na Trasę Transfogarską, na której uwierzcie na słowo - szeroko to raczej nie będzie... ale za to jak widokowo.
Przed nami malownicze pasmo górskie Fogaraszy - i to właśnie na drugą stronę tych szczytów musimy przejechać.
Po kilkunastu minutach jazdy pojawiają się pierwsze tunele,
i wreszcie zastawioną straganami dolną stację kolei linowej Balea. To tutaj zatrzymujemy się na chwilę, parkujemy auta i ... zonk!!! Po kilkunastu minutach podjazdów, kiedy wychodzę z auta czuję niesamowity smród. Natychmiast włącza mi się panika:
- Radek, coś śmierdzi...- Co ci znowu Mysza śmierdzi ? Nic nie śmierdzi ...
- Nie - tutaj coś się pali, śmierdzi jakimś palonym plastikiem, gumą, bakielitem...
Na szczęście z opresji szybko wybawia mnie Daniel, który stwierdza, że to przecież normalne - klocki hamulcowe, tarcze. itp.. itd.. zagrzały się i tyle. Ufff...
Trasę pokonujemy z północy na południe, jadąc na wakacje do Bułgarii. Z Bułgarii wrócimy już inną drogą. To latem 2011 roku podczas pierwszej podróży do Bułgarii, mieliśmy ogromną chrapkę na Trasę Transfogarską. Niestety jazda na 5 samochodów i tak znacząco wydłużała czas podróży i zamiast przejazdu pasmem Fogaraszy musieliśmy pocieszyć się jedynie widokami i przepiękną doliną Oltenii poniżej Trasy Transfogarskiej.
Widoki jakie funduje nam przejazd trasą, są takie, że co chwila chcemy się zatrzymać na foty. Wpadam więc na pomysł robienia zdjęć przez szyberdach. Na szczęście jest tu ograniczenie prędkości do 40 km/h, ale także i spory ruch na trasie - więc do przełęczy poruszamy się w dość mozolnym tempie.
Trasa Transfogarska wybudowana została w 1974 roku, z inicjatywy Nicolae Ceausescu, który zdecydował o wybudowaniu jak najkrótszej drogi dla wojska, w obawie o najazd Sowietów.
A że na drodze stanęły mu góry - trzeba było wyświdrować tunele i mosty - wszak Trasa Transfogarska to właściwie jedne wielki tunel przez góry.
Mój kierowca zdaje się być niepocieszony, bo zamiast podziwiać góry, musi pilnować kierownicy - więc mimo wszystko kilka razy zatrzymujemy się na poboczu.
W końcu tuż przed przełęczą poruszamy się w korku i około godziny 16:00 docieramy do najwyżej położonego punktu trasy.
Parkujemy auta na zaśnieżonym parkingu.
To obowiązkowy punkt programu, nie tylko dla najmłodszych.
Szykuje się nawet wojna na śnieżki...
a biegać boso po śniegu w sierpniu... bezcenne!!!
Wszystko to w sąsiedztwie gór fogaraskich, u podnóża których na soczystozielonej trawie wypasa się owce. Jesteśmy na wysokości 2042 m n. p.m.
Górna część Drogi Transfogarskiej to już raj dla trekkingowców. Wiele tras znajdziecie na stronie.
To idealne miejsce do startu na najwyższe szczyty Rumunii: Negoiu (2535 m n.p.m.) i Vanatoarea lui Buteanu (2507 m n.p.m.).
Dziś niestety pozostaje nam tylko przejście dookoła jeziora Balea.
Na szczycie znajduje się schronisko Cabana Paltinu, ale także wiele straganów z rozmaitym asortymentem
- od kamieni szlachetnych, po chińszczyznę
i wreszcie sery, szynki i rumuński przysmak - wędzone skóry słoniny.
Ponieważ nie ma tu szans na zjedzenie tradycyjnego obiadu kupujemy naleśniki (10 RON) i bardzo smaczną pikantną kiełbasę z rusztu (5 RON). Powoli zaczyna brakować nam czasu. Górski odcinek TT liczący 95 km zgodnie z nawigacją mieliśmy pokonać w 2 h 25 minut, a przy naszych postojach wyszło zdecydowanie więcej. Wszak nocleg zaplanowany mamy w Corbeni - na ostatnim zjazdowym odcinku Trasy Transfogarskiej. W końcu płacimy 5 RON za parking i o 17:15 odjeżdżamy z Lago de Balea. Zjazd z góry odbywa się już "na luzie" - tu spalanie paliwa spada niemal do zerowego. A czy Trasą Transfogarską jechać z południa na północ, czy odwrotnie? - tak naprawdę zdania są podzielone. Ja osobiście powtórzyłabym raz jeszcze naszą opcję. Sam zjazd jest już bardziej zalesiony i wydaje nam się mniej widokówkowy.
Szybko jednak wpadamy na pomysł, że mieszkać będziemy zaledwie 5 km od tamy, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby jeszcze jutro - tuż przed śniadaniem i dalszą drogą wrócić na trasę od strony południowej.
Na pożegnanie jeszcze dwie fotki z trasą, po której jechaliśmy.
Zdecydowanie musimy tu jutro wrócić...
a dziś już uciekamy przed niedźwiedziami, bo podczas zjazdu z przełęczy otrzymujemy wszyscy na telefony bardzo dziwne alerty. Telefon nagle zaczyna wyć i dostaję systemowe powiadomienie.
Parę godzin później tłumaczę sobie jego znaczenie i jak się okazuje to ostrzeżenie powiatu Arges, aby uważać na zakrętach i nie narażać się na niebezpieczeństwo.
A o niedźwiedziach i powrocie na Transfogarską napiszę jeszcze następnym razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz