sobota, 8 listopada 2025

Hammam i inne nieoczywiste atrakcje Dogubayazit

Po kilku dniach wędrówki po dzikich ścieżkach wokół Araratu, gdy kurz z drogi osiadł na plecaku, a mięśnie zaczęły domagać się odpoczynku, nie ma lepszego sposobu na regenerację niż wizyta w tradycyjnym tureckim hammamie. 
I tak odwiedzamy Star Hamam w Dogubayazit, znajdujący się nieopodal naszego miejsca zakwaterowania. 
Jak się przygotować na taką wizytę?
  • Weź własny ręcznik i klapki, ewentualnie szczotkę do czesania;
  • Załóż strój kąpielowy; 
  • weź torebkę na mokre rzeczy;
  • Możesz również przygotować drobną gotówkę, w ramach napiwku. 
Cena, jaką płacimy za tą atrakcję to 25 EUR za osobę - czas nieograniczony. Z tego co wiem, to dla mieszkańców Doğubayazit udostępnia się hammam za jedyne 150 TL.
Nie każdy odważył się na to wyzwanie - idziemy jedynie grupą 8 osobową. Ma to swoje plusy, bo jak okazuje się na miejscu - jesteśmy tu całkiem sami. Kiedy wchodzimy do budynku, już od progu czuć ciepło. W obiekcie obowiązuje zmiana obuwia, a na roztargnionych w przedsionku czekają klapki. Kolejna sala relaksacyjna wypełniona jest skórzanymi szezlongami - tutaj znajdziecie także zamykane szafki na rzeczy i przebieralnie.  Kobiety i mężczyźni zazwyczaj mają osobne godziny, ale nasz seans -  na szczęście - jest koedukacyjny. Każdy z nas otrzymuje własny peshtemal – cienką chustę, w którą tradycyjnie owija się ciało. Swoją drogą, to identyczną chustę kupiłam sobie kilka lat temu jako pamiątkę z wakacji na tureckiej riwierze - do tej pory służyła mi jako obrus :)
Kiedy wchodzimy do głównej sali czuć zapach mydła oliwkowego, który wypełnia kamienne wnętrze. Para unosi się ponad marmurowymi ławami, tworząc atmosferę spokoju i odosobnienia. Początkowo, nie bardzo wiedzieliśmy czemu służą zamontowane dookoła umywalki z zimną wodą i blaszanymi miskami....dotąd dopóki nasz przewodnik Mustafa nie zaczął tą lodowatą wodą polewać nas i marmurowe ławy.
Po intensywnym trekkingu taki relaks na gorących ławach, a następnie sauna, czy masaż i peeling pianą to prawdziwe ukojenie – ciało mięknie, a zmęczenie znika wraz z warstwą górskiego kurzu. Na masaż wchodzimy indywidualnie do otwartego pomieszczenia - niewysoki, drobnej postury mężczyzna wykonuje masaż rozciągający i rozluźniający mięśnie - chwilami dość bolesny. Nasi panowie, to nawet klapsy zaliczyli.
Do dyspozycji mamy także sauny: suchą i mokrą, łaźnię parową, a zamiast olejków eterycznych inhalujemy się świeżą cytryną. 
Po wszystkim korzystamy jeszcze z kąpieli w basenie. 
Na zakończenie siadamy na chwilę w sali relaksacyjnej i - jak na to miejsce przystało - oddajemy się rozrywce. W telewizorze akurat emitowany jest turecki serial. Co prawda niewiele z niego rozumiemy, ale nasz osobisty tłumacz Tomek czuje się tutaj, jak ryba w wodzie. Film w dowcipnym tłumaczeniu Tomka zyskuje zupełnie nową fabułę. Przy szklaneczce gorącej herbaty śmiejemy się do rozpuku, jakby każdy z nas wypił co najmniej po szklance whisky!
Wychodząc na ulice Doğubayazıt w wyśmienitych humorach, z poczuciem lekkości i świeżości, łatwo rozumiemy, dlaczego hammam to nie tylko kąpiel, ale prawdziwa sztuka relaksu, pielęgnowana od stuleci. 

Wizyta u barbera w Dogubayazit 
to z kolei coś więcej niż pielęgnacja – to prawdziwy rytuał męskości i wspólnoty. Jak już jesteśmy w temacie relaksu, panom można polecić wizytę u fryzjera. To wcale nie jest takie oczywiste - żałuję bardzo, że kobiety w Turcji takich salonów fryzjerskich nie mają. Przynajmniej na pierwszy rzut oka - w tradycyjnych regionach Turcji (zwłaszcza na wschodzie i południowym wschodzie kraju) obowiązuje mocna separacja płci w tego typu usługach. I o ile fryzjerzy męscy „berber” są bardzo widoczni: mają otwarte salony przy ulicach, duże okna, często głośną muzykę i telewizor, o tyle salony damskie „kuaför bayan” zazwyczaj są ukryte: mają zasłonięte okna, dyskretne wejścia lub znajdują się na piętrze kamienicy, aby zapewnić kobietom prywatność. W mniejszych miastach kobiety robią sobie fryzury w prywatnych przestrzeniach, często w żeńskim gronie. W zachodnich tureckich metropoliach, takich jak Stambuł, Izmir, Antalya, czy Ankara damskie salony fryzjerskie są powszechne, często bardzo nowoczesne i otwarte.
Turecki barber to prawdziwe kulturowe doświadczenie, a nie tylko zwykła wizyta mężczyzny u fryzjera. Oto, jakie elementy się w niej pojawiają:
  • Powitanie i herbata - każda wizyta zaczyna się od serdecznego „Hoş geldiniz!” i często od szklaneczki słodkiej czarnej herbaty. To element gościnności, a nie luksusu – herbata jest niemal obowiązkowa. 
  • Strzyżenie włosów - przy użyciu zarówno maszynki, jak i nożyczek. Zdarza się, że kilku klientów siedzi w kolejce, oglądając mecz lub rozmawiając o polityce.
  • Stylizacja i wykończenie - po strzyżeniu barber dokładnie modeluje włosy używając do tego wody różanej, żelu, a czasem także gorącego powietrza z suszarki.
  • Golenie brzytwą i masaż twarzy - klasyczny rytuał: gorący ręcznik, piana, a potem golenie brzytwą z chirurgiczną precyzją.
  • Usuwanie włosków ogniem - to chyba najbardziej egzotyczny moment. Barber owija patyczek w watę, podpala go i delikatnie „przypala” włoski w uszach lub na karku – błyskawicznie i bez bólu. To popularna technika w całej Turcji.
  • Maseczka na twarz  
  • Woskowanie uszu - barber wkłada do każdego ucha długą świeczkę i przypala je. Nie powiem, nasz lider Wojtek na fotelu u barbera z tymi świeczkami w uszach wyglądał niczym Shrek.
  • Masaż karku i ramion, ale też wyciąganie palców u rąk, czy zakładanie rąk za głowę.
  • Woda kolońska i stylizacja brody - intensywny zapach wody kolońskiej  (często cytrynowy lub lawendowy), działającej też antyseptycznie, unosi się w każdym tureckim barber shopie.
Ach, zapomniałabym: wszystko to oferowane jest w bardzo przystępnej cenie - koszt najbardziej luksusowego pakietu barberskiego wynosi jedynie ok. 60 zł.
A ja naiwna myślałam że do Turcji, to tylko po nowe zęby, albo pośladki się leci...

Printfriendly