i wszystko wskazywało na to, że jednak jakaś minimalna szansa na białe święta na nartach istnieje. Rzeczywiście, kiedy dojechaliśmy na miejsce krajobrazy tylickie świadczyły o zimie. Tym razem na miejsce naszego pobytu świątecznego wybraliśmy ośrodek o nazwie
Agroturystyka U Teresy
Pensjonat znajduje się tuż przy wjeździe do Tylicza po lewej stronie drogi biegnącej od strony Mochnaczki, pod adresem: Tylicz, ulica Kazimierza Wielkiego nr 64. Wszelkie szczegóły lokalizacyjne i rezerwacyjne znajdziecie na oficjalnej stronie obiektu: http://www.tylicz.net.Dziś - z czystym sumieniem - mogę każdemu z Was zarekomendować pobyt w tym pensjonacie. Obiekt prowadzony jest bardzo profesjonalnie z ogromnym zaangażowaniem i uprzejmością właścicieli.
Pakiet świąteczny, jaki oferowała Agroturystyka u Teresy to pobyt rozpoczynający się obiadokolacją w piątek, a kończący śniadaniem we wtorek (podczas kiedy wigilia wypadała w niedzielę). My - pochodzący z Centralnej Polski musieliśmy jednak poświęcić około 7 godzin na dojazd, a i każdy dzień urlopu na wagę złota - toteż od razu umówiliśmy się na pobyt dopiero od sobotniej obiadokolacji. Cena została odpowiednio zmniejszona i mogliśmy zarezerwować pobyt tutaj. To już pierwszy plus dla właścicieli - nie każdy godzi się na takie rozwiązanie: pakiet to pakiet. Godzina zameldowania 15:00, pierwsza dla nas obiadokolacja o godzinie 16:00, gdyż zaraz w sobotę o 18:00 czeka nas kulig. Takie instrukcje dostaliśmy od właściciela jeszcze przed przyjazdem. Droga przebiegała dość sprawnie i finalnie o 13:30 byliśmy już na miejscu.
Postanowiliśmy więc pokazać się właścicielom i ustalić ewentualność wcześniejszego wejścia do pokoju. Okazało się, że elegancki młody człowiek, który okazał się synem Pani Teresy od razu zaprosił nas do pokoju. Bardzo miła to niespodzianka, bo gotowi byliśmy na krótki rekonesans po Tyliczu. Może od razu zaprezentuję Wam otoczenie Agroturystyki, która i tak swoje piękniejsze oblicze pokazuje wiosną i latem,
kiedy to oprócz pięknego ogrodu, na miejscu skorzystać można skorzystać z placu zabaw dla dzieci, a nawet z basenu. |
Ach, zawsze obiecuję sobie wrócić w te miejsca latem - może kiedyś to się w końcu uda :) Jak widzicie na fotkach zimą pod koniec grudnia, to się za długo nie nacieszyliśmy. Dosłownie w dniu przyjazdu wieczorem zaczął padać śnieg z deszczem i stopniowo z dnia, na dzień śniegu ubywało. Stąd fotografie zrobione np. w pierwszy dzień świąt są już iście wiosenne. No cóż, każda pora roku rządzi się swoimi prawami....
gustownie urządzona jadalnia z telewizorem, kominkiem i miejscem do odpoczynku.
Tuż przed wejściem do jadalni znajduje się mała recepcja, gdzie wyłożone są ulotki reklamowe - miejsce, w którym załatwiane są formalności związane z pobytem.
Z recepcją i jadalnią sąsiaduje także pokój zabaw, w którym czas mogą spędzić najmłodsi. Dodatkowo okno z pokoju do zabawy wychodzi na jadalnię - więc rodzice mogą podglądać malucha podczas zabawy. Na tej kondygnacji jest także dodatkowa toaleta dla gości. Nasz pokój usytuowany był na ostatnim piętrze. Studio składa się z dwóch małych pokoi, spośród których pierwszy pokój z rozkładaną wersalką posiada część dzienną - mini aneks kuchenny z lodówką, czajnikiem i telewizorem.
z drugiej zaś strony znajduje się wejście do małej sypialni z łóżkiem małżeńskim i bardzo pojemną szafą.
Pokoje były bardzo porządnie ogrzewane i nigdy nie narzekaliśmy na niską temperaturę - a dodatkowo podgrzewały nas emocje podczas rodzinnych rozgrywek w grze 5 sekund. Polecam wszystkim - na prawdę duża dawka dobrej zabawy.
Musicie jednak pamiętać, że wyjazd ten miał miejsce w trakcie Świąt Bożego Narodzenia, zatem hazard i używki nie mogły go zdominować :) A o piękną świąteczną oprawę i wspaniałą atmosferę zadbali gospodarze pensjonatu. Już nasz pierwszy dzień pobytu rozpoczęliśmy wieczornym kuligiem. Raz już mieliśmy okazję w takowym uczestniczyć - także wóz na kołach ciągnięty przez dwa konie, do tego zapalone pochodnie. Niestety pogoda nam tym razem nie sprzyjała - podczas drogi zaczął padać początkowo śnieg, a potem już śnieg z deszczem. Na szczęście u celu - w Powroźniku, gdzie rozpaliliśmy ognisko znajduje się zadaszona altana, w której bardzo przyjemnie rozpoczęliśmy integrację. A gospodarz pakunek przygotował nam zacny, nie dość że termosy z gorącą herbatą, to i kiełbasa, pieczywo, ketchup, musztarda, naczynia jednorazowe i wysokoprocentowy rarytas.
Następnego dnia przy śniadaniu, już nikt nie czuł się obco, a herbata z taką śliwowicą rozgrzewała zziębnięte towarzystwo.
Wigilijna kolacja została zapowiedziana na godzinę 17:00 i wszyscy punktualnie stawiliśmy się na tę uroczystość. Tym razem wszyscy goście usiedliśmy przy jednym wspólnym stole. Pan domu rozpoczął wieczerzę od odczytania Słowa Bożego, a następnie od wspólnej modlitwy. Po chwili tradycyjnie połamaliśmy się wszyscy opłatkiem i można było rozpocząć posiłek. Tradycja postu została w pełni zachowana, a my mieliśmy okazję poczuć kulinarną część świąt tej części kraju. Każdy gość na swoim talerzu miał już śledziową przystawkę, a na stół kolejno wjeżdżały poszczególne pozycje menu wigilijnego. Pierwszy był barszcz czerwony z grzybowymi uszkami, kolejny to żurek - zrobiony na prawdziwym domowym zakwasie - tak bardzo charakterystyczne dla centralnej Polski danie ... wielkanocne (!).
Po zjedzeniu żurku dostaliśmy z kolei zupę grzybową z makaronem, jak w domu. Zupy były bardzo smaczne i dobrze doprawione. Dopiero po tych podanych po kolei, a nie równocześnie zupach dostaliśmy groch z kapustą i fasolę z kapustą - tradycyjne dania wigilijne. Następne danie, które pojawiło się na stole wigilijnym to smażony karp z ziemniakami i warzywami, jakie zazwyczaj towarzyszą rybie po grecku. Dla dzieci były filety rybne. Do tego podano kompot z suszu i różnego rodzaju pikle, w tym tarte buraczki. Poza tym w podgrzewaczach pojawiły się pierogi ruskie i pierogi z grzybami. Jakież było zaskoczenie jednego z gości, który w farszu pieroga trafił na grosik. Oj będą się Pana trzymały pieniążki w nadchodzącym roku... Słodką oprawę wieczoru dopełniły ciasta, ciasteczka i pierniki. Poza tym na każdego z gości przy jego talerzu czekała piernikowa choinka. Kawa i herbata oczywiście była cały czas dostępna przy bufecie. I tak oto przeszliśmy do tej mniej oficjalnej, a jakże oczekiwanej przez najmłodszych części. A mianowicie wszystkich nas odwiedził Mikołaj z pełnym workiem prezentów.
Radość nieco zmalała, kiedy okazało się, że aby otrzymać prezent należy zaśpiewać kolędę. Na szczęście wszyscy dostaliśmy śpiewniki, dzięki czemu wykonanie było zbiorowe.
Oskar miał niepowtarzalną okazję na zdjęcie z Mikołajem.
Przy tej okazji muszę obowiązkowo wspomnieć o posiłkach w Agroturystyce u Teresy.
Śniadanie zorganizowane w formie szwedzkiego stołu były na bardzo wysokim poziomie.
Duży wybór domowych wyrobów wędliniarskich, serów, warzyw, miodu, konfitur, nutelli, płatków mlecznych
dopełniały ciepłe dania w podgrzewaczach, tj. np jajka sadzone, kiełbasa smażona z cebulą, czy smażony bekon.
zaś drugie danie już bezpośrednio na talerzach.
Do obiadu zawsze był kompot, surówka i smaczne domowe ciasto. Co istotne, Pani Teresa jest z zawodu dietetykiem, stąd może dostosować dietę gości do konkretnych upodobań, czy ograniczeń. W naszym przypadku było to bardzo istotne, bo mamy w rodzinie atopika. Dziękujemy bardzo za poświęcony nam czas i spełnienie specjalnych życzeń naszej córki Ady, która i tak na wiele smakołyków mogła jedynie popatrzeć.
Ze świątecznych atrakcji dodać muszę jeszcze kolędników. Podczas wieczornego spaceru w drugi dzień świąt spotkaliśmy na tylickiej drodze trzy młode kolędniczki, które z kolędą na ustach podążały od domu do domu.
Kiedy już dawno wróciliśmy ze spaceru niespodziewanie kolędnicy zawitali także do Agroturystyki u Teresy.
Dziewczynki zaprezentowały rymowane mini jasełka przeplatane wspólnym kolędowaniem.
Święta Bożego Narodzenia 2017 roku były dla nas rzeczywiście wyjątkowe. Pierwszy raz nie musieliśmy nic przygotowywać, choć w sumie na marginesie dodam że jedno ciasto z nami z domu przyjechało. To obowiązkowy punkt każdych świąt - Makowiec na kruchym spodzie z dużą ilością bakalii i nutellą. Z przyjemnością podzieliliśmy się z gospodarzami naszym smakołykiem, choć w tej materii także byliśmy rozpieszczani przez Panią Teresę. Ale o przepis na tort makowy zupełnie zapomniałam zapytać, a tort był na prawdę wytworny. Zatem podsumowując: jeszcze raz bardzo dziękujemy za opiekę i pyszne święta w cudownej pełnej ciepła i radości atmosferze. W tym miejscu pokażę zdjęcie
kroniki, która pełna jest tylko dobrych rekomendacji dla obiektu.
A oto i nasze podziękowanie.
Dla nas te Święta pozostaną na długo w pamięci. Właśnie takie Święta chcieliśmy pokazać naszym dzieciom - święta w których był czas na wszystko: na zabawę, na modlitwę, na rodzinę, ale i na sport czy spacer, czemu nie omieszkam poświęcić swojego następnego wpisu. Z całą pewnością chcielibyśmy to jeszcze kiedyś powtórzyć - może z całą naszą rodziną, czego oczywiście sobie i swoim bliskim z całego serca życzę.
A Agroturystyce u Teresy życzę samych zadowolonych gości, bo tylko na takich Państwo zasługują. Dziękujemy :)
Ojej.. Święta w górach! Mogłaś się na pewno nacieszyć pięknym, puszystym śniegiem, którego w reszcie Polski brakuje. Oj, brakuje!
OdpowiedzUsuń