środa, 8 października 2025

Wyprawa na Ararat - dzień 2 i 3 akcji górskiej


Wtorek 2 września 2025 roku
to dzień aklimatyzacyjny. W obozie pierwszym rozgościliśmy się już na dobre, choć noc nie była wcale łatwa. Mój współlokator - osobisty małżonek nie spał wcale, ja zdrzemnęłam się zaledwie na 4 godziny. Musimy przyzwyczaić się do wysokości, choć Radek już wspomina o towarzyszącym mu bólu gardła i głowy. Na ratunek wjeżdża aspiryna. Jak aklimatyzacja - to na całego!
W blasku wschodzącego słońca obóz wygląda jak z obrazka. 
Zaraz po śniadaniu rozpoczynamy wędrówkę do Campu 2. Każdy z nas otrzymuje lunchbox: banana, batona, ciastko i soczek w kartoniku. Nie ma też problemu z wodą do napełnienia camelbaków - dostępna jest bezpłatnie. Wycieczka nie jest daleka - w dwie strony to będzie niespełna 5 km, za to przewyższenie już da nam znać o sobie.
Camp 1 - 3352 m npm  
Camp 2 - 4096 m npm 
Przewyższenie: 744 m 

Z każdym krokiem ścieżka zmienia się.
Teren staje się coraz surowszy – trawy znikają, a w ich miejsce pojawiają się kamienie i głazy. Na szczęście jest w miarę ciepło - spokojnie wystarczają bluzka z krótkim rękawkiem i krótkie spodenki.
Podczas wędrówki lider Wojtek trzyma się połowy grupy. Idziemy różnym tempem, raczej powoli - część grupy prowadzi Ali, reszta idzie z Wojtkiem, a na końcu za jedną z uczestniczek podąża Ramazan. 
Ja z przewodnikiem Ramazanem
 
Po drodze zatrzymujemy się na przerwę w "sklepie z pamiątkami". 
 
Musicie przyznać, że osobliwe to miejsce...takie Krupówki na wysokości 3700 m npm :)
 
 Przyjemnie będzie zapoznać się z Campem 2, który wciąż był w zasięgu naszego wzroku.  
Kiedy około 12:30 doszliśmy na miejsce był czas na odpoczynek 
  
i toaletę. Aż strach pomyśleć jak dostanę się do niej w środku nocy.  
Ponadto udostępniono nam messę, gdzie mogliśmy napić się gorących napoi i tradycyjnie już skosztować owoców i przekąsek. Mieliśmy też okazję zapoznać się z zawartością agencyjnej apteczki. 
Podręczna apteczka lidera agencji 4challenge
Wrzucam Wam tutaj jej zdjęcie, bo jest to doskonała podpowiedź do wyposażenia własnych apteczek. Oprócz tego warto mieć własną folię NRC. To cienka złoto-srebrna folia polipropylenowa, nazywana też kocem ratunkowym, która służy do izolacji termicznej, chroniąc organizm zarówno przed wychłodzeniem, jak i przegrzaniem. Dzięki małym rozmiarom i niskiej wadze jest nieodzownym towarzyszem wszystkich naszych wędrówek, czy biegów terenowych.
Z obozu drugiego doskonale widać Mały Ararat 3937 m npm,

podczas kiedy jego większy brat Ararat Wielki nie jest prawie dostrzegalny (to ten pokryty lodowcem fragment, z którego wyłaniają się chmury).

Mały Ararat ukazuje się na południowym wschodzie jako niemal perfekcyjny stożek, a przez swoją symetrię przypomina klasyczny wulkan znany z podręczników geografii. 
W oddali widać doliny i suche równiny Iranu. Pozostawiamy ten widok za sobą i po około godzinnym pobycie w obozie drugim wracamy do obozu pierwszego. Jeszcze przed kolacją przygotowujemy sobie bagaże. Znowu zostawimy depozyt w obozie pierwszym (warto mieć ze sobą worek lub zapasową cienką torbę, w której spakujecie rzeczy niepotrzebne na atak szczytowy - ja korzystam z worków depozytowych z biegów, jednak alternatywą są zwykłe worki na śmieci). 

Środa 3 września 2025 roku
to dzień w którym przenosimy się do Campu 2. Szlak jest nam już znany, więc zaopatrzeni w lunchboxy i odpowiednią ilość wody z elektrolitami wyruszamy na trekking. Ponownie przypominam o nawodnieniu, które w górach wysokich odgrywa niebagatelne znaczenie. Pić wodę należy litrami, i to jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy. U mnie limit dzienny wynosił około 4 litrów.
Kilka minut po godzinie 9:00 opuszczamy obóz pierwszy.
Po nocnym deszczu i wietrze powietrze staje się znacznie chłodniejsze i dziś przydadzą się bluzy. Razem z nami do obozu wysokiego przenosi się także obozowa kuchnia z całym wyposażeniem i artykułami spożywczymi.
Na grzbiecie koni przewożone jest dosłownie wszystko - nawet jajka.
Sam trekking zajmuje nam 3 i pół godziny i w Campie 2 jesteśmy o 12:30 - będzie więc sporo czasu na odpoczynek. 
Foto: Ania
Na dzień dobry lądujemy na kawce w mesie, która za chwilę stanie się obozową kuchnią. Po godzinie jesteśmy poproszeni, aby rozejść się do namiotów, gdyż tutaj będzie przygotowywana nasza kolacja.
Foto: Ania
Kucharz powoli rozstawia garnki i kuchnię, a my rozchodzimy się do namiotów. 
Tym razem dzielimy się na dwie grupy 9 osobowe. 
Foto: Ania
Namioty są wieloosobowe i wyposażone w cienkie materace lub karimaty. Nie ma potrzeby używania własnych materacy. 
Trzeba się dobrze zorganizować i skrupulatnie przygotować strój i plecaki na atak szczytowy. 
Cel naszego trekkingu schował się zupełnie za chmurami. 
W dniu ataku szczytowego o kąpieli nie będzie mowy :) Nasza obozowa toaleta wyposażona jest w papier toaletowy, a nawet w mokre chusteczki.
Na kolację stawiamy się o godzinie 17:00. A tak wygląda drugie danie serwowane na ponad 4000 m npm. 
Podczas posiłku w kuchni zostawiamy termosy, w celu napełnienia ich wrzątkiem lub herbatą. Na wieczornej odprawie, podczas kolacji, lider przedstawia nam plan ataku szczytowego. Zapadają też niestety pierwsze trudne decyzje. Już wiemy, że nie każdy z nas weźmie udział w ataku szczytowym. Organizmu nie da się oszukać, szczególnie na tej wysokości. Grupa jest liczna, a przewodników tylko dwóch - musimy iść równym tempem, ale nie za wolno.
Trzeba pogodzić się z losem i głęboko "oddychać górą". Wszak już wysokość obozu drugiego 4096 m npm jest imponująca. 
Z bezsilności co poniektórzy mają w głowie plan B: 
"Zrobię koronę Malediwów". 
Niestety, nie wszystkim jest do śmiechu...

Po kolacji, w namiotach zapanowała niemal nabożna cisza. Każdy z nas wiedział, że czeka nas nocne wyjście i atak szczytowy. Zegar tykał powoli, a ja nie mogłam odciągnąć myśli, od góry... 
Czy dam radę?
Czy moja forma jest wystarczająca?
Czy góra będzie dla mnie łaskawa?
Czy wpuści nas na szczyt?
Wśród miliona pytań kłębiących się w głowie, z ust Radka pada to jedno najważniejsze:

- Mysza, pamiętasz jak się umawialiśmy? Jedziemy na wyprawę razem, ale jedno nie uzależnia swojego wejścia od drugiego. Każdy z nas przyjechał tu po szczyt, pamiętasz? 
- Tak, tak pamiętam - roześmiałam się. Nie będę Ci kulą u nogi, nie martw się. Nie będę zła, jeśli nie zejdziesz ze mną, kiedy odpuszczę. Obiecuję!..

To była nasza umowa - taki pakt. Tylko tak się złożyło, że nawet mi do głowy nie przyszło, jakie będą jego konsekwencje. Dla mnie odpowiedź była tylko jedna: jeśli zadecyduję o odwrocie, nie oczekuję tego od Radka.
Umówiliśmy się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly