 znowu wygodnie siedzieliśmy w fotelach.
Jedyny przystanek na trasie Praga-Warszawa to dworzec w Hradec Kralowe. Jesteśmy tutaj dosłownie godzinę później. 
Podróż nocą ma jedną ważną zaletę - podczas jazdy łatwiej usnąć i droga mija szybko. Tak było i tym razem. Dziękuję Ecolines!!!!
Do
 Dworca Zachodniego w Warszawie dojechaliśmy (mimo prawie godzinnej kontroli celników w strefie przygranicznej) punktualnie o 6:05 poniedziałkowego ranka. Był to bardzo intensywny i może męczący weekend, ale wspomnienia z Pragi pozostaną na zawsze.
Bo chcemy sobie tę Pragę utrwalać, tak co jakiś czas... i nieważne staje się to, że chwilę po powrocie do domu znowu trzeba było iść do pracy....

2 komentarze:

  1. Byłam kiedyś w Pradze, ale aż tyle nie zwiedziłam i teraz żałuję!
    p.s. domniemam, że jest Pani notariuszem, i teraz już wiem, że my prawnicy w większości mamy również pasje do podróżowania;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń