A mówili nam, że wąwóz Samaria jest z górki, podczas kiedy u nas okazał się raczej "mocno pod górkę". Oczywiście mam na myśli całą logistykę wyjazdu. Ale do rzeczy: najpierw zaplanowany na czwartek rano wyjazd musiał zostać odwołany z powodu braku zarezerwowanego wcześniej busa. Przy okazji przestrzegam Was, jeśli chodzi o wynajem krótkoterminowy 2-3 dni busa, bo może okazać się, że ktoś wynajął na cały tydzień i zwyczajnie Twoja dokonana w maju rezerwacja zostaje anulowana. W moim przypadku nawet nie zostaliśmy o tym poinformowani. Bus miał zostać podstawiony w środę o godz. 22:00, tak aby następnego dnia o godz. 6:30 wyruszyć w trasę do Omalos. Zaproponowaliśmy nawet wspólną wycieczkę Paulinie i Arturowi – mieliśmy mieć przecież wolne miejsca w busie, więc zawsze razem będzie raźniej. Po czym po kilkunastu minutach oczekiwania na podstawienie busa i moim telefonie, okazało się, że: Nie, busa nie będzie. Rozmawiający ze mną właściciel wypożyczalni, której usług absolutnie nie polecam stwierdził, że nie potwierdził mi tej rezerwacji, bo system rezerwacji mu nie działa i w ogóle był zdziwiony, że my na jakiegokolwiek busa czekamy. Płatność miała być dokonana na miejscu i nie było żadnej preautoryzacji kartą. Oczywiście zaproponowano nam w zamian dwa auta osobowe, ale dopiero na następny dzień na godzinę 12:00, czym zupełnie nie byliśmy zainteresowani. Zaznaczam, że potwierdzenie rezerwacji, które miałam na e-mailu było identycznej treści jak z innej miejscowej wypożyczalni, w której zarezerwowałam na inny dzień auto osobowe. Dlatego na wszelki wypadek radzę, mimo rezerwacji w systemie: pisać e-maile, by sobie taką rezerwację potwierdzić niejako „ręcznie”. Na szczęście udało nam się wybrnąć z sytuacji kryzysowej, nieco zmienić plany i na sobotę mieliśmy już wypożyczone dwa auta osobowe (w tym jedno z wypożyczalni o nazwie bardzo zbieżnej Cars Spot Rent a Car - którą to wypożyczalnię mogę Wam polecić z czystym sercem: auto podstawione na czas pod sam hotel, bez kaucji, z dobrym ubezpieczeniem, płatność na miejscu, bez konieczności umycia auta). Kolejne schody na Samarię pojawiały się wraz z chęcią wypożyczenia drugiego auta - tak abyśmy mogli na tę Samarię pojechać dwoma osobówkami. Zarówno prowadzący różne wypożyczalnie aut, jak i obsługa recepcji hotelu niejako przestrzegali nas, że Samarii absolutnie nie da się zrobić indywidualnie: że to za daleko, za długo, nijak nie wrócimy na parking po auto i koniecznie trzeba do wąwozu Samaria wybrać się z biurem podróży. Po takich słowach, u moich kompanów pojawiło się zwątpienie, z czego bardzo sprytnie wybrnął Tomek:
„Jak Mysza mówi, że się da – to znaczy
że się da!”
5 sierpnia 2023 roku parę minut po godz. 7:00 wyruszamy spod hotelu w Agia Pelagia. Udało nam się jeszcze załapać na "suche śniadanie" - musli, mleko, kawa, herbata, hotelowe lunch-boxy w dłoń (na każdą osobę przypadała jedna kanapka, dwie śliwki i pół litrowa woda) i dalej w drogę. Nawigacja nastawiona na Xyloskalo Parking Samaria Gorge pokazała nam 2,5 godziny drogi i odległość 158 km.
Droga przebiega dość sprawnie - aż do Chanii jedziemy główną nadmorską trasą i dopiero ostatnie 39 km z Chanii pokonujemy górską trasą. Zatrzymujemy się tylko raz - w Lakkoi, na krótką przerwę toaletową.
Jeszcze senne miasteczko znajduje się u podnóża pasma górskiego Leffka Ori.
Droga wije się między górami płaskowyżu Omalos, a my co rusz odganiamy stada kóz, które uniemożliwiają nam przejazd.
Szacun dla tych panów, bo droga prowadzi mocno pod górę. Na parking w Xyloskalo dojeżdżamy parę minut po godz. 10:00. Kwota 5 EUR zapewnia nam parkowanie auta na cały dzień,
a zachęceni reklamą przy wejściu wchodzimy do znajdującego się przy parkingu budynku,
który okazuje się być kawiarnią One Stop Shop. Niestety oferta z reklamy nie jest dostępna, a zakupu biletów transferowych będziemy mogli dokonać w Agia Roumeli. Jeszcze słówko na temat przygotowania ekwipunku na tą całodzienną wycieczkę. Obowiązkowo należy mieć ze sobą: wodę (wystarczy mała butelka, gdyż dość często są poidełka z wodą zdatną do picia), wygodne buty sportowe z twardą podeszwą, nakrycie głowy (choć trasa często jest zacieniona), suchy prowiant (kanapki, owoce świeże lub suszone, chałwa, czekotubka), no i zdecydowanie aparat fotograficzny. Warto pamiętać, że w wąwozie spędzicie około 6 godzin, a po drodze nie ma żadnego bufetu, czy schroniska.
Spakowani żwawo zmierzamy w stronę wejścia do wąwozu. O godzinie 10:15 w kasie przy wejściu kupujemy bilety. Mamy do wyboru bilety indywidualne w cenie 5 EUR/osoba, albo też bilet rodzinny po 3 EUR/osoba. Zatem nasze rodzinne wejście dla 3 osób (2 osoby dorosłe i syn 17 lat) to łączny koszt 9 EUR. Bilet należy mieć przy sobie przez całą wędrówkę, w razie kontroli, ale także na wyjściu z wąwozu jeden jego odcinek jest odrywany. W ten sposób turyści są liczeni, tak aby nikt nie pozostał w wąwozie na noc. Wszelkich oficjalnych informacji - w tym także na temat godzin otwarcia wąwozu szukajcie na oficjalnej stronie Samaria Gorge
Trasa do wąwozu rozpoczyna się na wysokości 1.235m n.p.m. a przewyższenie wynosi 1.100 m. Poziom trudności w skali do 5 oceniono na 3.
Nazwa miejscowości Xyloskalo w języku greckim oznacza drewniane schody, jednak to po czym idziemy od początku trekkingu to raczej kamienno-żwirowe stopnie oddzielone drewnianymi kłodami.
Z całą pewnością będzie tu wiele zdjęć do zrobienia, choć zdaniem moich towarzyszy dopiero druga część wędrówki dostarcza niespotykanych gdzie indziej widoków.
Krótki, kilkunastometrowy odcinek, na początku trasy zabezpieczono metalową siatką, która ma chronić turystów przed spadającymi kamieniami.
Kijki przydadzą się raczej w przypadku problemów z kolanami, bo początkowo zejście jest bardzo ostre. Radek po styczniowej operacji kolana używa lekkich karbonowych kijków Black Diamond składanych na trzy części, które z powodzeniem zmieszczą się nawet w bagażu podręcznym.
Pierwszy przystanek na trasie już po 15 minutach to stanowisko z opisem występującej tutaj endemicznej sosny kalabryjskiej o długich igłach.
W dali widoczne są zbocza Gór Białych.
Najwyższy szczyt Gór Białych to Pachnes - drugi co do wysokości szczyt na Krecie.
Na dwa tygodnie przed naszym przylotem na Kretę Grecja zmagała się z falą pożarów. Tu zostały one szybko ugaszone, ale stan najwyższego zagrożenia pożarowego utrzymywał się jeszcze rzez kolejne tygodnie. Na szczęście Samaria była otwarta, a na trasie oprócz wody dostępnej tutaj "od zawsze" pojawiły się specjalne plecaki do gaszenia pożarów traw i lasów.
Trasa w znacznej większości przebiega w cieniu - i pomimo że jest z górki, trzeba bardzo uważać aby się nie poślizgnąć na żwirowym podłożu.
Po drodze - w wielu miejscach umieszczono znaki informujące o poszczególnych etapach i czasie przejścia.
W końcu droga wyprowadza nas do łożyska górskiego potoku, który o tej porze roku jest raczej wyschnięty.
Z czasem przechodzi się po coraz to większych kamieniach - wśród skalnych rumowisk.
Bardzo popularne jest tutaj ustawianie domków z kamieni - to chyba "na szczęście".
Gdzieniegdzie pojawia się woda z górskiego potoku, a może już płynącej tutaj rzeki Tarras.Postój Agios Nikolaos - mniej więcej po dwóch godzinach drogi to miejsce na toaletę, odpoczynek, ale też kolejne miejsce poboru wody.
Trafiamy tutaj na mały kamienny kościółek pod wezwaniem św. Mikołaja. Niepozorna piaskowo-żółta elewacja wygląda niczym ulepiona z gliny. To strażnica św. Mikołaja.
Idziemy suchym korytem rzeki.
W dali widoczne jest już szerokie wypłaszczenie terenu.
Jest godzina 13:10 - jesteśmy mniej więcej w połowie trekkingu - po niemal 3 godzinach pokonaliśmy 7,5 km. od wejścia do wąwozu.Do wioski prowadzi kamienny most przerzucony nad głębokim dnem wyschniętej rzeki.
Wioska Samaria to dziś miejsce stacjonowania straży parkowej i punkt medyczny.
Wioska została opuszczona przez mieszkańców w 1962 roku, kiedy utworzono tu rezerwat przyrody.
Przyjemnie jest odpocząć w cieniu drzew i uzupełnić zapasy wody, ale przerwa nie może być zbyt długa. Aby spokojnie dotrzeć na prom w Agia Roumeli wioskę najbezpieczniej opuścić około godz. 14:00.
Dalej droga zdecydowanie się wypłaszcza, ale to złudne, że pokonacie ją w krótkim czasie.
Dookoła robi się tak pięknie, że co chwila chcecie zatrzymywać się na zdjęcia.
Idziemy wąwozem pomiędzy wysokimi pionowymi ścianami skalnymi.
Wzdłuż drogi pojawiają się kwitnące o tej porze oleandry.
Rzeka Tarras, im bliżej Morza Libijskiego staje się bardziej wartka.
A my mamy coraz bliżej do kulminacyjnego punktu wąwozu.
Jest godzina 15:30 kiedy stoimy przed tzw. Żelaznymi Wrotami (Sideresportes),
gdzie pionowe ściany skalne o wysokości ok. 100 metrów zbliżają się do siebie na odległość jedynie 3 metrów.
Oznacza to, że jesteśmy coraz bliżej wyjścia z wąwozu i zakończenia tej części wędrówki.
Gps-y nam wariują i trudno jednoznacznie potwierdzić długość wąwozu
- mój zegarek przy budce kontroli biletów wskazał 16,800 km, choć oficjalne plakaty mówią o długości 13,300 km.
Mamy godzinę 15:50 - nie decydujemy się więc na dalszy 2 kilometrowy spacer asfaltową drogą, ale zamierzamy zabrać się w kursującego na tej trasie busa. Za 2 EUR od osoby w Agia Roumeli jesteśmy dosłownie za 10 minut.
Pierwsze kroki po wyjściu z busa kierujemy w stronę kasy sprzedaży biletów na prom Anendyk. W tym samym okienku nabywamy od razu bilety na prom do SOUGIA i bilety na autobus K-TEL, który zawiezie nas z SOUGIA do parkingu u wejścia do wąwozu w Xyloskalo. Wszystkie formalności załatwiamy w jednym okienku, a jedynie płatność odbywa się w dwóch krokach: osobno za prom i osobno za autobus. To bardzo dobre logistyczne rozwiązanie powrotu na parking w Omalos (Xyloskala).Ponieważ jesteśmy tutaj akurat w sobotę nasz prom odpływa o godzinie 17:30 (środa-piątek jest też prom o 17:00). Jeszcze w przybrzeżnej tawernie zdążyliśmy napić się zimnego piwa (4 EUR) i przegryźć gyros pita (3,50 EUR).
Nasz prom już czekał - ale warto upewnić się, czy wsiadacie na pokład odpowiedniego promu.
O godz. 17:30 żegnamy się z małą portową miejscowością Agia Roumeli.
Rejs do Sougia trwa raptem 45 minut.
Tylko ja i Tomek jesteśmy żądni podziwiania górskiego nabrzeża Morza Libijskiego,
podczas kiedy reszta ekipy łapie zasłużoną drzemkę.
Kiedy dobijamy do brzegu o godzinie 18:15 na pobliskim parkingu widzimy sznur zaparkowanych autokarów. Z promu wylewa się niezliczona ilość pasażerów. W Sougia czekają na turystów zwykłe autobusy kursowe KTEL, które jadą bezpośrednio do Chanii ale też i na parking Omalos-Xyloskalo. Rozkład autobusowy dostosowany jest do rozkładu promów i w przypadku opóźnienia się promu, nie trzeba się martwić - autokary i tak poczekają. Nieco spanikowani - po wczorajszych przestrogach w wypożyczalni aut, że będziemy mieli problem z powrotem, że trzeba będzie taxi zamawiać, itd... - jak najszybciej chcemy wsiąść do naszego autobusu. Na szczęście bilety mamy już w garści, więc raczej autobus bez nas nie odjedzie. Widzę, że i tak mało kto wsiada tu we własne auto, czy taxi. Zasiadamy w pierwszy podstawiony autobus, który jak się okazuje odjeżdża z parkingu w Sougia ostatni - o godz. 18:48. Autobus jedzie górskimi krętymi drogami i podróż do parkingu u wejścia do wąwozu zajmuje nam godzinę. W końcu o 19:50 dojeżdżamy do Xyloskalo, by o 20:00 wyruszyć w powrotną podróż do hotelu w Agia Pelagia. Przed nami 2,5 godziny drogi, a co za tym idzie - zdążymy jeszcze na drinka w hotelowym barze - w końcu wszyscy zasłużyliśmy dziś na nagrodę.
Podsumowując przedstawiam wykaz kosztów wycieczki w przeliczeniu na osobę (poza kosztami wypożyczenia auta i paliwem oraz posiłkami):
- Parking 1,25 EUR
- Wstęp do parku 3,00 EUR
- Bus do Agia Roumeli 2,00 EUR
- Prom do Sougia 15,00 EUR
- Autobus K-TEL do Xyloskalo 4,80 EUR
RAZEM: 26,05 EUR.
Zaznaczam, że gdybyśmy przyjechali do Wąwozu Samaria ze zorganizowaną wycieczką, poza opłatą dla touroperatora ok. 50-55 EUR za osobę, to i tak za wstęp do parku, busa i prom musielibyśmy dodatkowo zapłacić. Różnica jest taka, że zorganizowane grupy płyną promem do Chora Sfakion (rejs trwa godzinę) i tam czekają na grupę autobusy operatorów turystycznych, które rozwożą uczestników do ich hoteli. I tak wycieczka taka trwa od bardzo wczesnych godzin porannych do godzin późnowieczornych.
Tak więc, jeśli jest Was więcej niż dwoje z całą pewnością ekonomiczniej będzie pojechać tam wypożyczonym autem.
Mysza mówiła, że się da... no i się dało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz