Obostrzenia pandemiczne, obowiązkowe jednorazowe maseczki, zamiast tych tekstylnych tracą na znaczeniu, kiedy widzimy co dzieje się na lotnisku w Antalii. A lądowaliśmy o godzinie 22;40. Aż strach pomyśleć, co się działo w ciągu dnia. Odbiór bagażu i transfer przebiegają dość sprawnie. Po wyjściu z terminala jesteśmy kierowani do poszczególnych autobusów, które rozwożą turystów do hoteli. Z portu lotniczego Antalya Havalimani do Alanii dzieli nas 128 km i około dwóch godzin drogi. Kiedy przejeżdżamy przez Manavgat, gdzie niemal od dwóch tygodni szaleje pożar, czujemy przez chwilę swąd dymu. Na szczęście wczoraj padał tu deszcz - podobno wymodlony przez Turków u Allaha. Kiedy w końcu docieramy do naszego hotelu w Alanii jest już dobrze po pierwszej w nocy. I nie dziwi nas fakt, że w hotelu wita nas reszta ekipy - nasza córka z narzeczonym i brat Tomka z rodziną, który zdecydował się dołączyć na 8-dniowy turnus. No właśnie w ferworze wstępu
zgubiłam istotną wyliczankę:
Hotel Club Big Blue
Ten hotel tworzy nie budynek, nie infrastruktura, ale ludzie. Przekonaliśmy się o tym już w pierwszych minutach pobytu. W hotelowej recepcji ekspresowo załatwiamy zameldowanie, wypełniamy formularze covidowe i boy hotelowy wiezie nas windą do pokoju. I tu pierwsza niespodzianka. Z ust chłopaka pada pytanie: "A może jesteście Państwo głodni? Chcecie coś jeść, czy pić?" Wprawdzie 2:00 w nocy to nie pora na śniadanie, ale nie odmawiamy. Muszę przyznać, że po długiej podróży był to bardzo miły gest, a zwykła wędlina i cola smakowały wybornie. Każdego dnia było już tylko lepiej. Wszystkie szczegóły i zdjęcia znajdziecie na oficjalnej stronie hotelu https://clubbigblue.com/
Na takim urlopie łatwo dostać skrzydeł... no i niestety oponek.
jak i miejską promenadą. Niestety nieludzkie temperatury nie pomagały w aktywności, ale ratowały mnie hotelowe animacje.
Bardzo grzeczny animator zachęcał nas także do gry w waterpolo, czy innych zabaw. Oprawę muzyczną i pozostałe animacje zapewniał zawsze wesoły Haribo. Wieczorne animacje rozpoczynały się o 21:00 dyskoteką dla dzieci i potem od 22:00 rozrywki dla dorosłych: tj. wieczór turecki, miss turnusu, mister turnusu - wszystko w bardzo zabawnym wydaniu.
Haribo (na foto tuż obok mnie) dostosowywał muzykę do gości - także w trakcie dnia mogliśmy bawić się przy międzynarodowych hitach (także i polskich).
Za każdym razem inna tancerka prezentowała swoje umiejętności, był też derwisz i zespół ludowy z bębnami. Codziennie o 23:00 zapada cisza - bar jest zamykany i kończą się wszystkie muzyczne animacje.
Plaża odległa jest od hotelu 700 metrów - wystarczy przejść wygodną asfaltową drogą, gdzie raz spotkałam nawet dromadera.
Na hotelowej plaży niestety nie obowiązuje oferta all inclusive. Na szczęście woda, soki z maszyny, kawa i herbata w hotelowej restauracji dostępne są przez całą dobę - zatem wiele osób idąc na plażę przychodzi z własnymi butelkami i tam uzupełnia napoje.
Bezpłatne leżaki i parasol na plaży możliwe są dla gości, którzy wykupią sejf na cały pobyt (2 EUR/doba). Choć w sumie mało czasu spędzamy na plaży korzystamy z sejfu. Hotel jest bardzo bezpieczny - nigdy nie było problemu z rzeczami pozostawionymi przy basenie. Co ważne - nie było też potrzeby rezerwacji leżaków przy basenie - była ich dostateczna ilość, szczególnie, że trzy razy dziennie teren wokół basenu reorganizowano, a leżaki zastępowano stolikami do posiłków. Moim zdaniem obsługa hotelu zasługuje na najwyższe noty. Zarówno panie sprzątające, jak i personel recepcji, czy restauracji i baru reprezentują bardzo wysoką kulturę osobistą. Nawet jeśli ktoś z obsługi nie znał angielskiego, za chwilę przychodził z kolegą, który ten język znał. Kelnerzy na bieżąco sprzątali talerze, przy tym byli bardzo mili, uśmiechnięci i przyjaźnie nastawieni do gości. Do tego w żaden sposób nie byli nachalni do kobiet. Należą się serdeczne podziękowania dla całej ekipy.
Szczególne podziękowania dla Jusufa, który tak łatwo nawiązywał kontakt ze wszystkimi gośćmi, ale też dla pozostałych chłopaków z restauracji. Ukłony dla barmana Kane - zawsze był bardzo miły i robił wszystko by drinki smakowały, jak te w Polsce... choć wódka była bardzo, bardzo słaba i wlewana w małych ilościach do przezroczystej szklanki tzw. "whiskaczówki". Na zakończenie tego odcinka dowcip wyjazdu: "dietetyczne drinki", o które prosiłam barmana to była zawsze wódka z wodą i cytryną. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ostatniego dnia pobytu jeden z naszych rodaków stwierdził, że:
- Myślę, że koleżanka to niezłe napiwki musiała dawać barmanowi, że wódkę pełnymi szklankami piła, bo nam to tylko na samo dno nalewał i nie chciał lać więcej ...
Grunt to się w życiu ustawić - albo choć sprawiać takie wrażenie :)
Sądząc po zdjęciach to relacja udana. Też byliśmy w Antalyi i również all inclusive. Na https://riwieraturecka.pl/ zawsze znajdujemy tanie hotele.
OdpowiedzUsuń