Kolejna wyprawa, o której Wam chciałam opowiedzieć to wycieczka do Gastouri, miejscowości w której znajduje się najczęściej odwiedzany zabytek na Korfu, a mianowicie
Pałac Achilejon
Ponieważ moje rozleniwione towarzystwo postanowiło pozostać w hotelu, tym razem wyruszyłam na samodzielną eksplorację wyspy. U kierowcy znanego mi już autobusu nr 7 do Kerkyry dokonuję zakupu biletu dziennego za 5 EUR. Do tego samego zachęcam poznanych na przystanku rodaków. Całą podróż autobusem spędzamy na miłej konwersacji. Na placu San Roco moi nowopoznani koledzy idą zwiedzać stolicę wyspy, a ja udaję się na przystanek autobusu nr 10, który zawiezie mnie do Achilejo. W planowaniu trasy komunikacyjnej w całej Grecji niezwykle przydatna jest aplikacja Moovit.Trzeba nieco się cofnąć, gdyż przystanek usytuowany jest przy ulicy Mitropolitou Methodiou będącej przedłużeniem Theotoki.
Lokalizacja przystanku przedstawiona jest wg Google maps tutaj.
Trasa autobusu wiedzie przez małe wąskie uliczki i jest dość kręta. Autobus powoli wspina się na górę, na której szczycie usytuowany jest Pałac Achilejon.
Pałac Achilejon w Gastouri to absulutne "must see" każdego korfiańskiego eksplorera. Ta klasycystyczna rezydencja została przekształcona z willi Braila w pałac przez włoskiego architekta Rafaela Carita w latach 1890-1891, na zlecenie cesarzowej Austrii Elżbiety, zwanej Sissi. Żona cesarza austriackiego Franciszka Józefa stworzyła tutaj iście rajski rozległy ogród.
Ta prawdziwa uczta dla miłośników sztuki i mitologii ma swoją cenę i wymaga co najmniej 2 godzinnej wizyty.
Ja wchodzę jedynie na dziedziniec tej letniej rezydencji, a czas do kolejnego autobusu chcę poświęcić na pozapałacową okolicę.
Pałac powstał w rok po śmierci syna cesarzowej i jest dowodem fascynacji Achillesem, stąd zresztą jego nazwa.
Pałac cesarzowej ukryty jest w drzewach, tak aby nikt nie mógł bez uiszczenia stosownej opłaty podziwiać jego uroku.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to jedyna atrakcja tej małej wioski, no może poza stoiskami z pamiątkami
oraz klimatyczną destylarnią kumkwatu - owocu stanowiącego złoty skarb wyspy o wyglądzie przypominającym małe mandarynki.
Ja jednak decyduję się na spacer po okolicy. Tuż za jednym ze stoisk pamiątkarskich znajdują się betonowe schody prowadzące do ulicy znajdującej się poniżej wzgórza.
Po kilku minutach dostrzegam kierunkowskaz na cmentarz, który postanawiam odwiedzić.
To cmentarz wojsk francuskich w Gastouri.
Rzędy krzyży z nazwiskami upamiętniają żołnierzy poległych w latach 1916-1919.
Z okien autobusu obserwuję jeszcze mijane plaże Benitses i w końcu przy jednej z nich opuszczam mój środek transportu.
Na wszelki wypadek wrzucam sobie fotkę z przystankowym rozkładem jazdy. Razem z grupką turystów idę wzdłuż szosy w kierunku Kerkyry,
a po chwili schodzę z trasy wąską ścieżką prowadzącą w dół, w stronę morza.
Przede mną pasjonujący widok na Mysią Wyspę, a więc miejsce o którym pisałam w poprzednim poście. Mysia Wyspa, a właściwie Pontikonissi, to bohaterka legendy, która głosi, że jest ona właściwie łodzią Odyseusza zamienioną przez zagniewanego Posejdona w kamień. To zemsta boga mórz za oślepienie jego syna - cyklopa Polifema. |
Na wysepce stoi ledwo widoczna, otwierana tylko raz w roku (6 sierpnia) XIII wieczna bizantyjska kaplica Chrystusa Pantokratora.
W ten oto sposób znalazłam się dokładnie vis a vis Kanoni, co z kolei oznacza, że po przejściu tym wąskim betonowym chodnikiem znajdę się dokładnie na drugim brzegu wdzierającego się w ląd morza.
Oprócz sporej dawki pocztówkowego krajobrazu z malutkim przyczółkiem Vlacherna,
z jej klasztorem i wyspą Pontikonissi w tle,
dostaję kolejną szansę na obserwowanie lądujących w tym miejscu samolotów.
Niesamowity huk, ale też niepowtarzalne zdjęcie samolotu lądującego tuż nad moją głową.
Istny to raj dla spotterów.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy to podczas spaceru do klasztoru Vlacherna spotykam moich autobusowych towarzyszy podróży. Koledzy są nadzwyczaj uradowani spotkaniem i zachwyceni miejscem, które doradziłam im odwiedzić.
Kręcę się jeszcze kilka chwil po klasztorze Vlacherna. Monastyr wybudowano w 1685 roku dla mniszek - szybko jednak stał się własnością prywatną i taką pozostaje do dziś.
Na szczęście zwiedzającym udostępniono nieodpłatnie dziedziniec i przyklasztorną świątynię.
To tu po raz pierwszy zauważam, że wszystkie dzwonnice przyklasztorne na Korfu mają taki charakterystyczny kształt.
Tym razem wspinam się na przeciwległy Benitses szczyt na który kilka dni wcześniej dotarliśmy prosto po zwiedzaniu Kerkyry. Tu na szczycie znajduje się restauracja Royal, z której zafundujecie sobie czarujący widok.
Wrzucam jeszcze rozkład autobusu nr 2 odjeżdżającego z przystanku znajdującego się na szczycie wzgórza Kanoni
Po drodze zza szyby autobusu fotografuję jeszcze ruiny miasta. |
ale i charakterystyczny wiatrak
oraz obelisk, przy którym autobus zakręca i rusza w stronę
Placu San Rocco. Tutaj ponownie przesiadam się w mój autobus nr 7 który zawiezie mnie z powrotem do Dassi,
a może nawet troszkę dalej...
Jakby wrażeń było mało celowo mijam swój przystanek autobusowy. Autobus nr 7 kończy swój bieg w sąsiednim Ypsos, skąd wyrusza w trasę powrotną ponownie przez Dassię.
Zza okien autobusu podziwiam więc ciągnącą się wzdłuż głównej drogi plażę Ypsos
i z zaciekawieniem obserwuję dmuchaną wyspę uciech dla dzieciaków.
Autobus, zgodnie z planem na końcu miasteczka zawraca, a ja dzięki biletowi dziennemu mogę kontynuować podróż. Oczywiście wysiadam w Dassi pod hotelem Magna Graecia, bo taka popołudniowa wyprawa jak dla mnie w zupełności wystarczy.
A w mojej głowie już rodzi się pomysł na kolejną wycieczkę...
Byłam na Korfu 2 lata temu i też mieszkałam w Dassi, to były wspaniałe wakacje!!!;)
OdpowiedzUsuń