Strony

czwartek, 18 lipca 2024

Nareszcie Everest Base Camp

Przed nami najważniejszy dzień naszego trekkingu 24 kwietnia 2024 r.- środa. Dziś osiągniemy punkt kulminacyjny, a kolejną noc spędzimy w Bazie pod Mount Everestem. Takie rzeczy to mi się nawet nie śniły, bo w planie wyjazdu nie było to uwzględnione. Ot - taka niespodzianka od nepalskiej agencji  Snowy Horizon Treks and Expedition. Zanim jednak to nastąpi do przejścia odcinek 

Lobuche - Gorak Shep 5160 m - Everest Base Camp 5364 m 

Pobudka o 6:00 rano, śniadanie o 7:00. Dziś - razem z moją wyprawową koleżanką Iloną - pakujemy jedną wspólną torbę, z której korzystać będziemy w bazie. Z lodży w Lobuche wychodzimy przed 8:00. Idziemy dalej na północ morenową dolinką, ale kiedy tylko pojawia się "kierunkowskaz na piramidę" zbaczamy ze szlaku. 
Po około 20 minutach wędrówki zachodzimy do włoskiej stacji badawczej o dachu w kształcie ostrosłupa obłożonego panelami słonecznymi. Piramid International Laboratory to miejsce badań z zakresu meteorologii i topnienia lodowców, w którym także można zatrzymać się na nocleg. Położona na wysokości 5050 m npm. stacja badawcza została założona przez Włochów i to przez nich jest utrzymywana. 
Jeszcze tylko przez chwilę idziemy trawiastym wzgórzem, 
a po niespełna godzinie szlak zmienia się nie do poznania. Lodowiec sprawia niesamowite wrażenie. Krajobraz dzisiejszej wędrówki jest już zupełnie surowy: kamienie, skały, lód i zero roślinności. 
W końcu ok. godziny 11:30 dostrzegamy zabudowania Gorak Shep  (5160 m npm.) - ostatniej wioski przed Everest Base Camp. Tutaj zostawiamy jeszcze jednego kolegę - tak tylko na jedną noc. Niestety organizmu nie da się oszukać. Wiele ekip to właśnie w Gorak Shep planuje nocleg i przy okazji wejście na łagodnie wyglądające czarne wzniesienie Kala Patthar (5644 m). Nasza liderka ma jednak dla nas nieco inne plany.
Foto: Agnieszka
Gorak Shep w tłumaczeniu na język polski oznacza "martwe kruki". Czemu akurat taka nazwa? A może to na pamiątkę trekkersów, którzy tak jak my ostatkiem sił próbują osiągnąć bazę.  
Po przerwie lunchowej w Gorak Shep ruszamy w dalszą trasę. Schodzimy na leżący poniżej osady płaski teren, będący dnem wyschniętego jeziora. Droga do symbolicznego kamienia EBC zajmuje nam ok. 2 godzin. 
Dziś omijamy kolejkę kłębiącą się przed symbolicznym kamieniem na wejściu do Everest Base Camp (5364 m npm) i wędrujemy lodowcem w kierunku bazy namiotowej.
Żeby zrozumieć, jak daleka droga przez lodowiec przed nami, odnajdźcie ludzi na zdjęciu. 
Ania i Jacek 
Mimo zmęczenia radość nas rozpiera - wszak jeszcze trochę trudu i nocować będziemy w Everest Base Camp.
Przed nami przepiękny szczyt Pumori na granicy z Tybetem i ostatnie spojrzenie na Mt Everest 
- niski czarny wierzchołek skrywający się za granią Nuptse. Z bazy szczyt Everestu nie będzie już widoczny. 
Przejście po lodowym rumowisku zajmuje nam dobrą godzinę.
No i kolejny raz poleciały mi łzy... 
ze szczęścia naturalnie, bo o zmęczeniu w takim miejscu szybko się zapomina.   
Foto: Ilona
Nie ukrywam, że im bliżej było namiotów, tym bardziej droga się dłużyła. Nasze tempo było bardzo wolne - każdy krok na tej wysokości był ociężały. Nie... tu już zdecydowanie nie ma miejsca na wyścigi. 
I to chyba jest odpowiedź na pytanie, dlaczego mam tak mało zdjęć z samej bazy.
 Na szczęście zdjęciami ratują mnie Ania i Jacek.
Foto: Ania
Finalnie do miejsca noclegu dotarliśmy ok. godziny 15:30. Porterzy i duże bagaże już na nas czekały. 
 Foto: Ania
Namioty agencji Satori, w których nocowaliśmy znajdowały się mniej więcej w połowie bazowego miasteczka.
Wskazano nam namioty, w których mogliśmy się rozlokować - na szczęście wyposażone w maty. 
  
Foto: Ania
Wskazano także toaletę -  mały namiot usytuowany lekko na uboczu.
 
 Foto: Ania
A tak oto wygląda obozowa kuchnia.
Kolejny duży namiot, niczym mesa na statku, pełni funkcję jadalni, a zarazem świetlicy. To jedyne miejsce, w którym możemy się ogrzać przy piecyku na butlę gazową. W mesie jest też elektryczność - oczywiście pochodząca z baterii słonecznych....o prąd do naładowania telefonów, czy powerbanków nikt nie pyta. Pada pytanie o internet. Jest, ale jego cena jest tak zaporowa, że nikt z nas z niego nie korzysta. Na długim wspólnym stole stoją przekąski, Pringlesy (taka tuba na tej wysokości nie napełni się powietrzem i nie wybuchnie, jak klasyczne opakowanie chipsów), ciasteczka, kakao, nutella, różne rodzaje herbat, itp.   
Obiadokolacja, którą serwuje nam bazowy kucharz to poezja smaku: kurczak w buraczkowej panierce, spagetti, frytki, gotowane warzywa i pizza. Wspomnę tylko, że danie poprzedzone było wyjątkową higieną dłoni. Otóż każdy z nas otrzymał wyparzony mały, nieskazitelnie biały gorący ręczniczek, którym należało wytrzeć ręce. Serwis zasługujący na pięć gwiazdek.
W mesie spędzamy bardzo miły wieczór. Towarzyszą nam wyjątkowi goście: Karol Adamski i Agnieszka Maszewska, przygotowujący się wówczas do wejścia na Mt Everest (19 maja 2024 r. oboje stanęli na szczycie Everestu, czego im szczerze gratuluję). Z wielką przyjemnością wysłuchaliśmy ich opowieści o przygotowaniach do wyprawy, o życiu w bazie, rotacjach i o tym jak sobie radzą z dala od rodziny i znajomych.  
Miałam też szczęście spotkać w bazie Furba Ongdi Sherpa, który towarzyszył mojemu mężowi podczas wyprawy na Mera Peak. Mówi się, że "Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze" czy tam: "Świat jest mały", a to po prostu "Himalaje są małe" :)

Na zakończenie trochę zwykłych wspomnień:
Baza namiotowa ustawiona jest na lodowcu przykrytym w naturalny sposób kamieniami. To niesamowite kiedy śpisz i czujesz jak pod tobą trzaska lodowiec. To naprawdę słychać i czuć...a tego uczucia nigdy nie zapomnę. 
Foto: Rafał
Nie zapomnę też opowieści tych, którym lodowiec nie dał spać. 

Foto: Jadzia
"Jest środek nocy, gdzieś ok. 1:00 - słyszysz nawoływania szerpów, za jakiś czas wychodzisz i widzisz rząd czołówek wspinających się ponad bazą - kolejne osoby rozpoczynają swoją wędrówkę do obozu pierwszego. I to wszystko pod osłoną nocy przy delikatnym świetle księżyca"

Słuchajcie, Wy sobie nawet nie wyobrażacie jaką walkę ze sobą trzeba stoczyć, kiedy w środku nocy wzywa cię potrzeba fizjologiczna. Płytki, częsty oddech, zadyszka przy każdym ruchu, a ty musisz iść do toalety. 
Muszę szybko wydostać się z namiotu...
Tak ... szybko...
Sapię, dyszę...
Suwak śpiwora rozpięty...
Sapię, dyszę...
Na całe szczęście śpię w całym rynsztunku, nie muszę się ubierać...
Teraz buty...
Znajduję jeden i powoli wsuwam na stopę...
Sapię, dyszę...
Popuszczę, jak nic...
Jest i drugi .... włożony...
Sapię, dyszę...
Nie... ja już nie zdążę ich zawiązać....
Jeszcze tylko otworzyć namiot...
Sapię, dyszę...
Jeden suwak...
Jeszcze tylko pokonać tych kilkadziesiąt kamieni...
Popuszczę, jak nic...

Uff...Zdążyłam
Sapię, dyszę .... 

i zachwycam się na nowo... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz