Nigdy wcześniej nie sądziłam, że Madryt ma tak wiele do zaoferowania potencjalnemu turyście. Już na pierwszy rzut oka widać tu bardzo dużą dbałość o szczegóły, poczynając od kafelkowych tablic z wykaligrafowanymi nazwami ulic wraz z ujęciem graficznym, a kończąc na zieleni miejskiej.
Takich tablic jak te w Madrycie nigdzie indziej nie widziałam.
Teatr Królewski zwany również Operą niestety znowu jest w trakcie remontu, w związku z czym fasada przykryta jest małoatrakcyjnymi siakami. Piszę znowu, bo mimo iż teatr powstał w pierwszej połowie XIX wieku, uległ zniszczeniu podczas kopania podziemnych kanałów i jego remont trwał blisko 10 lat. Pierwsi goście zasiedli więc w 1998 roku. Gdybyście chcieli zobaczyć wnętrze teatru możliwe jest to nie tylko podczas przedstawień, ale także z przewodnikiem w cenie 5 EUR/3 EUR (dzieci do lat 7 gratis)
Dni i godziny zwiedzania: pn, śr-pt 10:30-13:00, sob, ndz. i święta 11:00-13:30.Bezpośrednio na tyłach teatru rozpoczynają się ogrody królewskie prowadzące do
Royal Palace
Niestety mimo prognozowanych bezchmurnych 11 stopni, w rzeczywistości z nieba leje deszcz, zatem pierwszą pamiątką z Madrytu będzie parasolka za 6 EUR.
My udajemy się w kierunku północnym i mijając wejście do Ogrodów Jardines de Sabatini - ulicą Calle de Ballen w stronę Plaza de Espana.
Tuż za budynkiem widocznym na zdjęciu (fasada kościoła) wznosimy się na wzgórze Principe Pio, gdzie czeka na nas
Świątynia Debod
Plac zwykle wypełniony jest wodą i najpiękniej prezentuje się wieczorem. Dziś są to strugi deszczu.
We wnętrzu światyni nieodpłatnie zobaczyć można makietę świątyni, a także model miejsca gdzie wybudowano tamę.
Niestety w dniu dzisiejszym trwają prace konserwacyjne i zwiedzanie jest niemożliwe.
Plaza de Espana
Edificio de Espana - główny budynek znajdujący się na placu kojarzy mi się z Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie.
Choć na placu tym w XVIII i XIX wieku znajdował się garnizon wojskowy, dziś plac ten przyjął raczej reprezentacyjny, cywilny charakter.
Istotną rolę na mapie turystycznej Madrytu pełni znajdujący się tu pomnik Miguela Cervantesa, autora Don Kichota.
Zwróćcie uwagę na ciekawą fasadę ostatniego piętra - drzewa wyglądają jak naturalnie wrośnięte w ścianę, a to jedynie metalowe rzeźby udające ramy okienne,
Ponieważ jesteśmy tu w okresie przedświątecznym akurat odbywa się tu jarmark bożonarodzeniowy z rękodziełem.
Popatrzcie jakie tu cudeńka, dodam, że wcale nie zawrotnie drogie.
puszczamy Plac Hiszpański i wracamy w stronę Pałacu Królewskiego, tym razem jednak drugą stroną ulicy Calle de Ballen,
Mijając po drodze budynek Senatu.
Wciąż w strugach deszczu przemierzamy drogę wzdłuż Pałacu Królewskiego, tym razem jednak skręcamy w prawo na Plaza de la Armeria, by ze schodów Katedry de la Almudena objąć panoramę tego miejsca
Szkoda, że plac de la Armeria skąpany jest w deszczu... już wyobrażam sobie jak pięknie wygląda w słoneczny dzień. |
Wejście do katedry de la Almudena znajduje się od drugiej strony, niemniej jednak już wiemy, że nie możemy jej pominąć.
To właśnie w jednym z konfesjonałów tego kościoła 7 lutego 2013 roku podłożono bombę. Ładunek wybuchowy umieszczony był wraz z kilogramem śrub w butelce turystycznej.
Katedra Najświętszej Maryi Panny od Almudeny - Patronką świątyni jest Matka Boża Almudena, która od 1908 roku stała się opiekunką Madrytu, a której święto obchodzone jest 9 listopada.
Zgodnie z tradycją 9 listopada 1085 r. mieszkańcy Madrytu odkryli figurkę Matki Bożej, którą 300 lat wcześniej chrześcijanie ukryli w obawie przed zbliżającymi się Arabami.
Figurka znajdowała się w murze otaczającym miasto, w otworze do przechowywania zboża. Stąd też pochodzi obecna nazwa kościoła - w języku arabskim Al Mudin.
Figurka znajdowała się w murze otaczającym miasto, w otworze do przechowywania zboża. Stąd też pochodzi obecna nazwa kościoła - w języku arabskim Al Mudin.
Wnętrze katdry jest naprawdę majestatyczne i właśnie uświadamiamy sobie jak bardzo religijni są mieszkańcy Madrytu.
Zwiedzanie katedry jest nieodpłatne, a szczególnie warto zajrzeć do jej krypty.
To miejsce pochówku wielu ważnych obywateli, jednak szvczególne wrażenie robi umieszczenie grobowcy w podłodze.
To miejsce pochówku wielu ważnych obywateli, jednak szvczególne wrażenie robi umieszczenie grobowcy w podłodze.
Prosto z katedry kierujemy się ulicą calle Mayor
Mijamy po drodze dość ciekawy pomnik.
Witryny sklepów zachęcają do zakupów.
Kiedy w płytkach chodnikowych widzę herb Madrytu już wiem, że jesteśmy nieopodal
Plaza de la Villa, przy którym stoją jedne z najstarszych budynków Madrytu, w tym ratusz, zwany Domem Miasta (Cassa de la Villa)
Pozostawiając plac po prawej stronie kontynuujemy spacer Calle Mayor. Po jakimś czasie również po prawej stronie naszym oczom ukazuje się specyficzny budynek hali targowej.
To hala targowa św. Michała
Mercado de San Miquel sprawia, że zaczynamy coraz mocniej czuć głód. Na szczęście przed nami cała plejada tapas, czyli uwielbianych przez Hiszpanów mini przekąsek, które mogą być:
na słono ... |
postnie ...
niekoniecznie tanio ....
ale za to egzotycznie...
aż strasznie. Wychodzimy po kilku minutach, a właściwie po kilku tapas, udając się czym prędzej w stronę Plaza Mayor. |
Pięknie prezentuje się tutaj nie tylko Radek, ale i Filip III na koniu.
Plaza Mayor - to nic innego jak Rynek Główny, jakich wiele w innych miastach. Ten wyróżnia się fasadami pełnymi barwnych fresków. Najbardziej kolorowa zz nazw a placu to Casa de Panaderia - Dom Chleba.
W podcieniach rynku znajdują się restauracje i sklepy z pamiątkami. W jednym z nich odnajdujemy antykwariat z niezwykle pożądanymi banknotami.
Dziś rynek to miejsce jarmarku świątecznego.
Prawie żegnając się z Filipem III
dostrzegamy latarnię,
wokół której turyści zamykają kłódki miłości.
Wychodzimy z placu przez Calle de los Cuchileros
Łuk Nożowników, bo tak nazywa sie to miejsce wyróżnia ciekawostka: znajdujące się tutaj kamienice mają pochylone ściany zewnętrzne.
Kolejny etap naszego zwiedzania to obiad. Obowiązkowy punkt programu - ja nie mam ochoty na typową hiszpańską paellę i kiedy nieopodal naszej kwatery na Calle del Arenal pod nr 26 widzimy menu obrazkowe postanawiamy tu wstąpić.
Już po analizie witryny łatwo zdecydować: co, jak i za ile można zjeść. Ku naszemu zdziwieniu bistro na głównej ulicy nie nadszarpnie zbyt mocno naszej kieszeni.
Radek decyduje się na tradycyjnego schabowego z pieczarkami i frytkami za 9,5 EUR |
Ja zaś wybieram kurczaka z frytkami i surówką za 7,5 EUR.
Do tego duże piwo 2,60 EUR i herbata za 2 EUR.
Okazuje się, że jest to sieć restauracji, więc jeśli traficie pod któryś z w/w adresów warto tam zajrzeć.... tam, jak również w wiele innych miejsc, które przedstawię Wam w kolejnym poście.
Zwiedzanie w strugach deszczu nie należy do przyjemności, ale poradziliście sobie dzielnie :-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń