Strony

poniedziałek, 4 października 2010

Dzień trzeci - do domu czas

Niedzielny słoneczny poranek. Śniadanie i szybkie pakowanie. Przed nami droga do Warszawy, a więc jakieś 7-8 godzin w trasie. Tak więc o 9.00 rano jesteśmy gotowi do drogi, ale, ale... Wcale nie do drogi do domu, ale do drogi w góry...
Na dziś powtórka z rozrywki - Rawki i inne. Byliśmy tu już w sierpniu, ale wówczas była to wyprawa rodzinna - tradycyjnie ja z koleżanką Agnieszką, razem z małymi dziećmi i Adą byłyśmy ogonem, a tata Radek z kolegą Tomkiem i jego synem Maćkiem wiedli prym. Czytaj: Chłopcy zaszli za Wielką Rawkę, Dziewczyny z riebiatą ledwie na Małą Rawkę.
Tym razem idziemy wspólnie - sami, a więc niezłym tempem. Na szlaku pusto - och jak przyjemnie, cisza. Słoneczko zagląda nam w plecaki.
I tak razem dochodzimy do Małej Rawki (1272 mnpm), a potem spokojnym spacerkiem do ... 
Wielkiej Rawki (1302 mnpm). Cała wyprawa godzinkę w jedną stronę. Jeszcze dość wcześnie, a więc idziemy dalej.
Na rozwidleniu, do którego dochodzi niebieski szlak z Ustrzyk Górnych wisi kierunkowskaz na Krzemieniec (Kremenaros). To szczyt, na którym spotykają się trzy państwa: Ukraina, Polska i Słowacja.
Droga 45 minut - myślę więc: idziemy dalej! Nie ukrywam, że choć buty już wygodne, to obawiałam się zejścia. Razem przeszliśmy do pasa granicznego Ukraina-Polska. Szło mi się całkiem dobrze. Obawiałam się jednak zejścia tą samą trasą z pobolewającymi mnie kolanami. Zdecydowaliśmy, że ja wracam, a Radziu idzie dalej. Podzieliliśmy się prowiantem, oddałam aparat, dostałam kluczyki do samochodu i cześć!!!
Radek doszedł oczywiście na Krzemieniec - 1221 m npm, ja zaś powoli schodziłam na parking.
Jakież było moje zdziwienie kiedy po drodze między Małą a Wielką Rawką mijała mnie grupa pięciu rowerzystów (naprawdę jechali...). Jakiś kilometr dalej, przy zejściu z Małej Rawki spotkałam dwóch kolejnych szaleńców. Ci już niestety tylko nieśli rowery. Ale brawa za odwagę!!!
Kiedy tylko doszłam do schroniska zadzwonił Radek.
"- Gdzie jesteś?"
"- Ja, przy schronisku" - odpowiedziałam.
Radek: "Nie, no ja zacząłem schodzić z Małej Rawki"
Nie muszę chyba pisać, że minęły jakieś 3 minuty i mój mąż stał nieopodal mnie - To żartowniś jeden!

Wróciliśmy do samochodu, tradycyjnie już uzupełniliśmy pieczątki, szybko zmiana stroju i dalej w trasę.
No może jeszcze tylko szybki obiadek w Chacie Wędrowca i zakup drobnych upominków dla dzieciaków.
 Świetny weekend, cudowna pogoda. Dziś, kiedy to piszę, jest ciepło i słonecznie, ale widziałam piątkowe zdjęcia z Wielkiej Rawki - śnieg, przymrozek, zachmurzenie raczej nieumiarkowane... Mieliśmy kupę szczęścia, a przecież tydzień temu chodziłam tam w krótkim rękawku.


Do zobaczenia Bieszczady, do zobaczenia!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz