wtorek, 22 września 2020

Trzy Korony wpław, na nogach i na dwóch kołach

Zanim zasiądziecie do lektury, proszę wyjąć mapę, kalendarz i telefon. Planowanie czas zacząć! Wszak przed nami październik - podnosimy cztery litery i ruszamy w Polskę. A nuż spodoba Wam się moja propozycja? Ten post opisuje naszą wyprawę na Trzy Korony, podczas której będzie wspinaczka, piękne eksponowane krajobrazy, ale też przeprawa tratwą przez Dunajec, czy w końcu wycieczka rowerowa.
Zatem zapraszam na niezwykle popularny szczyt w Pieninach - Trzy Korony, który w dobie pandemii koronawirusa, był prawie tak samo oblegany jak  zakopiańskie Krupówki. I to był najgorszy, bo najbardziej tłumny punkt naszej niedzielnej wycieczki.

Większością ekipy startujemy z parkingu przy Przystani Wodnej w Szczawnicy. Zostawiamy tutaj samochody, choć Ula z Jackiem i najmłodszym członkiem naszej ekipy Wojtusiem jadą do Krościenka i właśnie z Krościenka zaczynają swoją wędrówkę. W połowie dnia spotkamy się z nimi na rozwidleniu szlaków, by razem kontynuować wycieczkę. Zanim jednak Jacki ruszą z Krościenka na szlak jadą do Srmowców Niżnych zostawić rower Wojtka. Będzie jak znalazł na popołudniowe zmęczone nogi Wojtusia. 

  

Niebo spowite chmurami, ale opady zapowiadane są dopiero na 16:00. Może uda nam się zdążyć przed załamaniem pogody. Idziemy traktem wzdłuż Dunajca, mijając po lewej stronie ścieżkę do Schroniska PTTK Orlica i zamknięty na cztery spusty pawilon Pienińskiego Parku Narodowego.

Nieco dalej przy szlakowskazach kierujemy się na niebieski szlak, którego początek schodzi na sam brzeg Dunajca. Tutaj czeka nas przeprawa na drugi brzeg rzeki. Choć niejeden z Was wpadłby na pomysł, żeby zrobić to wpław - my korzystamy z tratwy.
Taka zaledwie pięciominutowa przyjemność to wydatek 5,00 zł (bilet normalny) lub 3,00 zł (bilet ulgowy dla dzieci powyżej 7 lat, uczniów, studentów, emerytów). Jest godzina 8:55, a tratwy kursują po zebraniu się odpowiedniej ilości osób.
Pierwszy punkt dzisiejszej wycieczki to szczyt Sokolica w tzw. Pieninkach - północno-wschodniej części Pienin Środkowych. Zgodnie ze znakiem dojście do szczytu nie zajmie nam więcej niż godzinę.
Kiedy schodzimy z tratwy czeka na nas wygodna leśna ścieżka,
która miejscami zamienia się w drewniano-metalowe konstrukcje schodów. 

Niebieski szlak, którym podążamy nazywany jest Sokolą Percią. Po czterdziestominutowym spacerze pojawia się kasa biletowa. 
I co ciekawe taką drogę jak my musi codziennie dwa razy dziennie przejść jej pracownik. 
Swoją drogą to ciekawe, czy droga wlicza się w czas pracy. 
Za wstęp na Sokolicę i na Trzy Korony płacimy wspólną cenę 8,00 zł za osobę dorosłą i 3,00 zł za dzieci. Aktualnych opłat szukajcie w Cenniku Pienińskiego Parku Narodowego. O godz.9:50 stajemy na szczycie Sokolicy na wysokości 747 m n.p.m.
Nie sam szczyt jest tutaj numerem jeden, ale słynna reliktowa sosna zwyczajna. Ta ikona Pienin i Szczawnicy pojawia się niemal na wszystkich pocztówkach i wielu wydawnictwach z tej okolicy. Drzewo ma ponad 500 lat i do złudzenia przypomina japońskie bonsai. Do września 2018 roku sosna miała dwie gałęzie, jednak podczas akcji ratunkowej w Pieninach jedna została odłamana przez pęd powietrza w wirniku śmigłowca. Początkowo gałąź wisiała na kawałku łyka, ale w końcu podjęto decyzję o jej odcięciu. Ranę, z użyciem sprzętu alpinistycznego opatrzono środkiem grzybobójczym.
Na szczycie Sokolicy, która swą nazwę zawdzięcza sokolim gniazdom, znajduje się obudowany barierkami taras widokowy.
 I choć dziś już gniazd sokoła tam nie ma, to i tak jest na co popatrzeć.
W dole malowniczy przełom Dunajca. Schodzimy z Sokolicy i dalej droga obniża się na przełęcz Sosnów (650 m n.p.m.). 
Stąd ścieżka prowadzi stromymi zakosami na Czertezik (772 m n.p.m.) z kolejnym punktem widokowym, 
by w końcu dojść do najwyższego punktu Perci czyli Czerteża (774 m n.p.m.). Stąd znowu możemy podziwiać panoramę Dunajca. Szlak jest bardzo dobrze zabezpieczony metalowymi poręczami, ale też kolejnymi drewnianymi schodkami. 
Następnie Sokola Perć wiedzie przez skalistą grań Ociemnego Wierchu (740 m n.p.m.) i Białe Skały. Na szlakowskazach co chwila znajduje się ostrzeżenie, że szlak jest eksponowany. 
 
W końcu trasa łagodnieje i w tzw. Bańków Gronik łączy się z żółtym szlakiem z Krościenka.
Jest godzina 11:30. To miejsce umówionego spotkania z resztą ekipy. Okazuje się, że Jacek, Ula i Wojtek są dobre pół godziny przed nami i raczej nie zdołamy ich dogonić przed Trzema Koronami. Tymczasem naszego czternastolatka także dopada kryzys obstrukcyjny i choć nie ma to nic wspólnego z polityką, niczym Senat, stoimy w miejscu. Tym samym tworzymy ogon naszej wycieczki.
Z trudem o 12:05 dociągnęliśmy krótszym żółtym szlakiem do przełęczy Szopka - inaczej Chwała Bogu, podczas gdy reszta drużyny zboczyła na szlak prowadzący przez Górę Zamkową. Na samej przełęczy jest sporo miejsc do siedzenia, gdzie w cieniu drzew można odpocząć. To tutaj nasz Oskar robi sobie antrakt, a my wbiegamy na Trzy Korony. Tak, tak... choć nie jesteśmy w odpowiednich butach dosłownie wbiegamy na szczyt. Podczas kiedy, zgodnie z oznaczeniem czas podejścia to 45 minut - Radek potrzebuje 15 minut, a ja zasapana osiągam czas nieco ponad 20. Tuż przed wejściem na platformy metalowe spotykamy naszą grupę. Co prawda Wojtek z rodzicami już schodzą, ale reszta dopiero będzie wchodzić.   
Trzy Korony to tak naprawdę nie trzy, ale pięć turni: Okrąglica, Płaska Skała, Nad Ogródek, Pańska Skała i Ganek. Najwyższa to Okrąglica 982 m n.p.m. na którą wchodzimy po metalowej konstrukcji.  
Na szczycie znajduje się platforma widokowa i tutaj już ciągnie się kolejka na ok. 10 minut stania. Na Trzech Koronach w sumie z  kolejką i zdjęciami spędzamy czas od 12:20 do 12:50.
Robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy z powrotem w dół do Oskara. Na przełęczy Chwała Bogu czeka już w towarzystwie Wojtka i Jego rodziców.
Choć samo wejście na Okrąglicę nie jest dla nas komfortowe z uwagi na liczbę turystów to sam widok na Sromowce Niżne i dalej na Zalew Czorsztyński wart jest poświęcenia.
Z pomocą aplikacji Polskie Góry odnajduję zalesioną piramidę Wysokich Skałek - szczytu, na który wchodziliśmy wczoraj.
Z Przełęczy Szopka nasza tym razem wspólna wycieczka kontynuowana jest do schroniska Trzy Korony. Zasłużyliśmy na porządny obiadek.
Wielu turystów to właśnie od tej strony wchodzi na Trzy Korony. Zdecydowania z tej strony trasa jest najmniej wymagająca. Szesnaście lat temu, kiedy pierwszy raz byliśmy razem w Pieninach wchodziliśmy, jak mały Wojtek w asyście rodziców od strony Krościenka. Zdecydowanie piękniej, acz bardziej stromo jest powtórzyć to Sokolą Percią, która swój kres ma właśnie w Sromowcach Niżnych.
Zejście do schroniska zajmuje nam około pół godziny.
Już na Przełęczy Szopka zrodził mi się w głowie plan, aby wypożyczyć tutaj rowery. Z informacji na stronie Schroniska PTTK Trzy Korony 
wynika, że rowery możemy wypożyczyć tutaj, a oddać w Szczawnicy w Schronisku PTTK Orlica
Rowery marki Giant na 2 godziny w cenie 14,00 zł za sztukę i dodatkowe 10,00 zł za oddanie w Szczawnicy (cały dzień za 35,00 zł.) - są w bardzo dobrym stanie, a takie rozwiązanie przypada do gustu nie tylko znużonemu drogą Oskarowi, ale całej ekipie. Lubimy takie pomysły i z radością wspominamy Dolinę Chochołowską, którą też kiedyś przejechaliśmy rowerami. 
Reszta ekipy, czyli Ula z Jackiem zajeżdżają wypożyczonymi rowerami po rower Wojtka. Przecież dziś rano nikt z nas nie myślał, że wszyscy razem będziemy wracać na rowerach. To tylko Wojtuś miał jechać na rowerze, podczas kiedy my całą Drogę Pienińską  przez Czerwony Klasztor mieliśmy przedreptać pieszo.
 Ok.15:30 na kładce w Sromowcach Niżnych żegnamy się z miasteczkiem i Trzema Koronami
i przechodzimy na słowacką stronę. Przed nami 11 km drogi, a nad nami czarne chmury.
I tak jesteśmy w lepszej sytuacji niż wodniacy. No cóż, zdjęć z drogi powrotnej nie będzie - bo deszcz lunął tuż za granicą słowacko-polską. Tak naprawdę zabrakło nam ze trzech kilometrów do celu. Nie bardzo było nawet gdzie przeczekać, a my ubawieni testowaliśmy parametry oddychalności i wodoodporności naszych kurtek.

Ten deszcz zepsuł nam całą zabawę i o 16:00 mocno przemoczeni lądujemy w Schronisku Orlica. Bardzo przyjemny deserek i kawa wynagradzają nam to mokre zakończenie dnia.
Oczywiście będziemy wspominać tą wycieczkę bardzo długo. Dla każdego coś miłego, bo taki oto t
en nasz sposób na rodzinną eksplorację Pienin zarówno dla żądnych wrażeń wprawnych piechurów, jak i dla leniuchów. 

I co ? Pakujemy plecaki? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly