niedziela, 28 kwietnia 2019

Na siedmiu wzgórzach wznosił się Kijów..

… gród wielce potężny i arcysłowiański.... 

Tak właśnie o Kijowie pisze Michaił Bułhakow - narodowy wieszcz ukraiński, który obecny będzie w wielu miejscach naszej wiosennej podróży.  
Jest środek nocy z czwartku na piątek 29 marca 2019 roku. Głośny dźwięk budzika wyrywa nas z ledwo co rozpoczętego snu. Wyjazd z domu mamy zaplanowany na godzinę 3:20. Taka złodziejska godzina, a sygnalizacja miejska już włączona... 
Tym razem startujemy z największego portu lotniczego w Polsce - lotniska Chopina w Warszawie. O tej porze w zasadzie pozostaje nam transport własny, gdyż dojazd komunikacją nocną zająłby nam ponad 2 godziny. I tak jesteśmy na wygranej pozycji, gdyż nasi współtowarzysze, a tym razem nawet inicjatorzy tej podróży - Ania i Arek, mają do lotniska ponad 100 km i mimo własnego transportu właśnie 2 godziny ciągłej jazdy. Arek pozostawia auto na pobliskim parkingu z opcją dowozu na lotnisko. My jesteśmy dostarczeni na lotnisko przez córkę i o godzinie 4:15 jesteśmy już w komplecie.
W tą stronę lecimy na różowo, a wracać będziemy na niebiesko :)  Taka podróż  w dwie strony dwoma liniami lotniczymi kosztuje nas 120 zł/osobę. Lecimy tylko z bagażami podręcznymi, które w Wizzair mają wymiar 40x20x30 cm. Samolot o numerze lotu W6 1567 startujący z WARSZAWA-CHOPIN o godzinie 6:10 ląduje na lotnisku KIJÓW ŻULIANY o godzinie 8:30. Lot trwa 1 godzinę i 20 minut,  gdyż w Kijowie przesuwamy wskazówki zegara o godzinę do przodu. W trakcie tego weekendu zrobimy to jeszcze dwa razy - wszak wstrzeliliśmy się akurat w zmianę czasu na czas letni, która to zmiana obowiązuje także na Ukrainie.
Lądowanie odbywa się 20 minut po czasie o 8:50. 
Autobus na szczęście przewozi nas do nowego terminala, bo ten stary pod którym zatrzymuje się samolot nie wzbudza zaufania. 
Nowy terminal to już zupełnie inna bajka - stalowa hala, muszę przyznać z bardzo nowoczesnymi toaletami. Na Ukrainie to wartość dodana, bo większość toalet jest w stylu tureckim, czyli na wisząco (bez muszli klozetowych), podczas kiedy ta lotniskowa nie dość że z muszlą, to jeszcze po naciśnięciu guzika na deskę naciąga się nowa porcja folii higienicznej.
Korzystając jeszcze z lotniskowego wifi kontaktuję się z zarządcą kwatery, którą po raz kolejny rezerwuję tutaj. Umawiamy się na 14:00 - niestety nie ma możliwości wcześniejszego zameldowania. Rozmowy telefoniczne z Ukrainy są dużo droższe, tak więc podczas całego pobytu nie korzystamy z telefonów i internetu polskich operatorów. 
W sieci Plus cennik przedstawia się następująco: 
- połączenia do Polski 6,15 zł/min,
- odebrane 3,08 zł/min,
- lokalne 6,15 zł/min,
- SMS wysłany: 0,99 zł.,
- MMS na nr krajowy 3,43 zł/100 KB,
- MMS odebrany 3,02 zł/100KB,
- Internet 4,92 zł/100 KB.
Sposobem na ominięcie tych kosztów jest zakup karty ukraińskiego operatora Kyivstar, o czym dokładnie poczytacie na blogu Road Trip Bus
Po wyjściu z terminala kierujemy się przez parking, a następnie wychodzimy przez szlabany,
mijając kolorowy stary samolot, w stronę herbu miasta Kijowa (dawniej pomnik z piłką nożną). Właśnie tu, przy ulicy Vulytsya Medova znajduje się przystanek autobusu 302. Na oznaczeniu przystanku brakuje akurat numeru naszego autobusu 302, którym dojedziemy do Kontrahtovej ploshy, zanim jednak zaczynamy powątpiewać o 9:25 nadjeżdża autobus 302. 
Stary żółty, zdezelowany środek transportu po półgodzinnej jeździe dowozi nas do Placu Kontraktowego. To ostatni przystanek na tej trasie. Autobus jest zatłoczony, a opłata za przejazd (nie ma klasycznych biletów) wygląda tak, że pieniążki podawane są z końca autobusu do kierowcy z ręki do ręki kolejnych pasażerów. 
Reszta wraca tą samą drogą. I tak oto Radek stojący tuż przy kierowcy, zyskał w Kijowie nowy zawód. 
Koszt przejazdu autobusem 302 po Kijowie wynosi 7 UAH (hrywien), co stanowi równowartość 1 zł. (1 UAH = 0,15 zł).
Do Kijowa trafiamy nie tylko w weekend ze zmianą czasu na letni, ale także na ostatnią prostą kampanii wyborczej. W niedzielę Ukraińcy będą wybierać swojego prezydenta. 
Po wyjściu z autobusu skręcamy zaraz w prawo, w kierunku stacji metra, przy której znajdujemy miejsce na nasze śniadanie - PUZATA CHATA (Verkini Val 30A). Zapamiętajcie to logo, bo to restauracja, w której będziemy stołować się przez cały pobyt w Kijowie. Z przyjemnością poświęcę jej zupełnie osobny post. A teraz startujemy na Padół. Padół to dolna, rzemieślniczo-handlowa dzielnica Kijowa, w której spotykali się i zawierali transakcje handlowe Grecy, Żydzi, Arabowie, Wenecjanie i Niemcy. I niemal wszystko na Padole wybudowane zostało po wielkim pożarze 1711 roku. Zaczynamy od

Muzeum Czarnobylskiego

Idąc ulicą Spaską skręcamy w lewo w ul. Kharyvyj Pereulok i od razu widzimy samochody ratunkowe stojące przed budynkiem dawnej remizy strażackiej.
Muzeum powstało dla upamiętnienia ofiar katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku. 
 
Symbolem muzeum jest drzewo poznania dobra i zła - obumarła w połowie jabłoń - przenośnia siły energii atomowej, która kontrolowana przynosi dobre owoce, ale kiedy człowiek traci nad nią kontrolę może przynosić śmierć i katastrofę,
Z Prypeci ewakuowano wszystkich mieskzańców w liczbie ok. 50.000, zlikwidowano 20 pobliskich kołchozów, a z uprawy rolnej wyłączono 100.000 hektarów ziemi.
Chętni do zobaczenia "na żywo" terenu po katastrofie mogą wybrać się na bezpieczną wycieczkę do Prypeci, gdzie po dziś dzień straszy Diabelski Młyn... Użycie przeze mnie zwrotu "na żywo" wydaje się być "nie na miejscu", 
bo rzec raczej należy "na martwo".
 Muzeum zajmuje zaledwie 2 czy 3 sale, natomiast ekspozycję uzupełnia duorama, czyli makieta 3D przedstawiająca reaktor przed i po katastrofie.
Muzeum, które zyskało rangę narodowego czynne jest w godzinach 10-18. Bilet wstępu to koszt 24 UAH, a za dwie osoby wraz ze zgodą na robienie zdjęć płacimy 96 UAH. I choć łączna kwota w hrywnach wydaje się spora to stanowi jedynie 14 zł. Na pamiątkę tragedii każdego roku 26 kwietnia muzeum można zwiedzać nieoodpłatnie. Szczegółów szukajcie na stronie muzeum.
Następnie przemieszczamy się ulicą Ilińską w stronę rzeki, gdzie na końcu ulicy znajduje się 

Cerkiew Ilińska

Cerkiew św. Eljasza pochodzi z 1692 r. i wg kronik to w tym miejscu mieściła się pierwsza cerkiew prawosławna na terenie współczesnego Kijowa. 
W 945 właśnie w niej grupa rycerzy kniazia Igora miała przysiąc na krzyż, że dotrzyma postanowień układu pokojowego z bizantyjskim cesarzem Romanem I Lekapenem. 
Złote kopuły będą nam dziś towarzyszyć przez cały dzień. Istnieją również przekazy, według których w pobliżu cerkwi miał miejsce uroczysty chrzest Rusi Kijowskiej w 988 roku. Drewniana cerkiew istniała do 1692 roku, kiedy na jej miejscu powstała murowana świątynia z pojedynczą kopułą, wzniesiona na koszt mieszczanina Petra Hudymy. 
 
Zaglądamy do wnętrza cerkwi i zachwycamy się jasnym ikonostasem.
Idąc od Cerkwi Ilińskiej przechodzimy tylko przez to przejście dla pieszych i kierujemy się wzdłuż głównej drogi Nabereżno Khreszczatyckiej w prawo (zgodnie z kierunkiem jadących aut). Za kilkadziesiąt metrów będzie przejście podziemne, którym dostaniemy się na drugą stronę trasy. Mimo wiaduktu wzdłuż głównej ulicy po drugiej stronie ulicy na nabrzeżu z dala widzimy kolejne cudeńko

Kościół Św. Mikołaja na Nabrzeżu 

Cerkiew pochodzi z XVIII wieku i pomimo, że nie jest zbyt okazała, to jej lokalizacja na grobli - dosłownie kilka metrów od brzegu Dniepru - w połączeniu ze słonecznym złotem bijącym z kopuł sprawia, że jest bardzo fotogeniczna.
Tajemnica tkwi w mostku, który widoczny jest dopiero z bliska, bo z daleka cerkiew sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście wybudowana była na wodzie. Kontynuujemy spacer wzdłuż wybrzeża w stronę portu (bez powrotu na drugą stronę ulicy), którym to nabrzeżem dochodzimy 
 do budynku Dworca Rzecznego, którego logo do złudzenia przypomina stary terminal lotniska Żuliany.
Miejsce jest wyludnione i oprócz deskorolkarzy właściwie nic tu się nie dzieje. Pewnie inaczej jest w sezonie letnim.
Po drugiej stronie z otchłani zakorkowanej ulicy wyłania się absolutne "must see" Kijowa.

Funikular

W tym celu wędrujemy przez Poschtową Ploshę (Plac pocztowy),
na którym funkcjonuje Muzeum poczty.
Po przeciwnej stronie placu znajdziemy dolną stację kolejki linowo-terenowej Funikular.
Spod adresu Sahaidachnogo 3 - kolej wspina się wprost pod monaster św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach, łącząc w ten sposób Padół z historycznym Starym Kijowem. Kolej czynna jest od 7:00 do 22:00 i jeździ z częstotliwością co 2-5 minut w zależności od ruchu pasażerskiego.
Koszt przejazdu wiekowym - bo pochodzącym z 1905 roku - wagonikiem to 8 UAH, a bilet można kupić w kasach biletowych na dolnej i górnej stacji kolejki.
Trasa funikularu wiedzie po wzgórzu Volodymirska Górka i liczy niewiele ponad 200 metrów, a jej nachylenie dochodzi do 36%. Zasada działania kolejki polega na tym, że połączone liną dwa wagoniki równocześnie ruszają z dwóch krańców toru, a jednotorowa linia na środku trasy zamienia się na fragment na dwutorową i tak oto pojazdy mijają się. Na podobnej zasadzie działa kolej na Gubałówkę w Zakopanem, jednak przejazd tatrzańską trasą jest 15 x droższy.
Z górnej stacji kolejki wychodzimy wprost na teren

Monasteru Św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach 

 
Znajdującą się nieopodal stacji bramą wchodzimy na teren zespołu klasztornego. 
Na szczególną uwagę zasługuje bogato zdobione gwiezdne sklepienie altany. 
Nie sposób przeoczyć to miejsce, bo błękit elewacji kościoła i złoto jego kopuł, aż rażą po oczach. Budynek świątyni nie jest oryginalny, bo ten wybudowany w XI wieku został w latach 1932-1933 wysadzony w powietrze z rozkazu Stalina. Sobór został całkowicie odbudowany w latach 1997-2000, w dużej mierze ze składek emigrantów ukraińskich mieszkających w USA.
Od grudnia 2018 roku Sobór stał się główną światynią Kościoła Prawosławnego Ukrainy.
 Bardzo podobają mi się łukowe podcienia budynku, ale zamiast wchodzić do wnętrza soboru, postanawiam wdrapać się na jego dzwonnicę.
Dzwonnica z zegarem pochodząca z lat 1716-1719 widoczna jest od strony placu św. Michała. 
Aby dostać się na szczyt należy przejść przez sale muzealne, w którym poznacie historię kościoła i jego przebudowy. Tutaj m.in. dowiaduję się, że w soborze św. Michała Archanioła w lutym 2014 r. znajdował się szpital polowy dla rannych w protestach trwających od listopada 2013 roku na Majdanie.
Muzeum czynne jest codziennie, poza poniedziałkiem w godzinach 10:00-17:00, a zwiedzanie połączone ze wstępem na wieżę to koszt 30 UAH.
A już z samej wieży roztacza się panorama na Plac św. Michała i pobliski Sobór św. Zofii Sofijskiej. 

Bezpośrednio z placu św. Michała udajemy się obok monumentalnego budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, przy którym skręcamy w prawo w stronę 

Andriejevski Uvziz.

Ta brukowa ulica jest jedną z najstarszych w mieście i łączy ona Padół z centrum miasta. Kiedy wchodzimy w ulicę, w zasadzie poza nawierzchnią nie różni się ona od innych. Z czasem pojawiają się tu kawiarnie i sklepiki, 
a w końcu - tuż przy kolejnej kolorowej cerkwi - kramy z typowymi kijowskimi pamiątkami.
 
Jednak my - nie dochodząc do cerkwi zbaczamy z głównej drogi, wchodzimy po schodach znajdujących się po lewej stronie ulicy - w stronę pozostałości po

Cerkwi Dziesięcinna.

Choć ja w swoich planach zupełnie ją pominęłam - Arek umieścił na liście atrakcji pierwszego dnia w Kijowie. To jedynie fundamenty pierwszej kamiennej świątyni chrześcijańskiej, pochodzącej z lat 989-996. O jej historii czytamy w Wikipedii:
Cerkiew została ufundowana w końcu X wieku przez Włodzimierza Wielkiego, który poprzez jej budowę pragnął podziękować za otrzymany chrzest i zarazem odpokutować za to, że w znajdującej się wcześniej na wzgórzu świątyni Peruna złożono na ofiarę dwóch chrześcijan – Jana i Teodora. Według kronik staroruskich cerkiew wybudowali i udekorowali budowniczowie z Bizancjum między 989 a 995, tworząc pierwszą kamienną cerkiew w Kijowie. Po ukończeniu prac książę Włodzimierz przysiągł, iż będzie przeznaczał 1/10 swoich dochodów na dalsze utrzymanie obiektu – stąd nazwa Cerkiew Dziesięcinna.
Proponuję prosto stąd przejść w stronę lewego narożnika zielonej kamienicy skąd bez trudu znajdziemy drogę do nietypowego parku

Aleja Pejzażowa

To z kolei park często porównywany z Parkiem Güell w Barcelonie. Może nie doszukujmy się tutaj dzieł Gaudiego, jednak zachęcam Was do krótkiego odpoczynku w tym miejscu.
 Mozaikowe ceramiczne poduszki sprawiają wrażenie prawdziwych.
Park został ufundowany przez prywatnych sponsorów, a także mieszkańców okolicznych domów - sprzeciwiających się powstaniu w tym miejscu kolejnych developerskich inwestycji.
Uciekaj Myszko do dziury, niech Cię nie złapie kot bury...
 
a właściwie - niebieski :)
Wracamy na wzgórze z Cerkwią Dziesięcina i tym razem schodzimy na dół, na ulicę Andriejewski Uviz, prosto pod

Cerkiew Św. Andrzeja.

Zgodnie z legendą, lokalizacja świątyni nie jest przypadkowa. 2000 lat temu, przejeżdżający nieopodal św. Andrzej miał rzekomo zachwycić się mijanym wzgórzem i wskazać je jako miejsce budowy świątyni. Prace budowlane rozpoczęto w 1744 r. i po 9 latach powstała cerkiew o miętowej fasadzie zwieńczona kopułą główną i czterema mniejszymi wieżyczkami w kolorze ciemnozielonym. W czasach Związku Radzieckiego cerkiew pełniła funkcje muzeum, a jej pierwotna funkcja została w pełni przywrócona dopiero w latach 90. W 2018 r. cerkiew została przez nieznanych sprawców obrzucona koktajlami Mołotowa, na szczęście nie uległa jednak poważniejszym uszkodzeniom. 
Ponieważ cerkiew jest w trakcie remontu, za 20 UAH można ufundować sobie jedynie wstęp na punkt obserwacyjny dookoła kościoła. Punkt czynny jest codziennie od 10:00 do 18:00, choć kasa zamykana jest już o 17:30. 

Pomnik Po dwóch zającach - After Two Hares

Podczas kiedy nasi towarzysze Arek i Ania wchodzą na teren wzgórza świątynnego, my zatrzymujemy się poniżej cerkwi. Przysłuchujemy się historii pomnika opowiadanej przez ukraińską przewodniczkę.
Statua After Two Hares przedstawia parę: klękającego przed damą młodego kawalera, który prosi damę o rękę. Pomnik jest ilustracją do ukraińskiej sztuki teatralnej i filmu o tym tytule w reżyserii Wiktora Iwanowa (1963 r.). Historia nawiązuje jednocześnie do mądrości Konfucjusza, zgodnie z którą: "Człowiek, który goni dwa zające nie złapie ani jednego". Główny bohater filmu, młody frywolny fryzjer, obiecuje poślubić jednocześnie dwie kobiety. U jednej - mniej urodziwej szuka jedynie bogactwa, a u drugiej - miłości. Doprowadza to do wielu zabawnych sytuacji.
 
Współcześnie pocieranie pomnika w różnych miejscach ma przynieść szczęście w małżeństwie. Dlatego pod pomnik chętnie przychodzą nowożeńcy, którzy składając kwiaty, proszą o udane pożycie małżeńskie. 
Dodatkowo zgodnie z tradycją panny czy kawalerowie, którzy chcą zmienić stan cywilny, pocierają pierścień na prawym małym palcu lub brązowego chrząszcza na płaszczu kawalera. 
Spod pomnika idziemy nadal ulicą Zjazd Św. Andrzeja - ulicą, po której przez dziesiątki lat kroczyli najznakomitsi członkowie kijowskiej śmietanki towarzyskiej. 
Cała ulica to pchli targ pełen straganów z różnymi - często militarnymi - pamiątkami. Np. papier toaletowy z podobizną Putina - ale nie dajcie się zwieść, bo nadruk jest jedynie na pierwszych kilkunastu listkach papieru.
Są też numizmaty - raj dla Radka, wśród których dostrzegamy nawet stare pięciozłotówki.
Dodatkowo po prawej stronie ulicy mijamy dom z 1904 roku, zwany Zamkiem Ryszarda Lwie Serce w stylu gotyckim, który z angielskim królem nie ma nic wspólnego.
Schodząc dalej w dół dojdziemy pod numer 13, gdzie po prawej stronie ulicy Andrejovski Uzviz znajduje się 

Muzeum Michaiła Bułhakova

To w tym domu pisarz umieścił akcję jednej ze swoich nowel pt. "Biała Gwardia". Sam autor mieszkał tu w latach: 1906-1919. 
 Mało kto wie, że Michaił Bułhakow pierwsze dzieło literackie stworzył już jako 7-letni chłopiec oraz, że początkowo Bułhakowmarzył o karierze lekarza.
Zorganizowane ku jego pamięci muzeum początkowo było bardzo skromne, gromadząc niespełna 150 eksponatów, dziś liczy ich 2,5 tysiąca. Muzeum jest czynne codziennie, oprócz środy. Więcej informacji znajdziecie tutaj
 Na skwerze obok domu znajdziemy pomnik ukraińskiego wieszcza, którego najbardziej znane dzieło to "Mistrz i Małgorzata".
 Po drodze mijamy też piękne dzieło street artu, jakich wiele w Kijowie.
Kilka numerów niżej - tym razem pod numerem 2B ma swoją siedzibę 
Muzeum Jednej Ulicy,
czyli Andriejovskiego Uzvizu
Wstęp do muzeum kosztuje 50 UAH, a za dodatkowe 200 UAH dostaniemy się pod opiekę anglojęzycznego przewodnika. Nie byliśmy nim szczególnie zainteresowani, tak więc nie zdecydowaliśmy się na jego zwiedzanie. Oficjalna strona muzeum
Idąc tą ulicą schodzi się ostro w dół prosto do
Placu Kontraktowego
To właśnie tutaj zawierano umowy handlowe. 
Plac Kontraktowy foto: Arek


Na środku placu widoczne są ruiny Dworu Gościnnego z początków XIX wieku.
Vis a vis hali targowej znajduje się Uniwersytet Narodowy - Akademia Kijowsko-Mohylańska założona w XVI w przez wspólnotę prawosławną. To najstarsza uczelnia wyższa na Ukrainie.
Największą współczesną atrakcję Placu stanowi ustawione centralnie Koło Obserwacyjne, wokół którego znajdują się m.in. cerkiew Ducha Świętego, czy dawny kościół grecko-prawosławny św. Katarzyny, który dziś stał się siedzibą banku. 
Trasa piesza liczy około 4 kilometrów, ale jak dla nas - zwiedzających z bagażami podręcznymi - wystarczająca. 
Stąd kierujemy się do stacji metra Kontraktowa Płoszcza. Ciekawostką jest to, że stacja powstała 17 grudnia (sic!) 1976 roku, a do 1990 roku nazwa jej brzmiała Czerwona Płoszcza. 

Czym prędzej wsiadamy do metra, aby dostać się do miejsca naszego noclegu. 
Na dziś wystarczy nam atrakcji - wówczas tak nam się wydawało, że już nic się ciekawego nie zdarzy.... 
Tymczasem życie napisało zupełnie ZASKAKUJĄCY SCENARIUSZ, ale o tym już w następnym wejściu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly