Strony

piątek, 13 października 2023

Najwyższy szczyt Krety Psiloritis

Dziś zapraszam Was na najwyższy szczyt Krety - Psiloritis.
Właściwie nazw góry jest całkiem sporo: Psiloritis to także Mount Ida, Idha, Ídhi, Idi i Ita, a w końcu Timios Stavros, czyli Święty Krzyż. Góra osiąga wysokość 2.456 m. n.p.m. Wartość imponująca - wszak to zaledwie kilkadziesiąt metrów niżej niż Rysy. I to chyba to jedyne podobieństwo. Krajobraz zupełnie inny, droga długa, kamienista, nieeksponowana ścieżka - nie ma się czego obawiać. Czy aby na pewno?
Na Psiloritis wyruszamy z Agia Pelagia o godzinie 6:00 rano. Dojazd autem do Mygero Refuge, skąd rozpoczniemy trekking zajmuje nam 1,5 godziny. To odległość ok. 56 km - jednak od wioski Livadia w znacznej części trasa prowadzi krętymi górskimi drogami. 
W końcu 7:30 jesteśmy na miejscu - na wysokości 1.570 m n.p.m.. Mygero Refuge to nieczynne od dawna schronisko - trzy budynki, robiące wrażenie pustostanu. Nie ma tu toalety, ani bieżącej wody. Miejsce to może służyć za schronienie w przypadku złej pogody - z całą pewnością nie jest sprzątane od wielu miesięcy. 
Przy budynkach schroniska znajduje się duży bezpłatny parking, na którym zostawiamy auto. 
Teren płaskowyżu Lakkos Mygerou, skąd rozpoczynamy wędrówkę wygląda jak gigantyczne pastwisko, po którym przechadzają się stada owiec i kóz. 
O godzinie 7:40 wchodzimy na szlak.  
Schronisko powoli zostaje za naszymi plecami. Temperatura powietrza jest dość przyjemna - jeszcze nie czuć upału. Po wczorajszej wędrówce wąwozem Samaria ograniczyłam się jedynie do wzięcia koszuli. I to był błąd. Największy jaki popełniłam tego dnia.
Po 15 minutach trekkingu napotykamy biały pamiątkowy kamień.
Pokonywanie kolejnych metrów nie wskazuje na żadne utrudnienia.
Niestety góra jest niewidoczna - szczyt zasłaniają chmury.


Choć góra wygląda łagodnie, najgorsze co mnie spotyka to wiatr. Po drodze mijamy wracających turystów, którzy mówią, że koniecznie trzeba się ubrać. Ten cień i widoczna przełęcz to miejsce, w którym dużo się zadziało. W miejscu tym zerwał się tak silny i porwisty wiatr, że z trudem udawało mi się utrzymać czapkę na głowie. Zdjąć jej nie chciałam, bo było mi strasznie zimno - w uszach aż świstało. W dodatku miałam na sobie tylko koszulę, a siła wiatru sprawiała, że z trudem utrzymywałam równowagę. Poczułam przeraźliwe zimno. Decyduję się na odwrót. Na koniec jeszcze pomagam Radkowi wcisnąć rękawy kurtki przeciwwiatrowej - swoją beznadziejnie zostawiłam w hotelu. Po godzinie trekkingu rozstajemy się - ja wracam na dół, a Radek decyduje się iść wyżej.  Dałam ciała, jak nic!!! Wykorzystuję moment, że nadchodzą z góry dwaj mężczyźni z młodym chłopakiem. 
Pomyślałam, że będę czuła się bezpieczniej, schodząc z nimi. Szybko jednak okazało się, że to pasterze, którzy rozbiegli się po zboczu goniąc kozy, a towarzyszenie im wiązało się z zupełnym zejściem ze ścieżki.     
Kiedy schodzę na dół niebo jest już bezchmurne, a ja nie mogę sobie darować tego, że tak słabo się ubrałam. 
A dziś pozostało mi jedynie opublikowanie zdjęć Radka, który wygrał walkę z wiatrem.
Najwyższy szczyt Krety - Psiloritis 2.456 m npm. 
Gratulacje :)
Cały trekking Radka - 10,5 km. zajął równe cztery godziny, mój niestety tylko dwie. Nie jestem jednak jedyna, która tego dnia zawróciła. Kiedy na parkingu czekam na męża, spotykam kilku turystów - wszyscy uskarżali się na uporczywy wiatr. Niektórych mijałam schodząc z góry - oni także zawrócili. Ktoś nawet powiedział, że wiatr na przełęczy wiał z siłą 70 km/h. To wręcz nieprawdopodobne. No cóż - kiedyś tu jeszcze wrócę - i może będę miała więcej szczęścia... bo rozumu na pewno :) 
Na pocieszenie wrzucę Wam jeszcze fragment tekstu Grzegorza Krupińskiego zamieszczonego na łamach magazynu NPM (08.2019 "Zeus Kamloteus").
"Na wysokości 2250 metrów n.p.m. osiągam przełamanie płaskiego grzbietu, gdzie od wschodu do­chodzi szlak z Nidy. W tym miejscu należy się skierować ostro w prawo, na zachód. Ścieżka pnie się stokami góry Agathias. Idajski grzbiet jarzy się czer­wonawym kolorem. Na kolejnej kulminacji widzę kostkowały kształt. Czyżby to była już kapliczka na szczycie Psiloritisa? Naładowany energią osiągam grzbiet między Agathias i Psiloritisem. Widok zapiera dech w piersiach - panorama rozciąga się od Mo­rza Kreteńskiego do Morza Libijskiego. Ta ostatnia nazwa i zawiewający od południa ciepły wiatr przypominają, że od Afryki dzieli mnie tylko 300 kilometrów. Ostatnie łagodne podejście i już melduję się przy kapliczce, zbudo­wanej z luźnych kamieni. Wszem i wobec oznajmiam swoją obecność na szczycie, bijąc w dzwon przy kaplicy. Na zespawanej z metalu konstrukcji widnieje napis Timios Stavros - Święty Krzyż. To wezwanie kaplicy, a zarazem alternatywna na­zwa góry. Co roku, 14 września, jest ona celem masowej pielgrzym­ki, a wierni spędzają noc na szczycie, pod gołym niebem.  Klaustrofobiczne wnętrze budyneczku wypełniają ikony i skrom­ne wota. Zostawiam drobne na ofiarę i zapalam świecę. Obserwo­wany bacznie przez brodatych świętych wpisuję się do książki wejść i zaglądam do następnego pomieszczenia z zaimprowizowanym po­słaniem. Nadaje się na awaryjny nocleg dla dwóch, trzech osób. Z żalem opuszczam gościnny wierzchołek i rozpoczynam powrót tą samą drogą."

Ach! Jak szkoda, że to nie moje wspomnienia. Niech mój post będzie lekcją dla innych. Owszem, ja też przeczytałam miliony porad i przecież nie pierwszy raz byłam w górach, tym razem jednak zupełnie straciłam czujność. Sugerowałam się np. ubiegłorocznym zdobywaniem najwyższego szczytu Rodos - Attavyros, gdzie żar lał się z nieba. A przecież 1.215 to nie to samo co 2.456 m npm... 

Góry uczą pokory...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz