sobota, 22 grudnia 2018

Paleokastritsa na pięć palcy

No i popatrzcie na to zdjęcie i powiedzcie, jak tu nie zakochać się w Korfu? 
 

Dziś zabiorę Was w moją samotną podróż do zatoki Paleokastritsa, która z racji swojego kształtu nazywana jest pięciopalczastą. 
I ja daję tej atrakcji swoje pięć palcy, a mój zachwyt do tego miejsca trwałby pewnie do dziś, gdyby nie pewna październikowa historia. Ale zacznijmy od początku...
Do Paleokastritsy wybieram się sama tuż po lunchu, podczas kiedy moje rozleniwione towarzystwo kontynuuje wygrzewanie kości na basenie. Muszę przyznać, że tylko ja byłam tak zdesperowana, aby tam dojechać, a to z racji tego, że już dzień wcześniej 15 sierpnia razem próbowaliśmy doczekać się na Greenbusa jadącego w tym kierunku. Wówczas po godzinie oczekiwania zwątpiliśmy i darowaliśmy sobie wycieczkę. Kolejnego dnia ja nie dałam już za wygraną i pomyślałam sobie, że muszę tam dojechać. Rzeczywiście kosztowało mnie to niemal dwugodzinne oczekiwanie na przystanku, na szczęście jednak zwieńczone sukcesem. Zatem kilka komunikacyjnych wskazówek:
Aby dojechać do Paleokastritsy najlepiej podróż rozpocząć ze skrzyżowania drogi wiodącej z Ypsos z drogą wiodącą do Kerkiry - z miejscowości Tsavros. Wystarczy więc z Dassi wsiąść w autobus nr 7 i przejechać do przystanku Tzavros, skąd należy dojść do skrzyżowania i skręcić w prawo. Za około 100 metrów, po prawej stronie drogi znajdziecie przystanek autobusowy - dzień wcześniej wydawał się raczej przystankiem "widmo", bo jakiejkolwiek komunikacji miejskiej przez ponad godzinę nie stwierdziliśmy (później okazało się, że 15 sierpnia jak w Polsce jest świętem - stąd więc marazm komunikacyjny). 
Jednak 16 sierpnia już poziom mojej desperacji sięgnął zenitu. Jak zwykle ruszyłam tuż po lunchu - 12:50 i w sumie pierwsze 40 minut spędziłam pod hotelem oczekując na bezpośredni bus do Paleokastritsy. Zdecydowałam w końcu dojechać do Tsavros i tu na autobus do Paleokastritsy doczekałam się dopiero o 14:55. Nie mam szczególnych porad - poza jedną jedyną - gdziekolwiek na przystanku zobaczycie rozkład Green Busa informuje on o godzinach startu z pierwszego przystanku trasy, a Bóg jeden raczy wiedzieć ile czasu zajmie dojazd do przystanku, na którym akurat czekasz. Przejazd z naszego skrzyżowania zajmuje ok. 35 minut. Całkiem dobrze sprawdza się aplikacja Moovit i to jej warto wierzyć. Oczywiście zaglądajcie też na rozkład A9 na stronie https://greenbuses.gr/routes-en
Autobus jedzie główną drogą - ulicą Paleokastritsa, a ja ponad pół drogi siedzę z nosem wlepionym w szybę rozkoszując się widokiem zapierającym dech w piersiach. Trasa wiedzie w zasadzie z jednego krańca wyspy Korfu na drugi, bo Paleokastritsa położona jest na północno-zachodnim jej krańcu. Autobus w końcu skręca z głównej drogi zajeżdżając do nadmorskiej miejscowości Liapades, a w końcu taki oto widok zastaję po wyjściu o godzinie 15:30 z autobusu w Paleokastritsy. 
Wszystkie przewodniki opisują, że zatokę najlepiej zwiedzić z wody - stąd bardzo popularne są rejsy łodziami zbierające grupy turystów. W zasadzie po wyjściu z autobusu zobaczycie ten mini port. Ja mam to szczęście, że z marszu dołączam się do grupy Polaków i w ich gronie eksploruję kolejno sześć uroczych zatok. 
Po uiszczeniu kwoty 10 EUR ruszamy w rejs wokół zatoki. Zalecam mieć równą kwotę, by nie nabawić się, tak jak ja strachu, że z danych 50 EUR nie dostanę reszty. Kapitan mojej łódki w trakcie rejsu podpłynął do innego i dopiero rozmienił kasę, a ponieważ niezbyt biegle władał językiem angielskim - nie było dla mnie oczywiste, czy ową resztę rzeczywiście otrzymam.
A takie pamiątkowe foto na moim służbowym pulpicie cieszy moje oko po dziś dzień.
Pierwsza zatoka to Agios Spiridion, skąd startujemy do pierwszej groty



Kolejne zatoki, w które wpływamy to La Grotta, Plakatia, Zatoka Agios Petros.
Podczas rejsu nieźle buja - nie jestem więc nawet w stanie zrobić dobrych zdjęć.
W jednej z zatok kręcono nawet sceny z Jamesa Bonda - i stąd jej nazwa Blue Eyes. Miejsce wydaje mi się magiczne, a wakacje w tym miejscu uznałabym za rajskie. Rejs kończę o 16:15.

Kiedy opuszczamy łajbę, czym prędzej kieruję się na pobliskie wzgórze, na szczycie którego znajduje się monastyr. 
To właśnie stamtąd będzie bardzo dobry widok. Pierwszy monastyr znajduje się jeszcze w pobliżu zatoki św. Spiridiona, noszący także nazwę tego świętego. 

Ale to nie ten monastyr stanowi największą atrakcję Paleokastritsy, ale monastyr Theotokou położony powyżej zatoki. Krętą asfaltową drogą tuż za monastyrem i straganami wspinam się powyżej zatoki. Nie jest to długa droga, ale w upale wydaje się być ciężka. Dodatkowo mam przecież ograniczenia czasowe, bo autobus powrotny rusza z Paleokastritsy o 17:30.
Miejscowość jest bardzo malowniczo położona, 



Wejście na szczyt nie zajmuje zbyt wiele czasu - to ok. 800 metrów krętą asfaltową drogą.


Wejście na teren monastyru odbywa się za symboliczną opłatą "co łaska".
Ten XIII wieczny klasztor został przebudowany w XVIII wieku.
 
 Z przyjemnością skryję się tutaj w ten słoneczny upalny dzień.

 Przepiękne ikony błyszczą w promieniach słońca.

Na terenie Monastiru Paleokastritsa funkcjonuje muzeum z przedmiotami sakralnymi - srebrnymi bibliami, a nawet szkieletem walenia i olbrzymimi muszlami.




Przy pomocy tzw. selfi-sticka wykonuję kilka fotografii z góry - cała szczęśliwa, że zdecydowałam się na ta wycieczkę. 
Autobus powrotny jednak tylko teoretycznie miał być o 17:30 - spod portu faktycznie odjeżdżam Green Busem o 18:05. Autobus nie zajeżdża już do Liapades i na skrzyżowaniu w Tsavros jestem dokładnie za 20 minut. Szybka przesiadka w moją siódemkę i w ciągu 5 minut jestem znowu w hotelu. Całkowity koszt dojazdu zamyka się w kwocie 7 EUR, to jest 2 x 1,70 (Dassia-Tsavros-Dassia) + 2 x 1,80 (Tsavros-Paleokastritsa-Tsavros). Bardzo dobrze wydane pieniądze, bo taka wycieczka z biurem podróży kosztuje trzy razy tyle. 
Paleokastritsa w ciągu tych kilku godzin wydała mi się być rajem na ziemi. Wycieczka  pozostawiła bardzo piękne wspomnienia. Pomyślałam nawet przez chwilę, że kolejny pobyt na Korfu możnaby spędzić w całości właśnie tutaj - w miejscu gdzie góry spotykają się z morzem, w miejscu gdzie mój Radek miałby swoje góry na wyciągnięcie ręki, a ja swoje cudne plaże. 
No niezły plan....
Jednak kilka miesięcy później, czar prysł. Podczas naszego kolejnego (październikowego) pobytu w Grecji w sklepie z pamiątkami w Kalambace poznaliśmy pewnego Greka. W trakcie zakupu pamiątek wywiązała się między nami miła rozmowa. Takie, tam: ... Polska, Wałęsa, Lewandowski … A jak Wam się podoba w Grecji? No to my snujemy opowiastki o Atenach, no i o urokach Korfu. A on na to - co Korfu? Nigdy więcej Korfu!!! Zaskoczeni opinią rodowitego Greka pytamy o szczegóły. Okazało się, że właściwie równocześnie z nami spędzał tegoroczne wakacje w Paleokastritsy. Dwutygodniowe wakacje zaplanowane w Paleokastritsy zamieniły się w koszmar. Pięknie, cudnie - ale na zdjęciach. Nie było mowy o żadnych kąpielach, bo woda w zatokach okazała się lodowata, w efekcie czego nasz sklepikarz był takimi wakacjami rozczarowany. 
Zatem za radą Greka: Paleokastritsa  na pięć palcy… ale tylko na pierwszy rzut oka. 
Przyjedźcie! 
Zobaczcie! 
Zróbcie setki zdjęć! 
… ale o kąpielach wodnych to raczej zapomnijcie! Brrr :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly