Taki oto tytuł na pierwszy post z tegorocznych ferii.
Tym razem na cel
wyjazdu zimowego wybraliśmy Tylicz. To nasz pierwszy wyjazd na narty
w polskie góry. Zawsze wybieraliśmy miejscowości przygraniczne na
terenie gminy Słowacji (Zuberec), lub Czech (Ostrużna), a to głównie dlatego że
staramy się wyjechać zawsze w okresie mazowieckich ferii zimowych.
Ponieważ obawialiśmy się kolejek do wyciągów, dlatego odpadało
Zakopane, Białka Tatrzańska itd...
Kiedy w ubiegłym roku usłyszałam od
znajomej o Tyliczu i to w samych superlatywach, pomyślałam, że
czas wypróbować ten kierunek na ferie. Pomyślałam sobie, że wszyscy jadą w Tatry, podczas kiedy Beskidy zostają takie niedocenione.
Dojazd
W trasę wyruszamy z okolic Warszawy w
sobotę o 7:00 rano. Grupa tym razem liczy 13 osób ulokowanych w czterech samochodach. Jedziemy jednak osobno. Jedni jadą z drugiego krańca Polski, pozostali wyjeżdżają trochę później. I tak
dumna jestem z tej naszej godziny wyjazdu, bo kiedy zaczynałam negocjacje z
Radziem wyjazd miał być o 5:00 rano. Zameldowanie mamy od 15:00, więc nie ma co się spieszyć.
Warszawa o siódmej rano jest już
dobrze rozbudzona -
nie tylko my postanowiliśmy wyjechać na ferie.
Trasa wiedzie na Kraków. Niestety obwodnica Szydłowca zatarasowana - zderzyły się dwa tiry i osobówka. Policja kieruje nas objazdem
przez Szydłowiec. Ze dwadzieścia minut w plecy. Znużeni korkiem
zaliczamy postój w Mc Donaldzie w Suchedniowie – menu niestety do 11:00 jeszcze śniadaniowe. Tuż
za Kielcami, a właściwie Chęcinami odbijamy na Busko Zdrój. Jedziemy przez
Nowy Korczyn na drogę numer 75.
To dobry kierunek na wyjazd zimowy - większość Warszawiaków jedzie trasą krakowską i potem kieruje się na zatłoczoną Zakopiankę, podczas kiedy tutaj jedzie się trasą szybkiego ruchu tylko do Kielc, a potem to już zwykłe drogi krajowe, w większości jednopasmowe,