Strony

czwartek, 15 lutego 2018

Velka Raca

Velka Raca to ośrodek narciarski położony właśnie w okolicy Oscadnicy. 

Stacja narciarska znajduje się 3 km od miasteczka, w związku z tym aby do niej dojechać wystarczy kierować się zgodnie z drogowskazami:
na Dedovkę, choć na Lalikach także jest parking.
Dwa główne wyciągi wywożące narciarzy na szczyt to Dedovka - czterosobowa kolej krzesełkowa i Laliky czyli kolej kabinowa. Pod każdą z nich jest bezpłatny parking. Zatem w niedzielny poranek nasi współlokatorzy zapakowani w kombinezony, mimo zapowiadającej się wiosny wybrali się na narty. Pobudka w pierwszy poranek ferii o 7 rano akurat nas zupełnie nie kręciła i niespecjalnie widzieliśmy perspektywę szusowania na nartach w najbliższych dniach. Tak więc spokojnie pozostaliśmy w domu, żyjąc w przekonaniu, że drużyna niebawem wróci na kwaterę z powrotem. Tymczasem okazało się, że towarzystwo wraz z otwarciem wyciągów dokonało zakupu karnetów i wzywa nas na Velką Racę. W sumie trudno nam było uwierzyć, że warunki pozwolą na dobrą zabawę na nartach. Wprawdzie meteorolodzy zapowiadali opady śniegu, ale dopiero w kolejny weekend. Niedziela była znakomita - piękne słońce i 1 czy 2 stopnie na plusie. Wymarzona pogoda - na spacer :) Mój małżonek już zaciera ręce...

Rzeczywiście, kiedy dojechaliśmy na parking - wyciąg na Dedovce był czynny, mimo zielonej trawki tuż pod nim.
Zatem i my dokonaliśmy zakupu karnetów. Skoro reszta podjęła decyzję (a i ryzyko) zakupu karnetów 5, czy nawet 6 dniowych to i my nie szukaliśmy innego rozwiązania. W końcu oni najlepiej znają ten ośrodek. Rzeczywiście ilość narciarzy była na tyle zadawalająca, że żadne karnety punktowe, czy czasowe nie wchodziły w grę. Zupełny brak kolejek - a to przecież pierwszy tydzień mazowieckich ferii. Cennik karnetów niestety bywa zmienny, wrzucę natomiast screana fragmentu cennika, obowiązującego nas w dniu zakupu.
Karnet 5 dniowy dla osoby dorosłej to wydatek 109 EUR, dla dziecka do 12 lat - 67 EUR. Czerwone ceny to ceny zakupu karnetów on-line.
Więcej szczegółowych, no i aktualnych informacji szukajcie oczywiście na oficjalnej stronie stacji http://www.snowparadise.sk/zima/sk/
Kaucja za kartę chipową wynosi 2 EUR.
Przy okazji karnetów, warto wspomnieć o systemie, dzięki któremu po wpisaniu kodu z paragonu/karnetu można podejrzeć w systemie skiline swoje osiągnięcia - przebyte dystanse i czas spędzony na nartach. Kiedy robię swój pierwszy wjazd na Dedovkę (974 m npm) - krajobraz pod moimi nogami, 
mimo zachęty znajomych i reklam na krzesełku nie napawa mnie optymizmem.
Jak się za chwilę okazało czekała nas jazda po śniegu technicznym.
Jola świetnie ujęła na zdjęciu wiosenny krajobraz.
Mimo niesprzyjającej aury stok jest bardzo dobrze przygotowany i armatki śnieżne non-stop naśnieżają,
dlatego gogle wydają się niezbędne.
Stali bywalcy ośrodka co prawda kręcą nosem, że niewiele jest otwartych tras - no cóż, wiedzą bowiem jak ten kurort prezentuje się w szczycie sezonu. No niestety w styczniu tego roku ilość śniegu na wielu stokach jest zatrważająca. 
Niebieska trasa nr 1 na Dedovce o długości 1300 metrów dominuje podczas naszych narciarskich zmagań, choć próbujemy także swoich sił na czerwonej trasie nr 5 na Margusce. Aby dostać się ze szczytu Dedovka do Marguski (1000 m npm) należy kierować się w prawo na wyciąg orczykowy - Hrebień. 
Herbert i Agata zmierzający wyciągiem w stronę Marguski.
Polubiłam ja bardzo ten dwuosobowy orczyk, o dziwo polubił go też Oskar. Razem z młodzieżą spędzali bardzo dużo czasu właśnie na czerwonej trasie na Margusce. To i ja spróbowałam. Właściwie najgorszy fragment tej trasy to ścianka na zdjęciu. Jednak trasa jest na tyle szeroka, że nie ma problemu z jej pokonaniem.

Wariantów tej trasy jest wiele: można jeździć non-stop na czerwonej trasie i wówczas czeka nas powrotny wjazd wyciągiem krzesełkowym na Marguskę.
Druga opcja to po zakończeniu zjazdu czerwoną trasą kontynuować zjazd trasą niebieską do samego dołu. Wówczas czeka nas wjazd na same Laliki kolejką krzesełkowo-wagonikową.
Po wyjściu z krzesełka można znowu dojechać do czerwonej trasy na Margusce, albo skierować się w drogę powrotną na łagodny szeroki stok Hrebień (właśnie wzdłuż orczyka).
Podczas naszego pobytu to było właściwie miejsce ćwiczeń szkółek narciarskich, ale i skitourowych.

Jazda, jazdą - nie mniej jednak, co jakiś czas robiliśmy sobie spotkania rozgrzewające. Stacja narciarska Velka Raca może pochwalić się wieloma punktami gastronomicznymi. My jednak szczególnie upodobaliśmy sobie bar Sneżanka, znajdujący się na niebieskiej trasie.
Dobrze było po kilku zjazdach zrobić sobie przerwę. Bistro Sneżanka to miejsce z bardzo przystępnymi cenami. Poniżej menu.
Był to też dobry sposób na to, aby co jakiś czas skontrolować dziatwę. Choć muszę przyznać, że po dwóch dniach zjeżdżania dzieci były tak samodzielne, że wystarczyło uposażyć je w eurasy i same sobie organizowały prowiant. 
Specjalność zakładu to Pecene slanina czyli chleb z bekonem smażonym w głębokim tłuszczu.
Drugim odwiedzanym przez nas barem był bar Apres-ski znajdujący się przy dolnej stacji wyciągu Dedovka. 
To właśnie ten widoczny po prawej stronie namiot.
Bar urządzony jest w typowym alpejskim stylu i serwuje głównie napoje, w tym oczywiście alkoholowe.
Bombardini to znany mi z Włoch smakołyk - podgrzany likier w smaku podobny do ajerkoniaku podawany z bitą śmietaną. 
Jak widać smakował nie tylko paniom...
za to tylko panie po Bombardino, tak pięknie pozowały do zdjęć  :)
W miarę upływu czasu i wzrastających opadów śniegu szybko okazało się, że i Artur zna parę figur :)
A tak na serio, to już wtorkowe popołudnie zaowocowało obfitymi opadami śniegu i z dnia na dzień warunki stawały się co raz lepsze. 

I nawet trasa pod wyciągiem szybko stała się biała.
Nawet i Radek skusił się na sporty zimowe.
Na szczycie Dedovki znajduje się kolejna restauracja i pokoje noclegowe - z usług tej jednak nie korzystaliśmy
I wreszcie stok wyglądał jak należy,
niestety jednak do końca naszego pobytu nie udało się otworzyć więcej tras.
O nie - to nie jest tak, że ja narzekam, bo to już byłby grzech. Mimo otwartych zaledwie czterech tras - na górkach nie było tłoku.
Zresztą możecie przekonać się po fotografiach - krzesełka jeżdżą nawet na pusto. Ani razu nie czekałam w kolejce do wyciągu. A to akurat jest bardzo dobra wiadomość. Nie wiem, czy mieliśmy tyle szczęścia...
A to akurat fotki z ręki Arka, który uwiecznił nasze zjazdy - moje
i Iwonki.
Nasza dziatwa znużona już jazdą na nartach tym razem postawiła na zabawy w śniegu.
Zupełnie nie przeszkadzały im narciarskie buty, w zakopywaniu się w śniegu. A tak na serio, to któregoś pięknego dnia podczas zjazdów na Dedovce chcieliśmy skorzystać z atrakcji, jaką jest Bobova Droha, czyli tor saneczkowy. Niestety jednak nie doczekaliśmy się obsługi - a dzieciom wystarczyły harce na śniegu.
Za to panowie - Radek i Arek znaleźli jeszcze inne atrakcje okolicy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz