Strony

niedziela, 4 grudnia 2022

Najwyższy szczyt Rodos

Ponad plażowanie i zwiedzanie metropolii przedkładamy górskie szczyty, także i tym razem górski akcent podróży. Wspólnie z Radkiem zdobędziemy najwyższy szczyt wyspy Rodos - Attavyros. "Zdobędziemy", to chyba za dużo powiedziane - bo to nie będzie typowa wyprawa trekkingowa. A dlaczego - przekonacie się już za chwilę. 

Jest 6 sierpnia 2022 roku - w zasadzie półmetek naszego pobytu na Rodos. Wypożyczamy auto korzystając z usług miejscowej wypożyczalni (http://www.pegasus-car.gr/), wszystkie formalności załatwiając w hotelu. Samochód rezerwujemy na dwa dni, bo choć dziś na wycieczkę jedziemy sami to już kolejnego dnia z całą ekipą mamy zamiar objechać wyspę dookoła. Sami - jak zwykle - zaliczamy górską część wyspy, czyli szczyt Attavyros. Najwyższy szczyt Rodos osiąga wysokość 1.215 m n.p.m., a jej zdobycie to nie lada gratka. Przede wszystkim dlatego, że szlak poprowadzony bezpośrednio z miasteczka Embonas jest bardzo słabo oznaczony, o czym pisała już w 2017 roku na swoim blogu Magdalena Prask. Nie powiem, chcieliśmy skorzystać z Jej wskazówek, ale ostatecznie baliśmy się, że zabłądzimy i zdecydowaliśmy się rozpocząć wędrówkę od drugiej strony, a i tak w pewnym momencie oba szlaki się spotkają.

Wpisujemy w nawigację Attavyros (nie Embonas!) i prosto z hotelu kierujemy się nadmorską trasą w kierunku Monolithos. W pewnym momencie, tuż przed charakterystycznym Dias Ataviros widoczne jest skrzyżowanie, przy którym od głównej drogi odchodzą dwie mniejsze - jedna prowadząca do Embonas i druga na Attavyros. Tutaj skręcamy w lewo na Attavyros i kierujemy się pod górę. Oczywiście czytaliśmy, że droga będzie kręta i nie każdy samochód da radę, ale stwierdziliśmy, że dojedziemy autem dokąd się da, a dalej szczyt będziemy zdobywać pieszo. Początkowo jezdnia jest wąska, ale asfaltowa i wiedzie przez niezbyt gęsty las. Mijamy pasące się w lesie owce. W końcu wraz z lasem asfalt się kończy i zaczynamy obawiać się o zawieszenie wypożyczonego auta. 

Ujechaliśmy tym Peugeotem raptem ze 3 km (od skrzyżowania na szczyt jest 12,5 km) - decydujemy więc na zaparkowanie samochodu w cyprysowym lesie. 

O godzinie 10:10 ruszamy spod leśnego pseudo "parkingu". 

Po drodze mijamy owce i kozy pasące się samotnie na zalesionej ścieżce. 
Jest to wojskowa droga utrzymywana przez NATO,  prowadząca na sam szczyt.
Próbujemy sobie nieco uatrakcyjnić ten trekking po żwirze, zbaczając na kamieniste pobocze.
Nie zmienia to jednak faktu, że ciągle idziemy drogą przeznaczoną dla samochodów, a nie górskim szlakiem. 
Powoli żałujemy, że nie podjęliśmy próby wejścia od strony Embonas. 
Naszą uwagę przykuwa niejednolita struktura znajdujących się dookoła skał. Bloki skalne wyglądają niczym kanapki. 
Widok na sąsiednie wyspy wynagradza nam uciążliwą wędrówkę w upale.
Po ponad godzinie drogi, kiedy dochodzimy do bazy przy elektrowni wiatrowej,
tuż przed szlabanami mocno wytężajcie wzrok,
 bo znajdziecie wreszcie jedyny szlakowskaz.
Zgodnie ze strzałką odbijamy w lewo z szutrowej drogi,
a takie czerwone kropki na kamieniach mają nam wskazywać dalszą trasę. 
Co jakiś czas w dali na skałach widzimy hasające kozy.

No i obowiązkowe stało się dopięcie nogawek do spodni, bo te małe niepozorne krzaczki mocno kłują gołe łydki. 
I to tyle jeśli chodzi o roślinność - no poza takimi interesującymi owocami Dracunculus Vulgaris. Owoce tzw. Smoczej Lilii, która pięknie kwitnie w czerwcu, bywają też w kolorze jarzębiny. 
Po godzinie i 40 minutach marszu wreszcie wyłania się charakterystyczna kula na szczycie Attavyros.
To stacja meteorologiczna.
Z drugiej strony widać białe zabudowania wioski Embonas.
A i teraz okoliczne wyspy są bardziej widoczne.
Kiedy odwracam głowę widzę wstążkę wijącej się drogi, którą szliśmy, ale i wiatraki.
W końcu, kamień - po kamieniu o 12:30 docieramy na szczyt - i dziurą w siatce wchodzimy na teren Attavyros. 
Na prawdę nie sposób było dostrzec tu szlaku.
Pierwsze kroki na szczycie kierujemy do Świątyni Zeusa, a właściwie jej ruin. 
Zgodnie z grecką mitologią Altemenes -  wnuk króla Minosa, zbudował dla Zeusa na szczycie Attavyros ołtarz ofiarny. Miało być to jedyne miejsce na Rodos, z którego bóg mógłby dostrzec swą rodzinną Kretę.
To i my wybudowaliśmy sobie swój kopczyk szczęścia.
Po dwóch i pół godzinie i 8,20 km drogi
docieramy w końcu do właściwego szczytu,
choć zegarek wskazuje jeszcze troszkę poniżej oficjalnej wysokości Attavyros (1215 m n.p.m.).
To wspaniały punkt widokowy i warto było się pomęczyć.
A kula stacji meteorologicznej widoczna jest niemal z każdego miejsca na wyspie Rodos.
Zejście ze szczytu zajęło nam około 1,5 godziny.
W niższych partiach góry wiatraki tworzą malowniczy krajobraz.
Było to bardzo osobliwe przeżycie, bo przez całą wędrówkę oprócz kóz i mijających nas samochodów, spotkaliśmy zaledwie jedną parę turystów, którzy tak jak my zdecydowali się pokonać tą drogę pieszo. Kiedy po zejściu ze szczytu ok. 14:30 doszliśmy do samochodu, napotkani turyści okazali się naszymi rodakami. Polak potrafi! 17 kilometrowa wędrówka z przewyższeniem 776 m - ale szczyt zdobyty :) 
Wykorzystując fakt, że jesteśmy w okolicy postanawiamy zajechać jeszcze do
Jacobs' Canyon - Kanionu Jakuba
To niepozorne miejsce położone bezpośrednio przy trasie do Monolithos - niecałe 3 km od rozwidlenia dróg prowadzących do Attavyros.
Warto się zatrzymać pozostawiając samochód przed lub tuż za zakrętem.
Koryto rzeki jest suche, 
a półki skalne tworzą ciekawą kompozycję.
Kanion widoczny był od strony drogi na szczyt, jednak wejście od strony Attavyros było nieoznaczone.
Droga przez kanion jest krótka - niespełna 50 metrowy. 
Atrakcja jest ogólnodostępna i bezpłatna, ale na pewno nie dla osób z ograniczoną mobilnością, czy dzieci. Warto tu wstąpić, tak jak my po drodze do Monolithos.
Tak, tak bo do Monolithos - tego białego klasztoru na wzgórzu - też jeszcze zajechaliśmy, 
a tych kilka zdjęć wrzucam Wam na zachętę,
bo wrócimy tu w następnym poście
już z resztą ekipy.

Rodos, ach Rodos ...

Półdniowe city tour to nasza wycieczka po stolicy wyspy Rodos, ale i całego Dodekanezu. Dogodne komunikacyjnie położenie Theologos - około 25 minut od miasta Rodos - daje dużo możliwości eksploracji okolicy. Akurat wycieczkę do stolicy wyspy można zorganizować samodzielnie i ekonomicznie, bez wypożyczania auta i usług biur podróży. Już za 3 EUR od osoby za bilet autobusowy w jedną stronę możecie spędzić cały dzień w mieście Rodos, zwiedzając je po swojemu. Zatem zapraszam na nasz zwyczajny spacer po głównych ulicach miasta.
Zwiedzanie miasta rozpoczynamy z szyb miejskiego autobusu. Jedziemy wzdłuż brzegu morza aż do ronda, na którym autobus wjeżdża w centrum metropolii. Prawie schodząc z pomnika wita nas Diagoras - słynny rodyjski bokser - niesiony na rękach przez dwóch synów mistrz olimpijski to miejscowy bohater. Autobus jedzie przez wąskie i ciasne uliczki aż do dworca autobusowego. Tam wysiadamy z autobusu i jesteśmy na pograniczu Nowego i Starego Miasta. 
W informacji sprawdzamy od razu rozkład jazdy, by spokojnie zaplanować powrót. Ten malutki fragment ulicy w niczym nie przypomina typowych dworcowych placów. Ma tu swój koniec i zarazem początek trasa autobusów we wszystkie krańce wyspy. Zakupu biletów należy dokonać w kasie - niepozornym kiosku przy przystanku autobusowym. Oczywiście wsiadając do autobusu "po trasie" bilety można kupić u kierowcy. Przez sąsiadującą z kasą bramę wchodzimy na plac otoczony licznymi restauracjami i sklepikami, w którego centrum znajduje się pięciokątny budynek. Ten stary rynek rybny, dziś w podziemiu kryje naprawdę czysty publiczny szalet (w cenie 0,50 EUR/osoba).
Idziemy w stronę murów obronnych Starego Miasta i morskiego portu turystycznego.
 
Bramą Wolności (Liberty Gate) wchodzimy na teren Starego Miasta. Wbrew pozorom to nowa brama - została zbudowana przez Włochów w 1924 roku na pamiątkę wyzwolenia Rodos spod dominacji tureckiej. 
Po przejściu przez bramę skręcając w lewo można dotrzeć aż do usytuowanej na cyplu Wieży Naillac (Torre Naillac), zwaną też Wieżą San Michelle. Z daleka fortyfikacje naprawdę pięknie się prezentują. 
Z Bramy Wolności skręcamy w prawo i idziemy wzdłuż nabrzeża w stronę morskiego portu turystycznego.    
Delphinia - to jeden z symboli miasta często pojawiający się na pocztówkach z Rodos.
Panaya Gate (Virgin Mary Gate) wchodzimy na teren Starego Miasta. 
Tuż za rogiem pierwsze ślady epoki średniowiecza.
Kościół Marii Panny z Burgh (Panagia Tou Bourgou
Kościół Marii Panny z Burgh leży na wschodnim krańcu Starego Miasta w Dzielnicy Żydowskiej Rodos. Ta XIV-wieczna budowla jest jedną z najstarszych zachowanych budowli z czasów Joannitów. Kościół katolicki został zbudowany w 1300 roku i aż do częściowego zniszczenia podczas II wojny światowej był największym kościołem w obrębie Starego Miasta. Ruiny świątyni są ogólnodostępne. 
W zasadzie bez celu i mapy chcemy pokręcić się po brukowanych uliczkach Starego Miasta. Warto w tym miejscu wspomnieć, że średniowieczne miasto Rodos zostało w 1988 roku wpisane na listę UNESCO
Tuż za bramą skręcamy w najbliższą ulicę w prawo. 
Zmierzając chwilę pośród kramów i sklepów z wyrobami rzemieślniczymi dochodzimy do
Placu Męczenników (Platia Evreon Martirion) do charakterystycznej fontanny z konikami morskimi pośrodku placu. 
To centrum Dzielnicy Żydowskiej - przed Drugą Wojną Światową na Rodos mieszkało ponad 4 tysiące wyznawców Jahwe. Podczas niemieckiej okupacji plac stanowił miejsce zbiórki społeczności żydowskiej, którą statkami przetransportowano początkowo do ateńskiego portu Pireus, a następnie do obozu zagłady w Auschwitz
W cieniu pod drzewem znajdziecie niewielki obelisk upamiętniający 1604 ofiar holokaustu, pochodzących z Rodos. Na czarnych marmurowych tablicach umieszczono napis "Nigdy nie zapomnij" zapisany w kilku językach. Stąd już zaledwie kilkadziesiąt metrów dzieli nas od kolejnego znanego placu Rodos.
To Plac Hipokratesa (Plateia Ippokratous).
Dookoła placu rozmieściły się liczne kafejki i restauracje, a w jego centrum znajduje się fontanna. Bezpośrednio przy placu stoi budynek sądu handlowego 
zwany Kastellani. Idąc cały czas prosto handlową ulicą Sokratous dojdziemy do Meczetu Sulejmana.
Widoczny w dali minaret Meczetu Sulejmana. 
Powstały w 1522 roku różowy budynek meczetu z bogato zdobioną fasadą z cegieł dziś jest siedzibą muzeum islamu.
Meczet podczas naszej sierpniowej wizyty otaczają liczne rusztowania.
Za to pięknie prezentuje się znajdująca się nieopodal średniowieczna wieża zegarowa. Wstęp na wieżę widokową kosztuje 5 EUR, ale w cenie zawarty jest  napój. Na miejscu znajduje się makieta budynku, a także galeria archiwalnych zdjęć i zamknięty w gablocie mechanizm starego zegara. Atrakcja zaprasza chętnych w godzinach 9:00-21:00. 
Niekwestionowanymi władcami rodyjskiej starówki są koty, które możemy zobaczyć wszędzie.  
Wylegują się na słońcu pod murami.
Rodyjska Starówka to świetny plener dla niejednej sesji zdjęciowej, choć klimat tu panujący i w zasadzie brak cienia nie sprzyja długotrwałym spacerom w trakcie letniego dnia.
Zbliżamy się do centralnej atrakcji Starego Miasta.
Przed nami Pałac Wielkich Mistrzów (Palace of the Grand Master of the Knights of Rhodes)
To zamek będący siedzibą zakonu Joannitów. W 1309 r. Joannici podbili wyspę, a w jej stolicy utworzyli jedną z najpotężniejszych twierdz średniowiecznych. W 1522 r. Rodos zdobyli Turkowie, którzy przekształcili zamek w więzienie. Niestety do dzisiejszych czasów, po nieudanych rekonstrukcjach włoskich architektów, niewiele zachowało się z pierwotnego obiektu. 
Z Pałacu w kierunku portu prowadzi ulica Ippoton - ulica Rycerska. Widzę, że nasi rycerze powoli mają dosyć spacerów. 
Ulica Rycerska biegnie aż do dawnego szpitala Joannitów.
Wzdłuż odrestaurowanej w latach 1913-1916 ulicy znajdują się zespoły rycerskich kwater, np. Prowansji, Francji, Włoch czy Hiszpanii.
Z zainteresowaniem skręcamy w jedną z takich kwater, a następnie ulicą Rycerską schodzimy do końca. Z ulicy Rycerskiej łatwo trafić do Muzeum Archeologicznego. My jednak skręcamy w lewo w ulicę Apellou, aż do
Placu Srebrnego Zamku (Pl. Argyokastrou). Bardzo mało o tym placu w przewodnikach, a nas po prostu zauroczył. 
Tutaj wreszcie było pusto. O tak... oddaliśmy się fotografiom, a jakże!
Tak naprawdę to kompleks budynków pierwszego szpitala rycerskiego z XIV wieku, który dziś jest siedzibą Biblioteki Instytutu Historii Starożytnej. Obok znajduje się także Muzeum Sztuki Zdobniczej. 
Nie tylko naszą uwagę przykuwa kolumna w centralnej części placu. To wczesnochrześcijańskie baptyserium z V wieku, które podczas okupacji zostało przeniesione tutaj przez Włochów z kościoła Agia Irini w Arnitha - wioski znajdującej się ok. 80 km od Rodos. 
Kierujemy się w stronę 
ruin świątyni Afrodyty (Temple of Aphrodite)
Budowla pochodzi z III wieku p.n.e.
Kiedy wyszliśmy poza mury starego miasta nogi poniosły nas jeszcze w stronę zabytkowego Portu Mandraki.
Co prawda pstryknęliśmy jeszcze tylko kilka zdjęć na tle średniowiecznych wiatraków i Fortu Św. Mikołaja, ale było nam tam fajnie, bo spacer umilał nam wiejący wiatr.
I zamiast podreptać w miejsce, w którym niegdyś stał słynny Kolos Rodyjski spędziliśmy czas na marinie. Kolos Rodyjski był jednym z siedmiu Starożytnych Cudów Świata. Dziś miejsce gigantycznych rozmiarów posągu greckiego boga słońca - Heliosa zajęły dwie kolumny zwieńczone rzeźbami łani i jelenia - symboli miasta. A słynny 40 metrowy kolos w III w p.n.e. w wyniku trzęsienia ziemi runął do morza.
Targowisko Nowy Rynek (Nea Agora) wyróżnia się na tle innych budynków swoją arabską architekturą.
Praktycznie na tyłach tego budynku znajduje się dworzec autobusowy, z którego wracamy do hotelu. Korzystając z własnych doświadczeń proponuję średniowieczną fortyfikację Rodos zwiedzać wczesnym rankiem lub późnym wieczorem. No i my też wymiękliśmy, mieliśmy dosyć upału i podążania w tłumie .... a jeszcze tak wiele było do zobaczenia. Już po powrocie do Polski żałowałam, że mam za mało zdjęć ze stolicy, no i wielu nieoczywistych miejsc, które pominęliśmy w Rodos, takich jak Rodyjski Akropol:
marmurowy odeon - pozostałości starożytnego teatru,
ale i trzy kolumny pozostałe ze Świątyni Apolla Pytyjskiego.
Dzięki Kamilko za piękne zdjęcia ... jak mogliśmy tam nie trafić!!!! No cóż... zawsze można pozostawić coś na następny raz...