piątek, 19 lutego 2016

Tylicz, czyli o tym jak goniliśmy zimę

Termin: pierwszy tydzień mazowieckich ferii: 30 stycznia - 6 lutego 2016 roku.
Ekipa: tym razem dwie rodziny, w sumie jedynie 7 osób.
Miejsce: ano właśnie... Gdzie tu szukać zimy na przełomie stycznia i lutego.
Wszak te miesiące to już raczej pewnikiem mróz i odpowiednią ilość śniegu zapewniały. Tymczasem globalne ocieplenie klimatu sprawia, że coraz trudniej o prawdziwą zimę. 
Odczuliśmy to jadąc na ferie z Warszawy. W centralnej Polsce panowały raczej wiosenne klimaty. 

Im bliżej południa Polski, tym temperatura rosła, by w Nowym Sączu osiągnąć pułap 11 stopni i to w dodatku plus jedenastu stopni. W Nowym Sączu staliśmy w samych bluzach na parkingu, a słoneczko mocno podpiekało. W końcu do celu mamy już tylko 35 kilometrów, więc co raz bardziej przekonani byliśmy o tym, że najbliższy tydzień zamiast jeździć na nartach, spędzimy na basenie. 
Jakieś 10 kilometrów przed celem naszej podróży, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu pojawił się nagle śnieg - na początku miejscami, chwilę dalej już całe zbocza i w końcu w Mochnaczce Wyżnej było go już naprawdę sporo.
Tylicz wita nas więc w iście zimowych klimatach i już nie mamy wątpliwości, że na nartach jeździć będziemy.  
Przez cały wyjazd prowadziła nas pogodowo aplikacja The Weather Chanel (jedyna prawdziwa prognoza, która dosłownie co do minuty określała planowaei opady). Normalnie nudą zawiało... My tu takie fajoskie ferie planowaliśmy, a Mysza o pogodzie. 
I tak jak zaplanowaliśmy, tak też było, bo co jak co...ale śnieg w Tyliczu zawsze jest,... no dobra raz był z deszczem ;)
Dotarliśmy wreszcie do Tylicza. Kierunek Hamernik!!! 
To sprawdzona przez nas w ubiegłym roku kwatera, której stronkę znajdziecie tu: http://www.hamernik-pokoje.pl/, a tam w zakładce "Napisali o nas" także i moją ocenę . 
W tym roku dla pensjonatu Hamernik mogę dodać tylko do oceny 10/10 wielkiego plusa (bo więcej gwiazdek już nie ma). Plusa:
  • za czystość, 
  • za to że pokoje znowu po liftingu, 
  • za to że wszystko działa (telewizja też), 
  • za to że w pokojach cudnie pachnie, 
  • za to że w pokojach jest bardzo ciepło,
  • za to że jest ciepła woda,
  • za to że smacznie, 
  • za to że dużo, 
  • za to że domowo,
  • za to że gospodarze życzliwi, 
  • za to że obsługa przemiła....
Życzę Ani i Markowi Hamernik wielu sukcesów i 100% obłożenia, bo jestem przekonana, że każdy, kto pojawi się tam choć raz - na pewno wróci. Gdyby każdy właściciel pensjonatu podchodził tak profesjonalnie do wykonywanej pracy, nie byłoby internetu pełnego hejtów. A jeszcze ta lokalizacja pomiędzy dwiema głównymi ulicami Kopernika i Tylickiego (z obydwu ulic jest wejście). Do rynku blisko, do kościoła blisko, a i na stok - jak to mówi Ada: dwie piosenki i jesteś na Master-ski. Poza tym w Tyliczu są jeszcze darmowe ski-busy, które działają jak taksówka - na telefon i podwożą pod same drzwi pensjonatu. Taka inicjatywa stacji narciarskich dla gospodarzy tylickich kwater. Brawo!!!

Stacje narciarskie w Tyliczu 

Pierwsza to wspomniany Master-ski
Nowiutki 4-osobowy wyciąg krzesełkowy uatrakcyjnia jeszcze bardziej tę stację, tak więc i my postanowiliśmy spróbować. 
Łagodne stoki, krótkie trasy, duża przepustowość wyciągu, ale także niezwykle przystępne cenowo miejsce (dla mieszkańców Hamernika rabat -20% na karnety punktowe). Stacja wybierana jest przez rodziny z dziećmi, ale także przez osoby, które stawiają "pierwsze kroki" na nartach. Może troszkę męczące jest podejście po stalowych schodach, no ale bez przesady - toć to góry!!! Jest za to bezpłatna przechowalnia sprzętu - oczywiście w miarę dostępności miejsc - a o te w ferie trudno. 

Niestety my kiepsko trafiliśmy z Masterem, bo jeździliśmy tutaj akurat tego jedynego dnia pobytu, kiedy cały dzień padał śnieg z deszczem. 

Może masterskie trasy z jednej strony widokowo nie powalają na kolana - bo czasem jedzie się szczerym otwartym polem, z drugiej zaś strony czarują trasą slalomową, czy ski-parkiem (także dla narciarzy), gdzie przejazd zakończony jest tunelem.
Master-ski to jednak miejsce, w którym wiedzą, jak zadbać o klienta (i nie chodzi mi tylko o to, że podczas deszczu krzesełka na wyciągu były wycierane). Po prostu przyjemna atmosfera na stoku i w karczmie wcale nie kojarzy się z góralami, dla których tylko liczą się dudki zostawiane przez ceprów. Pewnie to zasługa właścicieli - spółki tylicko-wołomińskiej. Cokolwiek miałoby to oznaczać zasługuje tylko na najwyższe noty. Zresztą zobaczcie sami fragment programu o Master-ski.
Może korzystaliśmy z "nartowania" na Masterze tylko jeden dzień, za to spędziliśmy tam też jeden bardzo miły wieczór i to nie na szusowaniu, ale na ognisku z góralską kapelą. Stacja zaprasza na każdy środowy wieczór zespół Zaćwa, który na przemian pogrywa, a to w karczmie, 
a to przy ognisku.
Ładnie grają chłopoki ino my słów nie znamy. Rozgrzani góralskim grzańcem za 7 zł na próżno szukaliśmy słów piosenek w internecie (a wifi śmiga, że ho ho!!). Zanim znaleźliśmy - kapela już następny numer grała - a nam się karaoke zachciało. Na przyszłość chyba gościom przydałyby się śpiewniki. Super impreza - a numerem wieczoru został i tak utwór wcale nie spod samiuśkich gór. Posłuchajcie tylko, a w wykonaniu Zespołu Zaćwa brzmiał wcale nie najgorzej.

I z tą właśnie piosenką na ustach wyruszyliśmy w drogę powrotną do Hamernika - choć był pomysł, żeby zadzwonić po ski busa :)

Druga stacja narciarska Tylicza to Tylicz-ski
Tutaj spędzaliśmy praktycznie każdy dzień pobytu (poza opisanym wyżej poniedziałkiem). Warunki z dnia na dzień stawały się coraz lepsze 

- zaczynaliśmy od trudnych,
ale za to w pełnym słońcu i na plusie...
Była tez jazda na sztruksie.
Jednak po dwóch dniach spadł śnieg i jakość tras znacznie poprawiła się. Myślę, że Tylicz-ski czuje na plecach oddech konkurencji i nie może sobie pozwolić na zaniedbania.
 
 
 
Nawet Ada postanowiła wyjść z hamernikowych pieleszy i oddawać się urokom sportów zimowych. 
Stacja chwali się zaszczytnym trzecim miejscem w Polsce - naturalnie w jednej z kategorii - wśród ośrodków do 6 km tras.
Także bezpłatny parking i bezpłatne ski-busy zachęcają narciarzy do wyboru właśnie tego ośrodka. Przyjeżdżają tutaj turyści choćby z pobliskiej Krynicy, bo jak się okazuje tylickie stoki są lepiej przygotowane niż te krynickie. Pewnie stąd też kolejki do wyciągu. Na szczęście kolejka idzie szybko, a stanie w niej w godzinach szczytu zajmowało nam góra 10 minut. Dlatego też szczególnie w ostatnich dniach pobytu chętnie wybieraliśmy ofertę "Tanie poranki" bo wówczas ludzi było mniej, a i karnet w promocyjnej cenie. I tak jeżdżąc od godziny 9:00 do 11:00 cena wynosiła 30 zł. I rzeczywiście już około 10:30 robiło się bardzo tłumnie. 
Tegoroczne narty wpiszą się do historii naszej rodzinki i to nie tylko dlatego, że w środku zimy, podczas gdy w centralnej Polsce czuć było już wiosną - udało nam się złapać zimę. 
Także dlatego - i to chyba przede wszystkim za to, że oto pierwszy raz w życiu nasz syn Oskar - niespełna dziesięciolatek - jeździł na nartach bardzo chętnie, sam, bez niczyjej asysty, w dodatku często innymi trasami, niż mama i tata.  
I oto mi właśnie chodziło - wreszcie!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly