piątek, 6 listopada 2020

Wakacje w dobie Covid-19

No to może na początek słów kilka, o tym jak to się stało, że wakacje 2020 roku spędziliśmy na Teneryfie. Tak, tak kochani - na Teneryfie. Wyspy Kanaryjskie... Pamiętniki z wakacji... Zapamiętaj ten czas....
I jeszcze dużo innych skojarzeń - i to wszystko zupełnie nierealne - niestety nie na naszą kieszeń. A już o rodzinnych wakacjach w szczycie sezonu na Wyspach Kanaryjskich to nawet w najśmielszych marzeniach nie myślałam. Jak wiecie, od kilku lat wakacje kupujemy w tzw. ofercie first minute. I albo jest to zakup biletów lotniczych na początku września danego roku na kolejne wakacje - a więc z 11 miesięcznym wyprzedzeniem, albo tzw. gotowiec z biura podróży. Takie dalekosiężne plany dawały nam zawsze bardzo dobrą cenę i motywację do całorocznej pracy, bo przecież perspektywa konkretnych wakacji zawsze już była.
I rok w rok tak było. Odliczając tylko dni do urlopu wiedzieliśmy, że nic nie może popsuć naszych planów.
I wtedy przyszedł COVID-19 ...
Nic już nie było pewne. Wszystkie nasze wyprawowe plany wzięło w łep. A i nasze sierpniowe wakacje 2020 roku w Turcji (wykupione w TUI we wrześniu 2019 roku) tym bardziej stały pod dużym znakiem zapytania. First minute to wpłata 5% wartości wakacji, a więc biuro podróży TUI nie widziało żadnego problemu - najpierw zaproponowali zamianę na inną ofertę zima 2021 lub lato 2021, potem przedłużyli czas zapłaty reszty ceny na 20 dni przed wylotem, w końcu - 21 lipca - finalnie zdjęli ze swojej oferty wszystkie wyjazdy do Turcji i tym samym odwołali nasze wakacje. Mimo iż Turcja otwierała się na turystów od 15 sierpnia 2020 roku, a nasze wakacje miały rozpocząć się 16 sierpnia - zostaliśmy bez wakacji, bez planów i z odwróconym rogalem na twarzy. Urlop w pracy zabukowany, więc gdzieś na pewno pojedziemy. I zaczęły się poszukiwania: Czarnogóra, Albania, przez chwilę całkiem na serio brana była pod uwagę także znana nam jak własna kieszeń Bułgaria... I wtedy kolega zaproponował Majorkę - co prawda w all inclusive ale tylko na 7 dni. Zaświeciło mi się w głowie, że może nie zawężać poszukiwań na wymienione wcześniej kraje. I tak oto w wyszukiwarce TUI pojawiła się Teneryfa. Już nie na 7 dni, ale na 11. Już nie w all-u, ale z 2 posiłkami. Cena też rarytas - w stosunku do Turcji na 3 osobową rodzinę o 1.300,00 zł mniej. Do listy chętnych dołącza też nasza córka Ada z Krystianem. Zatem - bierzemy!!!
I tak oto 23 lipca 2020 roku zapadła decyzja, że razem z TUI polecimy na Teneryfę.

Dziwne to czasy, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi, że w ogóle doszło do naszego wyjazdu. Nawet po zakupie wielu naszych bliskich wątpiło w powodzenie wyjazdu. Ale uwierzcie, że mimo szalejącej pandemii, były to jedne z naszych najlepszych wakacji. I bez all inclusive mogliśmy poczuć się jak VIP :) Niezwyczajna takich klimatów i niechętna do stania na piedestale wyjaśnię, jakie były najważniejsze zasady których musieliśmy przestrzegać i całkiem dobrze nam z tym było.  

I tak oto zdjęcie z początku postu wypełniliśmy sobą :)
Jeszcze słówko o przygotowaniach. Na 24 godziny przed odlotem musieliśmy pobrać na nasze telefony aplikację TUI, przez którą odbywa się każdorazowy kontakt z biurem podróży oraz aplikację dedykowaną przez hiszpański rząd - Spain Health Travel App, przez którą musieliśmy wygenerować kod QR dla każdego uczestnika podróży (w tym dzieci). Każde z nas w swoim telefonie miało własny kod i on służył za przepustkę do wejścia na lotnisko na Teneryfie. Uwaga: w części formularza w aplikacji SpTH "Travel Information" w polu "seat number" jeżeli nie wykupiłeś miejsca w samolocie należy wpisać miejsce 0A.
Oprócz aplikacji zdrowia musieliśmy wypełnić stertę dokumentów podróży: karty lokalizacji pasażera, deklaracje zdrowia dla Enter-Air. Teraz jest nieco bardziej restrykcyjnie: od dnia 14 listopada 2020 roku wszystkie osoby przylatujące na Wyspy Kanaryjskie, posiadające noclegi w certyfikowanych obiektach zakwaterowania ( tj. hotele, apartamenty), są zobowiązane do posiadania negatywnego wyniku testu na obecność COVID-19.
I tak oto 17 sierpnia 2020 roku wsiadamy w pierwszy poranny pociąg Kolei Mazowieckich, którym dojeżdżamy na Lotnisko Chopina. Pierwszy raz od tylu lat nie było zdjęcia zbiorowego na stacji całej ekipy, bo dopiero stację dalej dosiadają się do nas współtowarzysze naszej podróży: Agnieszka, Tomek i Zuzia. 
 
W komunikacji miejskiej obowiązują maseczki. Kiedy dojeżdżamy na lotnisko w zasadzie ruch wydaje się niewielki. Jedyne czynne wejście na halę odlotów to górne, przy którym stoi ochrona i dopiero po okazaniu dokumentów podróży wpuszcza do budynku. Tuż za wejściem znajduje się termometr termowizyjny i to w zasadzie koniec jakichkolwiek obostrzeń. Już do odprawy bagażu i kontroli bezpieczeństwa turystów jest dużo. Nie wspomnę o barach i kawiarniach, bo duża część sklepów jest niestety zamkniętych. Wszyscy starają się zachowywać bezpieczne odległości, a nasze usta i nos zakrywają maseczki. 
 
Tak już będzie do końca lotu i jeszcze dużo dużo dłużej.
Kiedy na horyzoncie pojawia się wulkan Pico del Teide, oznacza to że niebawem będziemy lądować.
Lot trwał 5 godzin 50 minut, czyli od 7:30 do 12:20, gdyż czas obowiązujący na Wyspach Kanaryjskich jest o godzinę do tyłu w stosunku do czasu polskiego.
Kiedy wychodzimy z samolotu okazuje się, że to jedyny samolot, który teraz wylądował. Lotnisko Teneryfa-Południe wygląda na zupełnie opuszczone, a wejście do budynku wymaga okazania telefonu z kodem QR. Każdemu z nas mierzona jest temperatura za pomocą kamer na podczerwień. 
Czekamy na bagaż i w zasadzie w ciągu kilkunastu minut opuszczamy lotnisko. Na podłodze, przy taśmociągu bagażowym oznaczone są miejsca, na których można czekać na bagaż.
Tuż przed wejściem - ale już przed budynkiem lotniska stoi kilku pracowników, którzy każdą wychodząca osobę pytają o nazwisko, w odpowiedzi podając nr autokaru, do którego dana osoba ma się skierować. 100 procent bezpieczeństwa - wszyscy w maseczkach i zachowany dystans.
Jest bardzo słonecznie, ale wieje dość silny wiatr.
Taki widok zastajemy po wyjściu z portu lotniczego Aeropuerto de Tenerife Sur.
A to akurat zdjęcie części naszej grupy na zakończenie wakacji. 
Szybciutko zajmujemy miejsca w autokarze i wkrótce odjeżdżamy. Razem z nami jedzie rezydent biura, który po drodze wprowadza nas w zasady obostrzeń obowiązujących wówczas na Teneryfie. Z najważniejszych to całkowity zakaz palenia papierosów na zewnątrz - jedyne miejsce do palenia to własny balkon czy taras w pokoju hotelowym. Na szczęście nas to nie dotyczy, ba - jest nawet in plus - nie będzie palenia na ulicach, co u Hiszpanów jest bardzo często nadużywane. Nie będzie także spotkania z rezydentem, a wszelki kontakt odbywać się będzie poprzez aplikację myTUI. I oczywiście obowiązkowe noszenie maseczek wszędzie, poza własnym pokojem hotelowym, pływaniem w basenie, ale też plażowaniem. Przyjdzie nam się do masek przyzwyczaić, bo kara za brak maski na Teneryfie to 100 EUR.
W ciągu pół godziny dojeżdżamy do naszego hotelu, a co nas tam czeka to już w kolejnym wejściu.

2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystkim samo już spędzanie wakacji jest świetną opcją i ja również jestem zdania, ze dobrze jest spędzać ten czas na wodzie. Ja najczęściej czarteruję jacht z firmy http://tempesta-jachty.pl/ i właśnie w taki sposób spędzam czas wolny.

    OdpowiedzUsuń

Printfriendly