czwartek, 27 lipca 2017

Amsterdam trasa zwiedzania - dzień pierwszy

Czas rozpocząć nasze zwiedzanie Amsterdamu, miasta, które może nie jest rozległe, jednak bez komunikacji ani rusz.

Komunikacja

to najważniejsze od czego musimy zacząć. Po Amsterdamie poruszać się będziemy metrem i tramwajem, wielokrotnie wsiadając i wysiadając. Metro posłuży nam za dojazd i powrót do hotelu. Na szczęście znalazłyśmy spełnienie naszych marzeń za jedyne 7,50 EUR za osobę. To  tekturowa karta wielkości karty kredytowej tzw. OV chip card/GVB day ticket. Najważniejsze że karta ważna jest 24 godziny od pierwszego skasowania. Tak więc zaczynając podróż tak jak, my o 16:00 mamy ją aktywną do 15:59 dnia następnego, kiedy to już ruszymy do Eindhoven.  
Rodzajów biletów jest więcej, a wyboru dokonacie na stronie przewoźnika:
Rodzaje biletów komunikacyjnych
Zakupu biletów dokonałyśmy w automacie na stacji Bijlmer Arena.
O jednej rzeczy musicie pamiętać, jeśli chodzi o podróżowanie komunikacją miejską w Amsterdamie - nie wystarczy mieć zakupionego i raz odbitego biletu, ale konieczne jest odbijanie karty przy wejściu i wyjściu ze środka transportu. Taki check-in i check-out. Poza tym trzeba pamiętać nazwę przystanku do którego jedziemy i tuż przed nim nacisnąć przycisk STOP (działa tak jak w Polsce przystanek "na żądanie"). Kiedy tramwaj zatrzyma się robimy chip-out kartą i naciskamy niebieski przycisk DEUR  (drzwi się wówczas otworzą). 
Zatem z niebieską karteczką (OV chip card) w dłoni i z głową pełną podstawowych informacji pokazuję Wam dokąd dziś pojedziemy.

Żółtą linią metra M54 dojedziemy w 16 minut do Central Station - Dworca Centralnego w Amsterdamie. W planowaniu podróży pomoże Wam strona przewoźnika http://maps.gvb.nl/en/route
 
Dworzec Centralny w Amsterdamie ma chyba najpiękniejszą fasadę dworca, jaką kiedykolwiek widziałam - złoto mieni się w słońcu i dworzec wygląda jak namalowany.
Słyszałam nawet określenie, że Amsterdam to miasto, w którym dworzec wygląda jak pałac,
a pałac wygląda jak dworzec i przyznam szczerze coś w tym jest...
Miasto Amsterdam od zawsze żyje w symbiozie z wodą, która stanowi istotę życia i mentalności jego mieszkańców.
Woda jest dla nich jak powietrze - stąd my także zamierzamy zacząć od zwiedzania miasta z wodą. Rozpoczynamy zatem rejs po rzece Amstel, a właściwie po jej ujściu IJ. A tak przy okazji: dwie duże litery IJ, to nic innego jak archaiczne oznaczenie wody. W tym celu skręcamy z dworca w prawo (mając wejście do dworca za plecami). 
 
Mijamy przed dworcem gęstwinę kół, która wydaje się być nierozplątywalna - a przecież każdy w końcu znajduje i wyciąga swój pojazd (po prawej stronie zdjęcia widoczny jest jeszcze wielopoziomowy parking rowerowy). Wikipedia ocenia ilość rowerów w Amsterdamie na 900.000 - pewnie nie licząc tych utopionych na dnie kanałów, których liczba sięga około 25.000 :)
 
To miasto jest dostosowane bardziej dla rowerzystów, niźli kierowców aut, czy pieszych. Podobno, gdyby podsumować dystanse pokonane na rowerze przez wszystkich mieszkańców Amsterdamu, to okazuje się, że codziennie pokonują oni 2 milionów kilometrów. Takim oto tunelem rowerowym (Cuyperspassage) wydostajemy się do portu, który znajduje się na tyłach dworca.
Nawet mozaiki na ścianach sugerują, że w mieście króluje woda.
Promem Buiksloterweg w 5 minut przepłyniemy na drugą stronę rzeki. Prom jest bezpłatny i kursuje co chwilę.
Promem dostaniemy się do części miasta, w której znajduje się m.in. Eye film Muzeum.
Dopóki pogoda na to pozwala - zdecydowałyśmy się przewietrzyć głowę na promie
Choć kiedy jesteśmy na drugiej stronie rzeki wcale nie jest lepiej...
wieje bardzo silny wiatr. 
Aż się bałam, że mi zdmuchnie to mojej chucherko.
A to atrakcja zwana Over the Edge w wieżowcu A'DAM. 
Bujanie w obłokach trwa zaledwie minutę, ale za to gwarantuje niesamowite widoki. Szczegóły znajdziecie tutaj.
Sam wstęp na taras widokowy to koszt 12,50 EUR zaś dodatkowo skorzystanie z huśtawki to kolejne 5,00 EUR
Eye Film Museum - oferuje wiele ciekawych wystaw, czasem nawet bezpłatnych. My chciałyśmy jedynie zobaczyć budynek z zewnątrz. Aktualny cennik i program na stronie muzeum https://www.eyefilm.nl/en
W dość krótkim czasie wracamy znowu pod dworzec centralny, skąd tym razem tramwajem nr 2 pojedziemy do dzielnicy muzeów 
 
Zanim wsiadłyśmy do dwójki udało mi się robić fotografię widoku jaki roztacza się naprzeciwko dworca. Właśnie pod tym kościołem zakończymy nasz dzisiejszy spacer. A więc ruszamy...
 

Już z okien tramwaju widzimy urocze kamienice, które tworzą specyficzny klimat tego miasta. Miejsca na zabudowę jest tak mało, że kamienice są wąski i wysokie, a ich klatki schodowe niezwykle ciasne. W dodatku fasady budynków są pochylone względem ulicy - a wszystko to niegdyś miało ułatwić kupcom wciąganie towarów na wyższe piętra, a dziś zwyczajnie ułatwia przeprowadzki. Dlatego też na szczycie każdej kamienicy umieszczony jest hak do zaczepienia ładunku. Ciekawe fakty nt. takiej, a nie innej zabudowy przedstawia Rafał Szostak na stronie Cuda świata.
 

Trasa tramwaju nr 2 została tak przemyślana, aby turysta w jak najprostszy sposób mógł dotrzeć do poszczególnych atrakcji miasta. I tak naprawdę każdy przystanek to kolejny punkt na mapie atrakcji Amsterdamu. Bardzo lubię takie linie - w Berlinie była to linia autobusowa nr 100 i 200. Może zechcecie sobie przypomnieć - bo to moja ostatnia wyprawa z córką.
Boimy się jutrzejszej zmiany pogody, stąd wspomnianym tramwajem jedziemy prosto do Museumplein - wysiadamy więc na przystanku o nazwie Rijksmuseum. Museumplein to miejsce gdzie mają siedzibę trzy ważne amsterdamskie muzea: Rijksmuseum, Muzeum Vincenta Van Gogha i Stedelijk Museum. Nie jesteśmy
w Amsterdamie na tyle długo, by zwiedzać muzea, ale zobaczymy je chociaż z zewnątrz.
No i program obowiązkowy każdego turysty: 
fotografia z napisem I amsterdam  w tle...
 
Budynek widoczny za napisem to słynne Rijksmuseum - prawdziwa gratka dla miłośników sztuki. Znajdziecie tutaj dzieła malarzy holenderskich i światowych, pędzla Rembrandta, czy jego uczniów.
To jeszcze nie Van Gogh Muzeum - a zwyczajna budka z pamiątkami z ciekawym nawiązaniem do autoportretu Van Gogha.
Wejście do Museum Van Gogha
Stedejlik Museum to muzeum sztuki nowoczesnej
i wreszcie imponujący budynek sali koncertowej - Royal Concertgebow.
Wszystkie cztery budynki skupione w bliskiej odległości od siebie - żaden z nich nie był przez nas zwiedzany. Postanowiłyśmy jedynie przespacerować się po okolicy. A wszystko to w strasznym wietrze - zresztą wiatr dał mi się trochę we znaki, nie powiem!!! Otóż moja zakręcona natura plus silny wiatr stały się sprawcą utraty dobowego biletu komunikacyjnego. Chciał, nie chciał trzeba było kupić nowy i 7,5 EUR w plecy. Na następny raz do Amsterdamu trzeba będzie wziąć plastikowe etui na szyję...
Tramwajem wracamy do przystanku Prinsengraacht, aby zacząć podziwiać kanały
i kolejne mosty pełne rowerów.
Rower będący synonimem swobody w wyborze własnej drogi ma w sobie coś z hipisowskiej wolności i wspaniale wpisuje się w klimat Amsterdamu.
I jak zwykle kłódki miłości na każdym moście.
Kolejny etap podróży to placyk Spui. Wysiadamy z tramwaju i teraz kierujemy się w stronę Amsterdam Museum
i pobliskiego Beginażu.
Niestety i sklep, w którym mogę kupić numizmatyczną pamiątkę dla małżonka i Beginhof czynne są tylko do 17:00 więc wrócimy tu jutro.
Póki co kręcimy się wokół muzeum historycznego Amsterdamu. Nie wiedzieć czemu - moja córka jakoś dziwnie mnie pospiesza.
Zaułki muzeum
Brama główna Muzeum - wejście
Choćby na takich zdjęciach jak to - widać nachylenie kamienic względem osi ulicy.
Kierujemy się ulicą Nievezidjs  Voorburgwall w stronę placu Dam, 
którą dojdziemy do muzeum figur woskowych Madame Tussaud.  Anna Maria Grosholz, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko Madame Tussaund, pochodziła ze Strasbourga we Francji, a swojej sztuki uczyła się od fizyka Philipa Curtiusa, u którego jej matka była gospodynią domową.
Tuż za Adą plac Dam w pełnej krasie

A to jest właśnie Pałac Królewski  - jeden z czterech takich w Holandii. Mimo iż Amsterdam jest stolicą państwa, to rząd, parlament oraz królowa urzędują w Hadze. Choć pałac wcale nie błyszczy w słońcu niewątpliwie stanowi turystyczne "must see" tego miasta. Kiedyś pałac pełnił funkcję ratusza miejskiego - dziś jest siedzibą księżniczki Niderlandów Beatrycze, która panowała nad Królestwem Holandii do końca kwietnia 2013 roku. Ciekawostką jest to, że jak wiele innych budynków w Amsterdamie kolosalny Pałac stoi na 13659 palach drewnianych przytransportowanych tutaj z Polski, wbitych w grunt  - zaczynano od zagłębiania ich w piasek na poziomie 20 metrów, dzisiejsze budowle muszą sięgać już 60 metrów.
Na placu Dam znajduje się także charakterystyczny 21 metrowy Pomnik Narodowy wykonany z białego trawertynu. Rokrocznie od 4 maja 1956 roku odbywają się tu uroczystości upamiętniające II Wojnę Światową.
Kolejny zabytek placu Dam to Niuve Kerk - Nowy Kościół - miejsce koronacji i ślubów królewskich.
A ten napis świadczy o tym, że doszłyśmy do kulminacyjnego adresu naszego wyjazdu do Amsterdamu - ulubionego sklepu mojej Ady, gdzie może oddać się zakupowym szaleństwom. To Primark przy ul. Damrak 77 (biegnącej od placu Dam).
Swoją droga jak to możliwe, że do dziś dzień, Primarka nie ma w Polsce. Tak mi przyszło do głowy, że to moje podróżowanie z Adą powinno mieć osobną etykietę na blogu - szlakiem Primarków (Londyn, Berlin, Amsterdam)
Po zakupach idziemy wzdłuż budynku giełdy, a tuż za nim - kierując się zgodnie z drogowskazami skręcamy w prawo w stronę Dzielnicy Czerwonych Latarni. 
Szczerze mówiąc myślałam, że zakupy na sześciu piętrach zajmą nam więcej czasu i dojdziemy tutaj kiedy na ulicach będzie zupełnie ciemno. Z całą pewnością zakupy pochłonęły więcej siły niźli czasu. Poza tym jest pewien ewenement Amsterdamu - to po prostu bardzo długo jest widno.

Witryny cofeeshopów aż kapią od marihuany - ciasteczka, lizaki, herbatka, skarpetki, czapki wszystko z magicznym zielonym listkiem.
Miasto posiada aż 165 kanałów, a mimo wszystko nie czuć w nim przykrego zapachu,. Otóż wieczorem zamyka się na półtorej godziny wszystkie śluzy, a stacja pomp ze sztucznej wyspy Zeeburg tłoczy do kanałów 600 tysięcy metrów sześciennych czystej wody.
 
Spacerujemy, a właściwie przemieszczamy się tłocznym Oudezijds Voorburgwal w stronę Oude Kirk i dalej pośród wielu knajpek.
Przytłoczona zakupami w Primarku Ada ma już na dzisiaj dość i jedynym finałem zwiedzania może być tylko hotel.
Wychodzimy więc z Red Light District - którą właściwie tylko szybko przemknęłyśmy w stronę
Kościoła Św. Mikołaja, a stąd dzieli nas już tylko tylko jeden most
do Dworca. 
Na dziś to koniec - wracamy do hotelu metrem. 20 minut i fundujemy sobie prysznic i wygodne łóżko....a Amsterdam jeszcze długo, długo nie śpi, niestety my też nie. Mimo iż różnica położenia słońca między Warszawą, a Amsterdamem wynosi tylko godzinę i 5 minut z wyraźnym utęsknieniem czekam na zachód słońca.
Ostatecznie o 23:00 zaczyna panować lekka szarówka. W drodze powrotnej do Polski rozmawiałam z Polakiem, który na stałe mieszka i pracuje w Holandii. Powiedział mi, że jednym z jego największych problemów był długi dzień... nie mógł przystosować się do tego, że w Amsterdamie tak późno robi się ciemno. Doskonale wiedziałam, o czym mówi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly