Specjalnie dla Was aktualny cennik biletów wstępu do TPN. Naszą wycieczkę rozpoczynamy o godzinie 8:45.
Po około 20 minutach po prawej stronie mijamy Bacówkę Wyżnia Kira Miętusia, w której można nabyć świeże oscypki.
Wędrujemy przez malowniczą Dolinę Kościeliską,
a podczas naszej drogi cały czas towarzyszy nam szum Potoku Kościeliskiego.
Po około godzinnym marszu powoli dochodzimy do pierwszego celu naszej dzisiejszej wycieczki. Otóż około 100 metrów za Skałą Pisaną znajdujemy szlakowskazy kierujące nas w prawo do Jaskini Mylnej oraz położonej wyżej Jaskini Raptawickiej.
Wejście do tej drugiej poprowadzone jest nawet po drabinie.
Jaskinia Mylna położona jest w Raptawickiej Turni - na szlaku wiodącym z Kir do Schroniska Ornak. Oznaczony szlak wewnątrz jaskini ma długości około 270 m, a jego przejście zajmuje ok. 45 minut, o ile oczywiście nie zgubicie drogi.
Otwór wejściowy leży na wysokości 1.098 m n.p.m., więc pierwsze kroki robimy wąskim szlakiem pod górę.
Należy pamiętać, że do zwiedzania jaskini potrzebna będzie czołówka lub inne źródło światła - od razu ostrzegam, że latarka w telefonie nie jest dobrym pomysłem, gdyż dłonie trzeba mieć wolne.
Jaskinia kusi labiryntami wąskich i niskich korytarzy, które zdają się nie mieć końca. Z trudem wypatrujemy kolejnych oznaczeń szlaku, aby wydostać się na zewnątrz.
Może brzmi to dramatycznie, ale gdzieniegdzie trzeba było skorzystać z łańcuchów, niejednokrotnie musieliśmy iść na czworakach pod wąskimi szczelinami kamiennego szlaku, mając pod nogami błoto. |
Szczegółowy opis trasy znajdziecie na stronie http://i-tatry.pl/jaskinia-mylna/
Uchachani po uszy (no może nie wszyscy) docieramy do wyjścia z jaskini. Dla nas była to świetna przygoda. Jednak małoletni syn wyszedł z wnętrza jaskini z mokrymi butami i nieco poobijaną głową. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, ale na przyszłość dla dzieci zalecam kask, bo przejścia są dość niskie i łatwo można zaliczyć guza.
Od sztucznego otworu wyjściowego sprowadza szlak w kolorze czerwonym. Wychodzimy innym wyjściem niż wchodziliśmy - szlak jest bowiem jednokierunkowy. Na dno Doliny Kościeliskiej wychodzimy na wysokości Skały Pisanej.
Syn wybaczył nam pomysł wędrówki do jaskini, a na koniec dnia nawet stwierdził, że w sumie chętnie tam jeszcze wróci. Wszak to nasze pierwsze wspólne wyjście w Tatry.
Po liczącym niespełna 6 kilometrów szlaku dochodzimy do schroniska PTTK na Hali Ornak znajdującego się na wysokości 1.100 m npm w górnym krańcu Doliny Kościeliskiej. Z przyjemnością zjadamy tutaj ciepły posiłek. Podczas kiedy reszta drużyny podejmuje dalszą drogę, ja i mój syn Oskar postanawiamy odpocząć w schronisku nieco dłużej. Na ławie przykrytej kocem ucinam sobie nawet małą drzemkę.
Radek razem z Arkiem, Iwoną i Herbertem po niedługim spacerze docierają do Smreczyńskiego Stawu. Przejście czarnym szlakiem ze schroniska zajmuje pół 30 minut.
Jezioro znajduje się na wysokości 1.226 m npm., a dojście tutaj nie sprawi żadnej trudności. Powrót odbywa się tą samą trasą, więc za niespełna godzinkę jesteśmy już w komplecie w schronisku.
Na szczęście pogoda sprzyja wędrówce - świeci słońce, a temperatura oscyluje wokół 22 stopni. Nie raz w lipcu nie mieliśmy takiego szczęścia do pogody. Spokojnym marszem wracamy do samochodów i dojeżdżamy do Zakopanego. Wszak dziś chcemy jeszcze skorzystać z aquaparku.
Aquapark Zakopane
O tej porze roku basen nie jest mocno oblegany, ale
stanowi nie lada atrakcję. Szczegółów dotyczące cen i basenów termalnych
szukajcie na stronie http://www.aquapark.zakopane.pl/pl/
Bardzo często bowiem organizowane są promocje, kiedy to w określonych godzinach można wejść taniej. Jedno o czym muszę wspomnieć - dość nietypowo jak na basen: tutaj czas liczy się już od zapłaty za bilet w kasie, aż do zwrotu opaski. Godzina pobytu zatem obejmuje zarówno przygotowanie do kąpieli, jak i całkowite wysuszenie.
Jeszcze kilka słów na temat gastronomii i naszych wieczornych wyjść. Piątkowy wieczór spędziliśmy w Karczmie Bacówka na Krupówkach pod nr 61.
Stojący tuż przed wejściem góral swoją płynąca jak górski potok gwarą pomógł nam w wyborze miejsca.
I był to rzeczywiście trafny wybór.
Co prawda byliśmy już po kolacji, natomiast dobrego rozgrzewającego trunku nigdy za wiele.
Konsumpcję umilał nam zabawny kelner i grająca na żywo góralska kapela.
Sobotni wieczór to nieudolne poszukiwania - najpierw odwiedzamy restaurację z widokiem na Wawel - która jak się okazuje oprócz nieudolnej obsługi i małego zainteresowania konsumentem, oferuje tarasowy widok na patronacki sklep firmy cukierniczej Wawel :)
W końcu zasiadamy na leżakach przy knajpce Krakowiacy i Górale. Przy lodach i piwku towarzyszy nam tym razem kapela niby góralska, ale grająca współczesne radiowe kawałki.
... Miłość, miłość w Zakopanem, polewamy się szampanem... choć nuta nieco sfałszowana, ale tekst wydaje się być na czasie.
Dla równowagi treści podam jeszcze praktyczne informacje dotyczące niedzielnej mszy. Otóż w okolicy naszej kwatery na ulicy Sienkiewicza jest kilka kościołów. Wybieramy ten najbliższy - klimatyczny drewniany kościół pw. NMP Królowej Świata przy Bulwarach Słowackiego 2.
Kościół jest w całości drewniany, kryty tradycyjną drewnianą dachówką.
Niezwykłego klimatu dodają duże witrażowe okna, przez które przedostaje się światło dzienne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz