Strony

sobota, 23 stycznia 2016

Primorsko w czterech odsłonach - wzdłuż i wszerz

Pobyt w Bułgarii latem 2015 roku z założenia ma przebiegać bardzo fit. I uwierzcie mi, że nie chodzi tu o żadną dietę (bo o to raczej byłoby trudno), ani też o zajęcia fitnessu na hotelowym basenie. Otóż od wakacji 2014 roku poprawiła się nieco moja kondycja biegacza, dzięki czemu do wielu zakątków Primorska będzie mi łatwiej teraz dotrzeć. Poza tym mam kompanów, a właściwie kompanki do biegania - póki co Radkowi nawet nie próbujemy dorównać kroku.
A więc drugi dzień pobytu - 17 lipca 2015 roku zaczynamy pobudką o 6:30, by bladym jeszcze świtem, wyruszyć na pierwszy trening biegowy. Ruszam razem z Jolą i tym razem wcale nie na bieżnię stadionu w naszym mieście, ale ulicami Primorska w kierunku
 nowej promenady,
by następnie kontynuować bieg Plażą Południową aż do MMC. 
Na liczniku stuknęło nam dzisiaj 5,700 km, no i minus 386 kcal. 
Zatem baniczki na śniadaniu będą nam usprawiedliwione :)
A więc pierwsze koty za płoty, a treningi i tak zaplanowałyśmy sobie na co drugi dzień. 
Na kolejny jogging dołączyła do nas Iwonka. 19 lipca 2015 roku znowu wczesna pobudka, bo o 6:30 zaplanowany bieg na całkiem spory dystans - Beglik Tash. 
Byłam tam już w 2013 roku i 2014 roku - mimo, że pojechałam tam rowerem to wcale nie było lekko. 
 Jola (która jest w Primorsku drugi raz) i Iwonka znają Beglik Tash tylko z moich zdjęć.
Pora na bieganie odpowiednia, choć już pół godziny po rozpoczęciu truchtania słońce zaczyna nam dawać się we znaki.
[Obrazek: 2887164_DSC_0422.JPG]
Dla tych niebiegających, chyba dobrym pomysłem jest taxi do skrętu na Beglik Tash, a następnie 1,300 km spacerkiem.
[Obrazek: 2887166_DSC_0429.JPG]
Cennik i godziny otwarcia - my byłyśmy poza godzinami otwarcia , a więc za free
[Obrazek: 2887167_DSC_0454.JPG]

Na Beligtash byłam już trzeci raz, ale po raz pierwszy trafiłam na takie znalezisko...
Domyślam się że jakaś grupa turystów zostawiła monety na szczęście i kiedy przyjdzie obsługa i "otworzy" oficjalnie zwiedzanie kompleksu datki zabierze na utrzymanie obiektu. A może to jakaś miejscowa tradycja, której jeszcze nie poznałam?
Bieg pod górę przebiegał raczej hardcorowo, ale dałyśmy radę kilka razy zamieniając bieg na szybki marsz. 
W sumie wyszło nam prawie 13 km!! i to dla każdej z nas 
najdłuższy w życiu dystans.


Kolejny trening dwa dni później - poranek 21 lipca 2015 roku postanawiamy spędzić na joggingu w kierunku Willi Żiwkowa. Znowu kierujemy się w stronę Plaży Północnej i asfaltem prowadzącym do Beglik Tash truchtamy aż do skrętu do Willi Żiwkowa. Tym razem zabrałyśmy ze sobą kolejną koleżankę - Agnieszkę, która podjęła trud asystowania nam na rowerze. Dziś na bieganie wybrałyśmy godzinę 7:30, łudząc się, że to krótki dystans i słońce nie zdąży nam dopiec. Nic bardziej mylnego. Trzeba nam było jednak wyjść w okolicach 6:00 rano, bo upał daje nam w kość. 

Na liczniku Endomondo stuknęło dziś 5,350 w 44:08 minut (w tym oczywiście robienie zdjęć) no i kolejne minus 430 kcal. 
Po wyżej opisanych porankach biegowych, nasze apetyty wciąż rosły. Podsycali je Panowie swoimi fotkami, stąd kolejną trasę - ze względu na jej długość postanowiłyśmy odbyć rowerami. Tym razem 24 lipca 2014 roku jedzie ze mną Jola. Znowu 6:30 rozpoczynamy wycieczkę, której dystans wyniesie ponad 16 kilometrów. 
Cel: ujście rzeki Ropotamo - niezwykle urokliwe miejsce
Znowu kierujemy się do Plaży Północnej i asfaltową drogą na Beglik tash. Do tego miejsca droga asfaltowa wiedzie pod górę i wiele razy trzeba było prowadzić rowery. Potem asfaltem cały czas prosto i praktycznie non-stop z górki. Zjazdy dają nam chwilę oddechu. 

Na szczęście po drodze jest tablica z mapą, a szlaki od tego roku wreszcie są oznaczone (my poruszamy się niebieskim szlakiem).

Dziś naszym celem jest 8) 
W pewnym momencie droga się kończy szlabanem i zakazem wjazdu. My i tak dalej jedziemy prosto. Razem z nami biegną dwie sarny.
Kiedy przed sobą wreszcie widzimy morze i betonowe molo, 


widok zapiera dech w piersiach. A przy okazji wspomnę, że warto tu poszukać muszelek - bo mnie udało się trafić tutaj naprawdę dość spore okazy.
W tym miejscu trzeba skręcić w lewo pod górę i za kilkadziesiąt metrów jest uszkodzone ogrodzenie z siatki metalowej (a'la furtka) i tu już trzeba zostawić rowery i zejść w dół. A oto co ujrzałyśmy u kresu naszej wycieczki - miejsce, w którym rzeka Ropotamo wpada do Morza Czarnego.


Nie sądziłam, że tu kiedyś dotrę.

Mój połówek był tu już w wakacje 2014 roku i dwa lata temu, a dla mnie to zawsze było poza zasięgiem - nawet rowerem. Na szczęście jest forma. Byłoby zupełnie idealnie, gdyby nie awaria roweru koleżanki - łańcuch spadł z tarczy i musiałyśmy się natrudzić, żeby go z powrotem założyć. Kiedy dałyśmy radę z łańcuchem, szlag trafił śrubkę mocującą kosz w rowerze. Trzeba było go jakoś prowizorycznie przyblokować. Nic jednak nie było w stanie przysłonić ogólnego wrażenia z dzisiejszej wyprawy.
Na ostatni trening - 26 lipca 2015 roku wybrałam się już sama. Nie dogadałyśmy się - ja myślałam, że Jola nie ma już ochoty i nie obudziłam koleżanki. Samej trudno było mi dziś wstać o tej 6:100. Chłopaki wyruszyli na Głowę Lwa. Dla nas to za daleko, za wysoko i za dużo krzaczków. 
Mój lajtowy bieg...  marszobieg...a raczej ..... spacer - to krótki dystans, za to ostro pod górę. Niecałe 4 kilometry w dwie strony, a to wszystko po to by dotrzeć do wioski Uzundżata, położonej po drugiej stronie trasy wiodącej z Burgas do Sinemorca. Może nie ma tam nic interesującego, ale za to panorama roztaczająca się ze szczytu o wysokości 105 m npm. jest imponująca. Fajne miejsce, na które warto się wspiąć, choć nic to wobec męskich ekspedycji. Dzisiejsza wyprawa Radka i Arka zakończyła się takimi widokami z Głowy Lwa 
na rzekę Ropotamo
i okolice.

Panowie rywalizowali dziś z dwiema sarnami, stadem dzików, a jednego żółwia o mało co nie zdeptali.
Właściwie to wszyscy widzieliśmy żółwie, a jakże! Ale o tym w następnym odcinku...

1 komentarz:

  1. Primorsko to połączenie pięknych plaż z widokami potwierdzam! Urlop jak widać udany. Na https://slonecznybrzeg.pl/ znalazłem opis atrakcji w Sofii i tym razem się tam wybieramy. Co roku jeździmy do innego miasta.

    OdpowiedzUsuń