poniedziałek, 23 września 2019

Do Bułgarii przez Rumunię - notatki z podróży

Tegoroczna trasa dojazdowa do Bułgarii zaplanowana została przez Rumunię. Już w 2011 roku, podczas pierwszej podróży do Bułgarii rumuńskie królestwo Karpat zdobyło nasze serca. Tym razem jednak zdecydowaliśmy trasę przez Rumunię potraktować jako element przygody, a nie tylko transfer do Bułgarii. Dlatego też w Rumunii rezerwujemy aż dwa noclegi i to w bliskiej od siebie odległości. Tyle tytułem wstępu - jeśli więc chcecie, tak jak my urozmaicić sobie Transylwanią wakacje  - zapraszam do powielania trasy. Post może będzie mało interesujący, acz praktyczny - mam sporo zapytań o dojazd do Bułgarii i wiem, że zaglądacie w tego typu rozkłady jazdy. Trasę dojazdu ułożyli mi forumowi koledzy Tosho i Makej. Dla mnie była to najbardziej przerażające, choć w dobie nawigacji i dostępności internetu nie ma się czym przejmować. Wystarczy w domu wyznaczyć sobie trasę za pomocą Google maps, spisać punkty pośrednie i podczas jazdy na wakacje wprowadzać w aplikację poszczególne około dwustukilometrowe odcinki. Oczywiście warto pobrać mapy off-line, jednak korzystanie z nich nie pokaże natężenia ruchu. Dlatego my jedziemy na Google maps przy włączonym roamingu i przesyle danych internetowych, a ponieważ jesteśmy na terenie Unii Europejskiej nie generuje to żadnych dodatkowych opłat. Jeszcze jedno ustawienie: Unikaj opłat, bowiem winiety wykupione mamy dopiero na Rumunię i Bułgarię Zakup słowackiej i węgierskiej winiety w naszym przypadku wydłużyłby nam i czas dojazdu i kilometraż. Poza tym trasa wyróżnia się brakiem tirów i co muszę przyznać znikomej ilości policji. Wprawdzie i tak trzeba pilnować się przepisów o ruchu drogowym, bo mandaty bywają bolesne.
Velky Kamenec i ruiny zamku w tle
900 km do Turdy, gdzie mamy zabukowany pierwszy nocleg, to i tak na pierwszy dzień wystarczająca ilość kilometrów. A więc wrzucam przebieg naszej trasy, wytłuszczając dodatkowo punkty pośrednie ustawione w Google maps:

Warszawa
Suchedniów
w Suchedniowie - tu zjeżdżamy z trasy krakowskiej na drogę 751 na Bodzentyn
Barwinek 
Vysny Komarnik
Niżny Komarnik
Svidnik - obwodnica
Stropkov
Vranov nad Toplou, 
Trebisov, 
Satorajlehelly
Pacin 
Kisvarda - obwodnica
Mateszalka
Csengersima
Petea 
Satu Mare
Zalau
Gilau
Turda
Uwaga: Tuż za Pacin ze względu na korki kasuję punkt Mateszalka. W ten sposób drogę pokonujemy mijając mniejsze miejscowości Vasarosnameny (przejeżdżamy tuż obok Atlantika Vízi-Vidámpark w Vasarosnameny) Tivadar, Fehergyarmat. 
Rozkład czasowy wyglądał następująco:
3:00 wyjazd spod Warszawy, 
3:45 odjazd ze stacji BP przy dworcu Warszawa Zachodnia, 
5:03 Suchedniów
8:40 odjazd ze stacji Orlen w Barwinku
Po drodze trzy postoje max 10 minut, jedziemy przepisowo bo co jakiś czas policja. Już ze cztery były przez godzinę jazdy. Pusta droga malownicza o rożnej nawierzchni raz krajowa raz podrzędna. Zero ruchu więc w terenie niezabudowanym można docisnąć 
11:19 Pacin Velky Kamenec. Piękny krajobraz ruin zamku, szkoda  że nie zajechaliśmy. Może zajrzymy w drodze powrotnej 
12:05 obwodnica Kisvardy. 
13:25 Csengercsima - granica HU/RO czekamy w kolejce 20 minut. Zmieniamy czas na rumuński, czyli odjeżdżamy o 14:45. Na granicy pokazujemy tylko dokumenty i dalej w drogę. Przejazd przez miasto nie jest uciążliwy. W końcu wyjeżdżamy trasą 49 na Satu Mare. 
Droga od Satu Mare już bardzo przyzwoitej jakości i raczej pusta. Największa zaletą naszego węgierskiego odcinka był nie tylko mały ruch, ale zupełny brak policji.
15:30-16:30 zatrzymujemy się na obiad 20 km za Satu Mare w restauracji Bastion. 

Najłatwiejszy wybór pizza dla syna (16 RON). Ja kaszkawal panierowany (16 Ron) i sałatka warzywna (5 RON), Radek spagetti bologneze (22 RON). Napoje 0,5 l woda 5 RON, ice tea 6 RON - możliwa zapłata kartą. Szybkie podanie dań, ale smak niestety pozostawia wiele do życzenia.

17:48 wyjazd z Zalau
Zaczynają się serpentyny na E81,
ale na szczęście na 60 km przed Turdą wjeżdżamy na Autostradę Transylwania A3, którą docieramy do Turdy. 
Widoczny na zdjęciu wąwóz Turda oznacza, że dojeżdżamy już na miejsce pierwszego noclegu.
Na miejscu zakwaterowania po zakupach w miejscowym sklepie meldujemy się o 19:30. Licznik dziś zrobionych kilometrów osiągnął liczbę 900 km, za co czeka nas nagroda ....
Jeszcze na zakończenie krótka recenzja miejsca noclegu. Zarezerwowany przez booking pensjonat Casa Rodica Turda mogę z powodzeniem polecić nie tylko na jeden tranzytowy nocleg, ale i na weekendowy pobyt.
 
Niepozorny dom z blaszanym krytym ogrodzeniem skrywa całkiem przyjemne podwórko i prawdopodobnie budynki gospodarskie przebudowane na pensjonat. Wszystko to w bardzo miłym obejściu pełnym zieleni i rodzinnej atmosfery.
 
Główny dom mieszkalny, który zamieszkują gospodarze oddzielony jest drewnianym płotem od części dla gości.
  
 Po prawej stronie znajduje się pawilon mieszkalny składający się z trzech, czy czterech pokoi, spośród których my zajmujemy dwa.
 
W naszym pokoju znajduje się łoże małżeńskie i łóżko pojedyncze, a w pokoju naszych znajomych zamiast pojedynczego łóżka postawiono łóżko polowe. Wszędzie czysta pachnąca pościel i ręczniki dla każdego gościa.

Do każdego pokoju przylega łazienka
wyposażona w kabinę prysznicową.
 
Niewątpilwie dużą zaletą jest dodatkowy budynek, w którym urządzona jest ogólnodostępna kuchnia, w pełni wyposazona w niezbędne garnki, naczynia, szklanki, ekspres do kawy, czajnik, mikrofalówkę, lodówkę.


Cały urok tej miejscówki to podwórko z altaną ogrodową. Wprawdzie my nie organizujemy kolacji grillowej, ale dobrze wiedzieć, że jest taka możliwość.

Do tego mini plac zabaw.
Cisza, spokój, brak jakichkolwiek uciążliwości ze strony gospodarzy, przyjemne towarzystwo Rumunów z Oradea, którzy przyjechali tu na kilka dni, lokalizacja w pobliżu kopalni Turda. Cena zakwaterowania to zaledwie 24 EUR za pokój 3 osobowy. Wszystko to sprawia, że mamy możliwość regeneracji po długiej podróży. Tak więc dla Casa Rodica Turda zdecydowanie należy się piątka z plusem. I jeśli kiedykolwiek zechcemy przyjechać w te strony napewno wybierzemy ten pensjonat ponownie. 
Bo Turda ma wiele do zaoferowania... 
ale o tym to już w następnym wejściu.

piątek, 13 września 2019

Ósmy cud świata, czyli Bułgaria 2019

Powiecie pewnie, ileż to można pisać o Bułgarii ?! 
Otóż tyle razy, ile tam jesteśmy myślę sobie - już nic nowego mnie tam nie spotka, a mimo wszystko tęsknie za powrotami.
Od dawna znane mi smaki, znane zwyczaje, życzliwość Bułgarów, ukochane ciepłe morze i dzika natura - nic dodać, nic ująć. 
Jednak tegoroczny wyjazd do Bułgarii miał mieć w sobie zupełnie coś nowego. 
Coś, co właśnie stanie się dla nas cudem...
coś co odróżni ten pobyt od wielu wcześniejszych. 
To była w końcu PODRÓŻ NA CZTERECH KOŁACH.
Zaczynamy więc wyliczankę:
Termin: 6-20 sierpnia 2019 r. obejmujący zmotoryzowaną część grupy i 8-18 sierpnia 2019 r. - dotyczący grupy atakującej z powietrza.
Grupa: tym razem to 15 osób, z których: O zgrozo!!!! Ja jestem najstarsza ! W zasadzie troszkę nam się grupa odmłodziła.

Printfriendly