czwartek, 15 marca 2018

Przybieżeli do Betlejem

..oczywiście bladym świtem... niczym pasterze do żłóbka.
Ale zacznijmy od początku. Aby zwiedzić Betlejem nie potrzebujecie dużo czasu - miasteczko odddalone jest bowiem od Jerozolimy około 8 km, więc zwiedzanie razem z dojazdem zajmie około 4 godzin. My startujemy dość wcześnie, gdyż chcemy wrócić do hotelu w Jerozolimie jeszcze przed czasem wymeldowania, a więc do godziny 11:00.
Z hotelu przy ul. Jaffa wychodzimy o 5:50. Do Betlejem pojedziemy arabskim autobusem 231, a pierwszy z nich - jadący do sąsiedniej miejscowości Beit Jala - teoretycznie odjeżdża o 6:30. Wokół Beit Jala jeszcze nie zbudowano muru i dojazd tamtędy nie odbywa się przez checkpoint. Przyszliśmy wcześniej na dworzec przy Bramie Damasceńskiej, bo nie wiedzieliśmy że bilety kupuje się bezpośrednio u kierowcy. Na HaNevi'im Terminal jesteśmy kilka minut po 6:00. Zaczyna kropić deszcz - rzeczywiście na sobotni poranek zapowiadane były opady deszczu. Na dworcu okazuje się, że nasz autobus nr 231 odjedzie ze stanowiska 3 dopiero o 7:00. Od czekającej na autobus młodej dziewczyny w hidżabie uzyskujemy informację, że możemy jechać wcześniejszym autobusem nr 234, który niestety jedzie tylko do checkpointu 300. To najkrótsza droga, jednak do Bazyliki Narodzenia trzeba będzie jeszcze wziąć taksówkę. Autobus do checkpointu odjedzie za 5 minut (teoretycznie ze stanowiska 2). Decydujemy się więc dołączyć do dziewczyny i jechać tym wcześniejszym autobusem. Cena biletu wynosi 4,70 NIS od osoby. Autobusem dojeżdżamy do muru separacyjnego, wybudowanego przez Izraelczyków. Tu autobus kończy swój bieg. Idziemy szybko za dziewczyną przez checkpoint 300 - izraelski punkt kontrolny na drodze wjazdowej do Betlejem. Idziemy przez betonowe korytarze zakończone kratami. Każdy, kto tędy przechodzi podlega kontroli. Ale nie my.... przechodzimy razem z naszą towarzyszką przez wszystkie obrotowe kraty, może dlatego że jest wczesny ranek strażnicy jeszcze senni siedzą w swoich budkach. W drugą stronę jest zapewne trudniej, szczególnie w piątek, kiedy to Palestyńczycy udają się do Jerozolimy do meczetu Al'Aksa. Dziewczyna spieszy się na praktyki do okolicznego szpitala, ale wskazuje mi taksówki i podaje maksymalną cenę za przejazd do centrum Betlejem - 12 NIS i ani agora więcej. Kiedy podchodzę do pierwszego auta, uzyskuję informację, że kurs kosztuje 20.... ale dolarów. Mówię że pojedziemy za 12 NIS, a kierowca na to, że to niemożliwe. Wskazuje nam sheruta - bus i innego kierowcę, który niby zawiezie nas taniej. Podchodzimy do starszego taksówkarza, a ten od razu pokazuje folder z atrakcjami Betlejem. Chce za naszą czwórkę 50 NIS. Nie ufam mu, poza tym my nie planowaliśmy dotarcia do Pola Pasterzy, chcemy tylko do Bazyliki Narodzenia i Groty Mlecznej. Dziękujemy i odchodzimy... krzyczy za nami, namawia, ale zupełnie nie wzbudza naszego zaufania. Obawiam się, że gdybyśmy wsiedli cena wzrosłaby co najmniej dwukrotnie.
Pewnym krokiem idziemy więc pieszo ... to ok. 3 km do przejścia w 45 minut ... nie mamy na to czasu.... ale na szczęście, dosłownie za minutę dogania nas pierwszy zaczepiony przez nas taksówkarz. Tym razem oferuje dojazd za 15 NIS za wszystkich. To cena zbliżona do założonej przez nas. Zgadzamy się i za taką cenę jedziemy do Betlejem. Po drodze taksówkarz mocno ubliża dziewczynie, która podprowadziła nas z checkpointu.
- She is crazy!!! She is stupid!!!
Po drodze mijamy słynne murale autorstwa brytyjskiego artysty Bunksy'ego wymalowane na murze separacyjnym m.in. gołębia pokoju w kamizelce kuloodpornej z gałązką oliwną w dziobie. Nie zdążam jednak zrobić zdjęć. Niezadowolony taksówkarz w 4 minuty dowozi nas do miejsca położonego ok. 300 metrów przed Bazyliką. Już poznaję - to Manger Street. Droga wiedzie pod górę i po 5 minutach spaceru - o 6:40 jesteśmy na tzw. Placu Żłóbka. 

Bazylika Narodzenia Pańskiego

Przed nami zabudowana rusztowaniami Bazylika. Ten jeden z najstarszych kościołów na świecie powstał na miejscu pierwszej Bazyliki pochodzącej z 337 roku, która została całkowicie zniszczona w 529 roku podczas jednego z powstań samarytańskich. Bazylika została przebudowana w 565 roku i cudem uniknęła kolejnego zburzenia podczas najazdu Persów w VII wieku. 
Wejście do Bazyliki jest niepozorne. Kiedyś były na nim malowidła, przedstawiające Trzech Mędrców w orientalnych szatach, których szaty tak spodobały się Persom, że postanowili oszczędzić budowlę przed zburzeniem. Świątynia od 2012 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Bazylika zimą czynna jest w godzinach 5:30-18:00.
To, co najważniejsze, znajduje się dopiero za maleńkimi drzwiami - zwanymi drzwiami pokory. 
Aby przez nie przejść, trzeba się mocno schylić - by oddać cześć miejscu narodzin Pana. Sięgając do historii bazyliki wiadomo, że niegdyś drzwi były większe, a ich zamurowanie przez krzyżowców wynika z ograniczenia dostępu konnych najeźdźców ograbiających i podpalających kościoły chrześcijańskie. Takim sposobem koń nie mógł wjechać do wnętrza świątyni.
Przechodzimy jeszcze przez jedne drzwi, tym razem drewniane i trafiamy do pięcionawowej świątyni. Wnętrze bazyliki podzielone jest kolumnadami z czerwonego wapienia wydobytego z kamieniołomów w pobliżu Betlejem. Taki układ pomieszczenia związany był z targową funkcją tego miejsca. Niegdyś między kolumnami były stanowiska handlarzy. 

W bazylice trwają od wielu lat prace renowacyjne - pełno więc rusztowań i folii, widać obdrapane tynki, gdzieniegdzie fragmenty odnowionych malowideł, ale i brudne ściany i zniszczone posadzki.
W centralnym punkcie Bazyliki naszą uwagę przykuwa bogato zdobiony ołtarz wykonany z cedru drewna libańskiego 
- tu na nabożeństwo gromadzili się właśnie Ormianie. 
Część wiernych stoi na schodkach znajdujących sie po prawej stronie ołtarza, czekając na wejście do Groty Narodzenia. Cichutko stajemy i my. Szybko jednak jesteśmy cofnięci z wejścia do Groty i z transeptu Bazyliki.
 - Mass, mass - krzyczy na nas sprzedawca pamiątek, zabraniając zejścia na dół. 
Ustalam z nim, że możemy przyjść za 40 minut i jesteśmy stąd dosłownie grzecznie wyproszeni. Drzwi do tej części Bazyliki zostają przed nami zamknięte. 
Przed wyjściem z Bazyliki wchodzimy jeszcze do pomieszczenia po prawej stronie od wejścia 
- to tzw. narteks, który świeci pustkami.
Zwracamy także uwagę na odkryte fragmenty drewnianej podłogi w głównej nawie Bazyliki Narodzenia. W wyniku prac archeologów prowadzących wykopaliska w latach 1934-35 na zlecenie ówczesnego rządu brytyjskiego, możemy podziwiać znaczne pozostałości mozaikowej posadzki z pierwszej bazyliki konstantyńskiej - z IV wieku. 
Oczywiście wracamy pod zamknięte drzwi trenseptu za 20 minut i czekamy cierpliwie, aż drzwi się otworzą. Razem z nami czeka kilka osób, ale też jakiś Franciszkanin. Drzwi niestety pozostają nadal zamknięte, a jeśli nawet są otwarte to tylko na chwilę - jedynie w celu wypuszczenia wiernych lub robotników pracujących przy renowacji. W końcu o 7:30 jesteśmy wpuszczeni i kiedy szczęśliwie dochodzimy do wejścia do Groty Narodzenia - tym razem człowiek pilnujący na schodach, przegania nas i dalej jak mantrę powtarza słowa 
- Mass!!!
Nie, to niemożliwe. Podchodzę do człowieka sprzedającego pamiątki i opisuję nasz problem. Przecież kazał nam przyjść za 40 minut.
- I am sorry. Now is mass... catholic mass.
- I am catolic - odpowiadam... i wtedy pokazuje nam wejście znajdujące się po lewej stronie prezbiterium (!) Identyczne wejścia znajdują się z obydwu stron. Kiedy schodzimy do Groty Narodzenia, okazuje się, że msza się właśnie zaczyna. Odprawiana jest w języku włoskim, a uczestniczy w niej oprócz nas jeszcze może 5 osób, w tym spotkany wcześniej Franciszkanin. Oczywiście zostajemy na mszy i czujemy się tak jakby odprawiana była tylko dla nas. Żadnych grup, tłumów, pielgrzymek, a jedynie kilka skupionych w modlitwie osób.

Tutaj urodził się maleńki Jezus.
Tutaj Boże Narodzenie trwa cały rok.
Tutaj w posadzce umieszczono srebrną czternastoramienną gwiazdę z łacińską inskrypcją  „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est”
Tutaj z Dziewicy Maryi narodził się Jezus Chrystus...
Ponad gwiazdą znajduje się prawosławny ołtarz Narodzenia, a katolicy mogą tu jedynie utrzymywać cztery płonące lampy oliwne. 
Tuż obok jest skalna wnęka - i to w niej może być celebrowana msza katolicka. To skromny katolicki ołtarz w miejscu symbolicznego żłóbka. I drugi upamiętniający Trzech Króli.
Kiedy po Eucharystii klękam w Grocie ...
z drżeniem całuję Gwiazdę....
mam krótką chwilę na adorację....
Po policzku powoli spływają mi łzy wzruszenia. 
Nigdy nie zapomnę tego uczucia... 
Życzę Wam, aby każdy z Was miał szansę doświadczyć chwili ciszy w Złóbku. 
Przez cały czas czułam Jego obecność.

Kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej
Bezpośrednio do Bazyliki Narodzenia przylega kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej - w której mieści się katolicki klasztor franciszkański. Wejście do kościoła możliwe jest bezpośrednio z Bazyliki.
Kościół wybudowany został w 1882 roku na miejscu wcześniejszego z czasów krzyżowców. To tutaj w noc Bożego Narodzenia sprawowana jest pasterka transmitowana przez telewizje z całego świata.


Umieszczona przed kościołem na kolumnie rzeźba przedstawia św. Hieronima.

Obydwie świątynie połączone są zawiłym labiryntem podziemi. Przejście bezpośrednio z Groty Narodzenia jest jednak zamknięte, a bywa otwierane przez Franciszkanów bodajże raz dziennie ok. południa. Do podziemi wchodzimy więc schodami znajdującymi się w prawej nawie kościoła Św. Katarzyny. Groty używane były już w VI wieku p.n.e. prawdopodobnie jako schronienia pasterskie, a ludzie zamieszkiwali je wraz ze zwierzętami, od których odgradzał ich jedynie mały murek. Groty w I wieku ponownie zostały zagospodarowane, jako miejsce życia i pochówku świętych.

Jest więc kaplica świętego Hieronima, w której może być odprawiana liturgia.
Tymczasem jednak w grocie św. Józefa zaczynają gromadzić się polscy pielgrzymi - za kilka minut bowiem zacznie się dla nich msza w języku polskim. 
Jest jeszcze kaplica Młodzianków, którzy pierwsi oddali krew za Jezusa, świętego Euzebiusza z Cremony oraz świętych Pauli i Eustachii - matron rzymskich, które przybyły do Betlejem za Hieronimem. 
Ostatnia grota to cela św. Hieronima
W latach 386-406 pracował w niej nad przetłumaczeniem Biblii z języków oryginalnych na łacinę.

Wychodzimy na zewnątrz kościoła. 
Probujemy jeszcze nieudolnie znaleźć Studnie Dawida. 
Panorama Betlejem z Placu Żłóbka.
A pod drugiej stronie Placu Manger znajduje się meczet Omara.
Na Placu Manger znajdziecie także Centrum Pokoju oraz informację turystyczną, o tej porze jednak jeszcze zamkniętą.

Grota Mleczna

To ostatni punkt zwiedzania Betlejem. Bez trudu znajdziecie drogowskazy znajdujące się dokładnie po przeciwnej stronie placu niż Centrum Pokoju. 
Skręcamy w lewo i idziemy pod górę wsród zamkniętych jeszcze sklepików z dewocjanaliami i warsztatów rzemieślniczych. 
Mimo iż pada deszcz, szopka z drzewa oliwnego wystawiona przed jednym z warsztatów pozostaje nienaruszona.
Grota znajduje się na wzgórzu z białego kamienia, nad którą w 2006 roku wybudowano nowy kościół i kaplicę adoracji. 
Grota Mleczna przez muzułmanów nazywana jest Grotą Panny Maryi. Zgodnie z tradycją Józef i Maryja udali się tuż przed narodzinami Jezusa do Betlejem z powodu zarządzonego przez władze Cesarstwa Rzymskiego spisu powszechnego. Józef wywodzący się z rodu Dawida miał obowiązek przebywania w  Mieście Dawida, czyli w Betlejem. To tu Święta Rodzina miała przygotowywać się przed wyprawą do Egiptu. Nazwa grotu wywodzi się z legendy: Pewnego dnia, gdy Maryja karmiła tam Pana Jezusa, kropla pokarmu upadła na kamień, który od razu stał się biały. To niezwykłe wydarzenie przyciągnęło uwagę mieszkańców Betlejem. Już w V wieku na tym miejscu Św. Paula wybudowała tu pierwszy kościół. Przez wieki przybywali tutaj pielgrzymi, aby się modlić. Wracając do domów, przywozili ze sobą właśnie fragmenty skały z tej właśnie groty i obrazy przedstawiające Matkę Bożą Karmiącą. 
Wizyta w Grocie Mlecznej po dziś dzień bardzo dobrze wpływa na płodność kobiet. Słyszałam też, że nadal matki niemowląt zbierają fragmenty skały kredowej i mieszają je z mlekiem, aby zapewnić obfitość pokarmu. A obraz Matki Boskiej Karmiącej w wielu rodzinach daje się młodej parze w dniu ślubu. Jesli chcecie się bliżej zapoznać z historią powstania groty polecam lekturę

Ciężarna kobieta zapewne prosi o szczęśliwy poród i macierzyństwo.
Nasz czas pobytu w Betlejem powoli dobiega końca i o 8:30 postanawiamy opuścić miasteczko. Wracamy więc do Placu Manger, a następnie schodzimy w dół główna ulicą - tą samą którą przyszliśmy z taksówki.  
Mimo bardzo wczesnej pory po drodze skuszeni zapachem i wyglądem shoarmy decydujemy się na posiłek.
 Polecam Wam konsumpcję w tym miejscu. Shoarma i falafele są bardzo dobrze przyprawione.
 Właściciel z chęcią zaprezentował sposób przygotowywania falafeli. Służy do tego łyżka w nietypowym kształcie, która co chwilę maczana jest w wodzie, aby kulki lepiej odklejały się od łyżki.

Shoarma w picie kosztowała 20 NIS.
Kiedy schodzimy na dół po prawej stronie ulicy jest duży budynek Bethleyem City Center mieszczący też i dworzec autobusowy (Bus Station). Zupełnie przypadkiem, właśnie w okolicy tego budynku zaczepiamy kierowcę sheruta, który za 2 NIS/osobę dowozi nas do właściwego autobusu do Jerozolimy. Pewnie gdyby nie ten bus musielibyśmy ten fragment przejść pieszo - ok. 1,5 km. Kilka minut po 9:00 arabski autobus odjeżdża z Betlejem. Bilet kosztuje 6,80 NIS.
 


 Po drodze przez szybę pstrykam kilka zdjęć już pogodnej Palestyny.
Ok. 9:20 dojeżdżamy do granicy Palestyny z Izraelem. 
Autobus zatrzymuje się na typowym przejściu granicznym, który niczym nie przypomina dzikiego Checkpointu 300. 
Do pojazdu wchodzą mundurowi - dwie dziewczyny i chłopak - wszyscy z długą bronią. Okazujemy im paszporty i wizy, jedna z nich ogląda dokumenty, druga jej asystuje - chłopak pozostaje gotowy do oddania strzału. Palestyńczycy pokazują im pozwolenia ... nagle z niewiadomych dla nas przyczyn z autobusu z hukiem wylatuje młody Palestyńczyk. Towarzyszą temu głośne pokrzykiwania. Mundurowi opuszczają autobus i ruszamy w dalszą trasę. Po drugiej stronie - przed wjazdem do Palestyny- widzę dużą niebieską tablicę z napisem: „Ta droga wiedzie do Strefy A pod palestyńskim zwierzchnictwem. Wjazd obywatelom Izraela zabroniony, zagraża twojemu życiu i jest sprzeczny z izraelskim prawem.”
Kiedy jedziemy ulicami Jerozolimy słychać wycie syren i karetki. Widzimy, że ulica prowadząca do Palestyny jest zastawiona przez policję - wjazd w drugą stronę jest zabroniony. Nagle nasz autobus zatrzymuje się - na środku naszego pasa ruchu także stoi radiowóz policyjny ustawiony wszerz drogi. Wszystkie auta zwalniają i powoli omijają policję. 
A syreny wyją jak wściekłe. Uff... jedziemy dalej.
Wydaje nam się że już jesteśmy bezpieczni - w końcu jedziemy już główną ulicą Jerozolimy - Hebron Rd. Ulica podzielona jest na trzy pasy, przy czym środkowy pas oddzielony betonowymi krawężnikami od reszty przeznaczony jest dla autobusów. Niespodziewanie autobus zatrzymuje się i ponownie do autobusu wkracza - tym razem dwóch mundurowych. Znowu nas legitymują. Nie wiem, czy to typowe, ale pośród dźwięków wyjących syren trochę się denerwuję. 
No panic! - w końcu jesteśmy w Izraelu. 
Tu możemy czuć się bezpieczni... 
a syreny zawyją dziś jeszcze raz....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly