piątek, 2 października 2015

O tym jak sjesta bywa zaraźliwa czyli Ateny na weekend - część druga

Sjesta Ateńczyków zdaje się trwać wiecznie - zupełnie jak moja sjesta - ponad miesięczna przerwa w prowadzeniu bloga ;) 
Na szczęście grecka sjesta jest krótsza. Formalnie przerwa w pracy większości sklepów trwa od godziny 15:00 do 17:00. To rzeczywiście pozwala przetrwać najgorętsze godziny dnia, bowiem sklepy w lecie otwarte są do godziny 14:00, 15:00, a potem od 17:00 do 20:00. Choć takie godziny pracy nie są regułą. Około 16:30 rozpoczynamy zatem nasze peripato - czyli wieczorny spacer. Idziemy ulicą Eolou mijając po drodze budynek Narodowego Banku Grecji.

Ulicą Eolou ponownie dochodzimy do Placu Monastiraki, z którego tym razem skręcamy w lewo, a więc w stronę dzielnicy Plaka. Dochodzimy aż do Choragic Monument of Lysicrates znajdującego się na malutkim placu Lizykartesa. Pomnik ten początkowo pomylony przeze mnie z Wieżą Wiatrów wzniesiony został ku czci zwycięzców chóru Lizykratesa w konkursie dramatycznym podczas Wielkich Dionizjów w 335 r. p.n.e.

Tu chyba mieszka jakaś Panna Młoda...
Idąc uliczkami Plaki udajemy się w stronę Teatru Dionizosa. Wszak mamy bilety obejmujące i tą atrakcję. Bilety ważne są przez dwa dni, ale my na jutro mamy już zupełnie inne plany. Na ogrodzeniu Teatru Dionizosa wygrzewają się koty.

Teatr Dionizosa  

znajduje się na południowo-wschodnim stoku Akropolu. Wszak drugim patronem miasta jest Dionizos – bóg wina, zabawy i upojenia alkoholowego. Stąd także pochodzi nazwa wielkiego święta boga wina - dionizji. Oj chyba i my urządzimy sobie dzisiaj dionizje. Teatr Dionizosa czynny jest do godziny 17:00. Miejsce to jest kolebką nowożytnego teatru, bo to właśnie tutaj miały premierę największe greckie tragedie Ajschylosa, Sofoklesa czy Eurypidesa. Widownia liczyła miejsc na 5 tys. osób. Dziś pozostały średnio zachowane ruiny.
Zauważalne w ateńskiej kamiennej zabudowie jest to, że pomiędzy marmurowe bloki skalne nie sposób wsunąć ostrze noża. 
Po wyjściu z terenu Teatru Dionizosa udajemy się na drugą stronę ulicy Dionysiou Aeropagitou, gdzie mamy przed sobą

Narodowe Muzeum Archeologiczne

Budynek muzeum powstał w 2009 roku, jest bardzo nowoczesny. Niestety jest już po 18:00 i nie mamy szans na zwiedzanie jego wnętrz. Na szczęście ochrona przychyla się do naszej prośby i wchodzimy chociaż na dziedziniec muzeum. 
Nie lada wrażenie sprawia spacer po szklanej podłodze, pod którą widoczne są ruiny antycznego miasta.
Muzeum jest ogromne - kilkadziesiąt sal, piękne amfory, precyzyjne mozaiki, posągi, płaskorzeźby; w tym także brązowy posąg Posejdona wyłowiony z morza, skarby ze słynnych wykopalisk niemieckiego archeologa Heinricha Schliemanna w Mykenach tzw. złota maska legendarnego króla Agamemnona - tyle wyczytałam w relacjach innych blogerów.
Także czytając relację na blogu konkurencyjnym blogu
można dowiedzieć się, jak zwiedzić to muzeum zupełnie za darmo. No cóż...Polak potrafi!
Wychodzimy z muzeum i idziemy cały czas prosto deptakiem Dionysiou Aeropagitou mając Akropol po prawej stronie. Ulica kończy się dużym placem, z którego widać bramki parku. Zieleń wygląda imponująco, a samo miejsce okryte jest ciszą i spokojem. W cieniu drzew można się schronić przed upałem, a co najważniejsze nie ma tam tłumów. Lubimy odkrywać takie miejsca.

Wzgórze Pnyx

Idziemy pięknym parkiem, po drodze mijając kościół. Właśnie odbywa się tu nabożeństwo połączone z poczęstunkiem. Tuż za kościołem skręcamy w prawo leniwie wspinająca się pod górę. Prosto na wzgórze Pnyx - wzgórze słynie z tego, że za czasów starożytnej demokracji to tutaj zbierali się ateńczycy na dyskusje i debaty polityczne. Wzniesienie z północnej strony tworzyło doskonały naturalny półkolisty taras, z którego można było przemawiać do tłumu co najmniej 6 tysięcy obywateli zbierających się tutaj ponad czterdzieści razy w roku. Stąd świetnie widać Akropol. Wzgórze Pnyx szczególnie upodobali sobie fotografowie. Mijamy nawet kilka par mizdrzących się do obiektywów. Wcale się nie dziwię, bo miejsce o tej porze dnia wygląda magicznie.
Ze wzgórza schodzimy tą samą drogą aż do kościoła i tym razem wspinamy się w przeciwną stronę, w kierunku białej strzelistej budowli. Tym razem mija nas nie fotograf, a zbiegający z góry sprinter. Oj poleciała ślinka mojemu Maratończykowi...

Wzgórze Filopapou

Wzgórze to nazywane jest Wzgórzem Muz, a jego największą ozdobą jest podświetlany nocą pomnik Filopapou - rzymskiego konsula - dobroczyńcy miasta. Na jego cześć Ateńczycy w latach 114-115 wybudowali pomnik i to jego imię dało nazwę wzgórzu. Niestety Wzgórze Filopapou odegrało też smutną rolę w historii miasta, bowiem to stąd wystrzelono pocisk, który zniszczył dach Partenonu.
Ze Wzgórza Muz najlepszy widok na miasto i pięknie oświetlony Partenon rozciąga się nocą, ale sami Ateńczycy ostrzegają, że właśnie wtedy dochodzi tu do wielu rozbojów. Nie tylko mnie zachwyca widok na całe miasto i tym sposobem robię najpiękniejsze zdjęcie wyjazdu (dodam, że zdjęcie to zrobione zostało przeze mnie telefonem)
Ze wzgórza schodzimy południowym zboczem i kierujemy się w przeciwną stronę ulicy Dionysiou Aeropagitou, by stanąć wreszcie oko w oko ze

Świątynią Zeusa

Pora na odwiedziny nie wydaje się najlepsza - wejście na teren zamknięte jest już na trzy spusty, a zdjęcie robimy zza ogrodzenia. Dlatego to bardzo ważne, że bilet na ateńskie zabytki ważny jest przez kilka dni - czego jednak na bilecie nie wyczytasz - a zwiedzić wszystkie atrakcje w jeden dzień graniczy z cudem. 
Tak wygląda bilet wstępu na ateńskie zabytki
Świątynia Zeusa to obiekt, którego budowa rozpoczęła się w 520 r. pne i trzykrotnie przerywana ostatecznie skończyła się w 132 roku, ale naszej ery . Budowla nie wytrwała długo,a kolejne najazdy i zniszczenia spowodowały zamknięcie świątyni w V wieku. To cesarz Teodozjusz zakazał czczenie greckich i rzymskich bóstw, a marmur użyty do budowy został zabrany i przeznaczony na materiał do chrześcijańskiej bazyliki, a także innych domów i świątyni w Atenach. Z kilkudziesięciu kolumn do dzisiaj zachowało się jedynie kilkanaście. 
Idziemy więc na Plakę. 

Plaka 

to bodaj najstarsza handlowa dzielnica Aten. Mimo iż dzielnica zabudowana jest w większości kamienicami z XVIII wieku zachowuje klimat starożytności. Pełno tu nastrojowych klubów i tawern i to tutaj spędzimy dzisiejszy uroczysty wieczór, bo jeśli komuś zależy na poznaniu prawdziwego życia miasta powinien zająć krzesło w jednej z wielu kafenio i obserwować mieszkańców. Na urodzinowy wieczór wybieramy więc napotkaną po drodze Restaurację rodzinną z wieloletnią tradycją (taki napis brzmi na ulotce w języku polskim). 
Restauracja Scholario na ulicy Tripodon 14 zachęca szczególną ofertą. Wybierasz menu w stałej cenie, a następnie kelner przynosi wielką tacę ze wszystkimi specjałami i wybierasz dokładnie to co oczom się spodoba i to dokładnie wybierasz tyle dań, jakie menu wybrałeś. Np. przy wyborze menu dla 2 osób wybieracie razem 5 dań. 
 

My jednak zdecydowaliśmy spróbować dań z tradycyjnej karty.
Radek zarządził sobie duszone mięso wieprzowe i frytki, a ja sałatkę i smażony ser. 

Wszystko - bardzo smaczne i podane w aluminiowych mini garnuszkach. 
A to super smaczne ciasto pomarańczowe - gratis w podziękowaniu za napiwek.
Taka tawerna, to także miejsce obserwacji tego, jak żyją Grecy. Spotykają się tu tłumnie wieczorami. Od razu rzuca się w oczy, że dla Greków kafenio (kawiarnie) to biuro, klub, miejsce przyjmowania zakładów, klub gier karcianych, dom etc.. Rzeczywiście Grecy spędzają tu więcej czasu niż w domu, siedząc, popijając ouzo, czy przebierając paciorkami swoich naszyjników. Naszyjniki na uspokojenie do złudzenia przypominające koraliki różańca są rewelacyjnym sposobem na stres. 
Żegnamy się z Plaką i pośpiesznie wracamy do hostelu. Uliczki jeszcze tętnią życiem, ale na dziś nam wrażeń wystarczy...

2 komentarze:

Printfriendly