środa, 9 sierpnia 2017

Żegnamy Amsterdam - witamy Eindhoven

Przed Wami ostatnia odsłona z mojej ostatniej podróży do Amsterdamu. Jak już wiecie lot powrotny z Holandii w bardzo wczesnych godzinach porannych wymusił nam ostatni nocleg właśnie w Eindhoven. Z Amsterdamu wydostajemy się znowu pociągiem.

Tym razem czeka nas przesiadka w Ultrecht
w pociąg jadący do Maastricht, właśnie przez Eindhoven, tradycyjnie nawet bez zmiany peronu.
Po godzinie i 11 minutach wysiadamy na stacji Eindhoven. Dworzec jest nam już znany, dziś jednak nie musimy się spieszyć. Wychodzimy więc z dworca, kierując się do centrum miasta.
O Eindhoven mówi się, że jest miastem bez duszy. Czy aby na pewno - wątpiłam usilnie szukając ciekawych informacji o zabytkach tego miasta. Niewiele tego... Musimy się więc same przekonać. A może po prostu po zwiedzaniu Amsterdamu zwyczajnie przesnujemy się przez ulice tego holenderskiego miasteczka.
Wychodząc z dworca skręcamy w prawo w stronę informacji turystycznej. Informacja czynna jest w pon. 10-18, wt-pt 9:00-18:00, sob. 10:00 -17:00 Dostajemy tutaj mapę miasta - zatem o wiele łatwiej będzie nam dotrzeć do kwatery na dzisiejszy nocleg.
Tuż przed budynkiem dworca znajduje się pomnik Philipsa. Bo właśnie to nazwisko najbardziej wpisuje się w historię i współczesność Eindhoven. Tak, tak - nazwisko, choć nam raczej znane jest jako marka branży elektronicznej.
Największą atrakcją tego miasta dla mojej córki okazał się ponownie Primark, znajdujący się vis a vis dworca. Tym razm jednak weszłyśmy na krótko.
Pewnie gdybym przyjechała tu z synem repertuar byłby inny:
Stadion PSV Eindhoven - w 1913 roku, aby uczcić 100-lecie holenderskiej niezależności od Francji koncern Philips założył klub sportowy dla swoich pracowników – Philips Sport Vereniging, obecnie znany pod skrótem PSV Eindhoven.Muzeum Philipsa
Muzeum marki motoryzacyjnej DAF
Takie to właśnie atrakcje oferuje Eindhoven.... i właśnie o nich możecie przeczytać u mojego kolegi
http://go-travel.blog.pl/2015/08/05/eindhoven-miasto-philipsa/
Centrum jest małe i nowe. Ludzie skupieni są wokół centrum handlowego w industrialnym stylu. W informacji turystycznej otrzymałyśmy radę, że najlepiej zjeść w okolicy kościoła św. Katarzyny.
Tam rzeczywiście jest sporo klimatycznych knajpek. My akurat wybrałyśmy sieciówkę Taco Bell.
W chodniku przy kościele znajduje się coś na kształt ossarium, jednak szyby są na tyle porysowane i zniszczone, że szczątki są słabo widoczne.
Jesteśmy ewidentnie zmęczone - nic nas nie cieszy. Chyba po smacznym posiłku mamy ochotę porzucić walizki i wyciągnąć się na łóżku. Na kwaterę idziemy pieszo. Jutro tę drogę musimy pokonać bladym świtem. Będzie więc nam łatwiej, jeśli dziś poznamy wroga.
Odległość wynosi niecałe 2 km.
Nocleg załatwiałam przez portal airbnb i po raz pierwszy się zawiodłam. No cóż, nie wszyscy właściciele dbają o swoje pokoje, tak jak powinni.
Okolica na szczęście bardzo przyjazna, więc po rekonesansie w pokoju wybieramy się na spacer wzdłuż rzeki Dommel.

9 czerwca - piątek zaczyna się dla nas dość wcześnie. Wstajemy parę minut po 4:00. Cichaczem wychodzimy z domu, tak aby nie zbudzić domowników. Bardzo obawiałyśmy się o pogodę, bo o ile sam spacer do dworca w tak wczesnych godzinach porannych nie stanowi dla nas problemu - o tyle mogłoby być niezbyt przyjemnie gdyby był to spacer w deszczu. Miałyśmy więc w zanadrzu telefon do korporacji taxi. Prognozy zapowiadały nocne burze i deszcz. Na szczęście póki co nie padało - dlatego niezależnie od pory postanowiłyśmy iść na dworzec. Miasto o 4:20 jeszcze śpi, a pierwszy autobus spod kwatery jedzie dopiero ok. 7:30.
Do dworca doszłyśmy w niespełna 20 minut. Ulice jeszcze puste... miasto zbudzi się do życia za dobrych kilka godzin.
Pierwszy autobus na lotnisko podjedzie o 5:34. Mamy więc jeszcze z pół godziny czekania. Na szczęście z nieba nic nie pada.
Właśnie za budynkiem, który znajduje się po prawej stronie znajdują się słynne kręgle.
Niestety to miejsce oblegane przez kibiców wczorajszego meczu, którzy zaoszczędzili na noclegu w mieście. Nie czujemy się tu zbyt bezpiecznie. Wracamy więc na dworzec.
Wkrótce podjeżdża nasz autobus - bilety kupujemy znowu u kierowcy. 5:59 jesteśmy na lotnisku.
Wylot mamy o 7:40. Tym razem siedzimy w samolocie osobno - ale jest nam to zupełnie obojętne.
Lądowanie w Modlinie o 9:25 zgodnie z planem.
Kilka słów podsumowania: wracamy zmęczone, ale zadowolone - na pewno bardziej z Amsterdamu, niż z Eindhoven. Następnym razem wybrałabym chyba narodowego przewoźnika, tak aby jak najwięcej skorzystać z Amsterdamu. Tymczasem mój ulubiony Rajan zaoferował nam bilety na lotnisko satelitę i kiedy doszły kwoty dojazdu z lotniska... no cóż poczułam się trochę oszukana.... oczywiście na własne życzenie.
Tym bardziej chętnie do Amsterdamu przyjadę raz jeszcze :)

2 komentarze:

  1. faktycznie wygląda na miasto bez duszy. Może za krótko byliście, by zgubić się w zakamarkach :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może w zakamarkach jest większy urok, bo tak przy głównych ulicach to jednak jest smutno. Fajny blog!

    OdpowiedzUsuń

Printfriendly