wtorek, 25 listopada 2014

Mediolan monumentalnie - dzień trzeci

Dzień trzeci - czytaj ostatni - rozpoczęłyśmy dość wcześnie i to wcale nie od pakowania. Lot powrotny mamy z Bergamo dopiero o 21.00. Zatem prawie cały dzień przed nami. Poranek rozpoczynamy od zwiedzania okolic

Naviglio Grande.

Aby się tu dostać, na Placu Sempione wsiadamy w dobrze znany nam tramwaj 19, którym jedziemy do samego końca. Wysiadamy około 8:30 na placu Stazione Genova. Tędy przebiega też zielona linia metra. Wprawdzie Mediolan to nie Amsterdam, ale swoje kanały ma. Pomimo iż miasto nie ma dostępu do morza, posiada ono status miasta portowego. (W 1953 roku uznano go nawet za trzynasty pod względem znaczenia port Włoch). 
Budowę pierwszego kanału rozpoczęto w 1177 roku, po nim powstały kolejne. To kanałami transportowano marmur potrzebny do budowy katedry Duomo. Dzięki pracom Leonarda da Vinci w XV wieku kanały gruntownie przebudowano, tak by z czasem służyły dla statków handlowych. 

sobota, 15 listopada 2014

Mediolan - dzień drugi

Dzisiejszy dzień rozpoczynamy dość wcześnie, bo właśnie na sobotę - 25 października zaplanowałam większość zabytków Mediolanu. Większość zabytków??? Przecież Mediolan to tylko Katedra Duomo - mawiają niektórzy. Inni do kompletu dodają jeszcze Castello Sforzesco.Ja nie zgadzam się z twierdzeniem, że w Mediolanie tylko tyle jest do zobaczenia. Mało tego, kiedy rozkładam mapę, aby zaplanować trasę, zaznaczam na niej tyle atrakcji godnych odwiedzin, że w głowie powstaje totalny "misz-masz". 
Taki oto: Guzik z pentelką. Od czego więc zacząć? Może właśnie od tej pentelki???

Igła z nitką

Ago e filo - to nazwa dość nietypowego pomnika, od którego zaczynamy zwiedzanie. Ten swoisty manifest mediolańskiego krawiectwa znajduje się przed samym dworcem Cadorna, zatem aby do niego dotrzeć ze stacji MOSCOVA jedziemy dwie stacje zieloną linią metra M2 do stacji CADORNA w kierunku ABBIATEGRASSO. 
Tutaj krzyżują się dwie linie metra czerwona i zielona, stąd pewnie kolorystyka dworca (foto: Ewa).
Kolory nitki umieszczonej w igle też nie są przypadkowe - odzwierciedlają bowiem kolory linii metra. Już na pierwszy rzut oka widzę, że brakuje tam fioletowego - koloru najnowszej linii metra sterowanej całkowicie przez komputer. Może dlatego, że linia otwarta jest fragmentarycznie, a ukończenie jej budowy planuje się dopiero w połowie 2015 roku. Zapinamy więc temat igły z nitką - supełkiem, który wychodzi na drugą stronę ulicy. 

San Babila

Po zrobieniu kilku fotek wracamy do metra, którego czerwoną linią M1 - udajemy się cztery stacje do SAN BABILA w kierunku SESTO 1 MAGGIO FS. Kiedy wychodzimy z przejścia podziemnego jesteśmy na placu San Babila, stoi przed nami właśnie bazylika San Babila. Kościół powstał w 1095 roku w miejscu rzymskiej świątyni Słońca znajdującej się tutaj do VII wieku. Zerkając na Corso Europa i powiewające tam flagi wielu krajów z dala widać katedrę Duomo. Czy to więc będzie nasz kolejny cel?
Spoglądam pośpiesznie na mapę i decyduję się pójść nieco okrężną drogą. Otóż jeśli nie skręcimy w Corso Europa a w ulicę via Durini, idąc pod arkadami wzdłuż wystaw sklepowych, wyjdziemy na wprost ulicy Via Verziere, gdzie pod numerem 2 znajduje się 

Kościół San Bernardino alla Ossa. 

Kiedy zachodzimy od drugiej strony budynku - od jego dziedzińca - nie zapowiada się nic wyjątkowego, chyba, że barwne trawy ścielące się nieopodal wejścia. 
Zdecydowałyśmy się wejść tutaj ze względu na znajdujące się w kościele San Bernardino alla Ossa - Ossarium. Nazwa pochodzi od łacińskiego "ossua" co oznacza "kości". Tutaj czaszki znajdują się za drucianymi kratami. Na zakończenie tej osobliwej atrakcji wrzucę Wam godziny otwarcia Ossarium. Wstęp tutaj jest bezpłatny.
Kiedy wychodzimy z kościoła wystarczy się rozejrzeć, aby dostrzec Katedrę Duomo. Majestatyczna budowla wyznacza nam kierunek zwiedzania.

Piazza del Duomo

Wchodzimy na Plac mijając po lewej stronie Palazzo - już z dala widać kolejkę do wejścia - dziś można tu zobaczyć min. wystawę prac Van Gogha. Tuż do Palazzo przylega Pałac Królewski oraz Muzeum XX wieku, nad wejściem do którego znajdują się schody - my znalazłyśmy na nich świetną perspektywę do zrobienia zdjęć.
Katedra Duomo 
to właściwie Duomo St. Maria Nascente di Milano, czyli Katedra Narodzin św. Marii. To jeden z największych kościołów na świecie, a trzeci co do wielkości kościół w Europie, po Bazylice Św. Piotra i Katedrze w Sewilli.
Ta piękna marmurowa budowla ma długość 157 metrów i szerokość 93 metry. 
Pewnie to z powodu tej spiczastej i najeżonej sterczynami fasady angielski pisarz David Herbert Lawrence nazwał kościół "jeżem". Tutaj - po prawej stronie od głównego wejścia do Katedry  znajdują się kasy (uwaga: płatność tylko gotówką!). Samo zwiedzanie wnętrza katedry jest bezpłatne. Na stronie znajdziecie wszelkie niezbędne informacje: zniżki, godziny pracy, no i cenę za "zdobycie" dachu katedry. O ile wnętrza kościołów nie zawsze są dla mnie rarytasem, o tyle nie przeoczę możliwości zrobienia zdjęć z dachu. Nabywamy więc ekonomiczny bilet na dach - wejście po schodach za 7 EUR od osoby. 
foto: Ewa

Musimy obejść Katedrę, gdyż wejście na klatkę schodową znajduje się po lewej stronie Katedry Duomo (oczywiście stojąc przodem do głównego wejścia do kościoła). Budowę kościoła rozpoczęto w 1386 roku z inicjatywy zamożnego mediolańskiego rodu Viscontich, a autorami projektu byli lombardzcy architekci, którzy wcześniej projektowali katedrę w Kolonii. Z powodu niebagatelnych kosztów, prace na placu Duomo trwały pięć wieków, a kolejne pokolenia artystów i kamieniarzy dbało o zachowanie gotyckiego charakteru świątyni. Budowę zakończono w 1813 roku na rozkaz Napoleona, który tutaj koronował się na króla Włoch. Nie da się ukryć że tutaj rządzą gołębie.
Wejście na dach nie sprawia nam kłopotu i nie zajmuje więcej niż 10 minut. Może dlatego, że jest dość wcześnie. Nie ma nawet kolejki do wejścia.

Ewa już robi mi pierwsze fotografie na dachu
Spacer po dachu katedry, w cieniu przyporowych łuków i kruchych marmurowych ażurów to obowiązkowy punkt zwiedzania Duomo.
foto: Ewa
A na samym szczycie trudno o zdjęcie bez towarzystwa.
foto: Ewa
Jedno z niewielu naszych wspólnych zdjęć.
foto: Ewa
foto: Ewa
foto: Ewa
Dopiero z dachu łatwiej dostrzec La Madonninę - pozłocaną figurę Madonny o wysokości 4 metrów.
Podczas, gdy zewnętrzna bryła kościoła jaśnieje marmurową bielą, 

wnętrze wydaje się być pogrążone w półmroku.
Na sklepieniu prezbiterium pod miedzianą płaskorzeźbą z wyobrażeniem Boga Ojca przechowywana jest relikwia Świętego Gwoździa pochodzącego z krzyża Chrystusa.
Zawsze pełnego ludzi placu Duomo strzeże 
pierwszy król Włoch Wiktor Emanuel II.
Plac Duomo pokochały także gołębie.

Po wyjściu z wnętrza Katedry Duomo zaprasza wręcz

Galeria Viktora Emanuela II

Katedra, plac i otaczające je budynki przechodzą długotrwałą renowację. Tak też jest z wejściem od strony placu Duomo do Galerii Viktora Emanuela II.  Niestety fasada wejściowa budynku przykryta jest ozdobną plandeką i ogromny XIX wieczny pasaż handlowy, przynajmniej na wstępie traci na swym uroku. 
Czar prysł jednak tylko na chwilę, bo już szklany dach i kopuła szybko przypominają nam gdzie jesteśmy.
To elegancka wizytówka miasta okrzykniętego w ostatnich latach mianem europejskiej stolicy mody. 
To tutaj znajdziemy sklepy słynnych projektantów.
Nie tylko przewodniki, ale i zdrowy rozsądek każe oderwać głowę z chmur (bo ceny tu nieziemskie), po to by pochylić się nad piękną mozaikową posadzką. Wielobarwna podłoga przedstawia herb królewskiej rodziny sabaudzkiej, wyobrażenia czterech kontynentów i symbole włoskich miast.
Najwięcej turystów gromadzi się jednak przy wizerunku byka. Jego bujne "palle" (bycze jaja), a właściwie obrót na nich gwarantuje szczęście na całe życie. Inni mówią, że obrót o 360 stopni pozwala wrócić do Mediolanu raz jeszcze.
Nieważne co mówią... kręcę ja, pstryka Ewcia.
Dopiero po wyjściu na drugą stronę Galerii 
możemy zobaczyć, jak wygląda fasada budynku.
Po wyjściu z Galerii Vitorio Emanuele wiemy, że tuż przed nami

Piazza della Scala

Skromny budynek stojący tuż przy placu to la Scala - najsłynniejsza na świecie scena operowa. To tutaj odbywały się premiery oper Pucciniego, Verdiego i Belliniego. Ten klasycystyczny gmach powstał pod koniec XVIII wieku, na fundamentach istniejącej tam wcześniej kolegiaty Santa Maria alla Scala (Matka Boska przy Schodach) i stąd właśnie pochodzi jego nazwa. W swojej ponad dwustuletniej historii mediolańska opera nie uchroniła się przed różnymi naciskami: w 1923 roku na widownię wkroczył oddział włoskich faszystów i zażądał odegrania swojego hymnu. Dyrektor Arturo Toscanini musiał wyjaśniać, że orkiestra nie zagra karczemnej muzyki. Gdy kilka miesięcy później przyszło polecenie wywieszenia w foyer portretu Mussoliniego dyrygent znowu ripostował, że la Scalla to nie piwiarnia. Rozzłoszczone władze zmusiły Toscanininiego do dymisji, który na swoje stanowisko wrócił dopiero w 1945 roku.
Nie zapomnijcie (jak my) dokładnie rozejrzeć się dookoła, bo naprzeciw gmachu znajduje się pomnik Leonardo da Vinci.
Teraz znajdujemy oprzystanek tramwajowy - na przystanku Manzoni Scala wsiadłyśmy w tramwaj Nr 1, którym przejechałyśmy jeden, czy dwa przystanki do Broletti Cordusio. Stąd ulicami Via Cordusio i Via della Posta dojdziemy na 

Piazza degli Affari 

To tutaj ma swą siedzibę Włoska Giełda Papierów Wartościowych (foto: Ewa)
Sam budynek Borsa nie wzbudza większych zachwytów, gdyby nie kontrowersyjny pomnik tuż przed nim.
foto: Ewa
Prace Maurizio Cattelaniego znane są na całym świecie a jego sztuka ma często charakter obrazoburczy.

To nie żaden program do obróbki zdjęć, bo pomnik stoi tam naprawdę, i to w dodatku za zgodą władz Mediolanu. 

Wracamy na Piazza Cordusio, skręcamy w lewo w ulicę via Broletto, następnie za ok.200 metrów w prawo w Via dei Bossi. Kontynuujemy trasę wzdłuż via Arrigo Boito, a następnie skręcamy w lewo w via Giuseppe Verdi, która za chwilę zamienia się w Via Brera. Ta ulica zaprowadzi nas prosto na

Piazza di Brera

Na placu tym znajduje się jedna z najwspanialszych włoskich kolekcji sztuki - Pinacoteca di Brera. 
Via Brera, przy której znajduje się Pinakoteka wyznacza centrum artystycznej dzielicy Mediolanu. 

Pałac Brera - na pierwszym piętrze słynna Pinakoteka (foto: Ewa)

Pośrodku pomnik fundatora pałacu - cesarza Napoleona, który w tym miejscu chciał stworzyć galerię na wzór Luwru. 

Piazza S.Marco

Tuż przy sąsiednim placu znajduje się romańska Bazylika Świetego Marka pochodzaca z XIII wieku.Została wybudowana w miejscu, w którym już wcześniej był kościół Św. Marka wybudowany w podzięce dla Wenecjan za wsparcie przeciwko Fryderykowi Barbarossie.
foto: Ewa
Z Placu Św. Marka udajemy sie ulicą via Pontaccio i via Tivoli do stacji Metra LANZA, skąd linią zieloną M2 jedziemy dwie stacje w kierunku ASSAGO/ABBIATEGRASSO do stacji SANT AMBROGIO. Ze stacji metra wydostajemy się na Piazza San't Ambrogio.
foto: Ewa
Z dala widać już tę niezwykłą budowlę.

Basilica St. Ambrogio


Kościół Św. Ambrożego na via Carducci to najpiękniejsza średniowieczna budowla w mieście. 
Na placu - na lewo od Bazyliki znajduje się pochodząca z czasów rzymskich tzw. Diabelska kolumna. Nazwa kolumny związana jest z legendą. Sam diabeł próbował nakłonić św. Ambrożego aby zaprzestał swych praktyk duchowych. Rozłoszczony Ambroży pokusie nie uległ i rozpoczął walkę z diabłem. 
Zły duch chcąc przebić biskupa rogami właśnie nimi wbił się w monument. Dopiero następnego dnia diabłowi udało się uwolnić z pułapki, a dziury pozostały do dziś. Ponoć zbliżywszy nos do kolumny można poczuć zapach siarki, zaś przykładając ucho do otworów słychać głosy piekielne. Na wszelki wypadek nie próbowałam. 
Przechodzimy pod arkadami w stronę wejścia do kościoła.


Kościół jest niski i ciemny, ale frapujący przez swój sędziwy wiek. Bazylika została wzniesiona w latach 379-386 przez św. Ambrożego, ówczesnego biskupa Mediolanu. To w tym miejscu w 387 roku św. Ambroży ochrzcił znanego wcześniej rozpustnika św. Augustyna. Kościół został rozbudowany w IX i XI wieku. 
Kwadratowe sklepienia żebrowe wspierające galerie są typowe dla architektury lombardzkiej. 

Złoty ołtarz inkrustowany jest drogimi kamieniami.
Z Sant Ambrogio wasrto przejść się do pobliskiego kościoła Santa Maria della Grazie.
Budowę kościoła rozpoczęto w 1466 roku, ale turyści zmierzają w tym celu za sprawą znajdującego się w sąsiadującym z kościołem Cenacolo Vinciano. To tutaj, w dawnym refektarzu dominikanów można podziwiać słynną Ostatnią Wieczerzę Leonardo da Vinci. Od czasu restauracji fresku w 1999 roku ograniczono liczbę zwiedzających do 30 osób na turę, a czas kontemplowania dzieła skrócono do 15 minut. Rezerwacjui biletów na stronie trzeba więc dokonywać z dużym wyprzedzeniem. My niestety przeoczyłyśmy ten moment i pozostało nam jedynie obejście budynku dookoła :) oraz wizyta w centrum informacyjnym. Przytoczę więc, choć ciekawostkę na temat tego słynnego fresku Leonarda da Vinci.

Scena przedstawiona na fresku dotyczy jednej z najbardziej dramatycznych scen Nowego Testamentu - przedstawia bowiem reakcję apostołów na wypowiedziane przez Jezusa słowa: "Jeden z Was mnie zdradzi". Uczniowie rozmawiają, gestykulują, inni milczą,  podczas, kiedy to zza pleców Judasza (między Andrzejem i Piotrem), po lewej stronie fresku znad stołu wyłania się niczyja dłoń trzymająca nóż. Przekaz jest jasny: ostrze skierowane do góry wskazuje na groźbę, gotowość na zadanie ciosu. Miejsce to zaznaczyłam na swojej ulotce kolorem czerwonym.
Przyznam szczerze że nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi 
Zobaczcie grafikę na Wikipedii, powiększcie sobie - a przekonancie się sami

Na dzisiaj miałyśmy już dość zwiedzania. Zobaczyłyśmy prawie wszystko - a jeszcze przed nami niedziela. Stwierdziłyśmy więc, że na tym koniec. 
Udałyśmy się więc w drogę powrotną na kwaterę. Przy stacji MOSCOVA akurat odbywały się regionalne targi zdrowej żywności. My miałyśmy możliwość degustacji wystawianych tu serów i wędlin, a Wam pozostaje jedynie "posmakowanie" naszych zdjęć. 
Po powrocie na kwaterę urządziłyśmy sobie włoskim zwyczajem -sjestę. Co prawda godzina 17:00 to dość późna pora na odpoczynek - bo Włosi zwykle robią przerwę między 13:00 a 15:00, w dodatku oni to robią po obiedzie... a my byłyśmy wciąż przed...
Na sjestę za póżno, na obiad tym bardziej, a więc może to pora na mediolańskie 

Aperitivo

To kolejny - wymyślony przez Włochów - sposób spędzania wolnego czasu. Nigdzie indziej we Włoszech nie słyszałam o tej tradycji, która tutaj w Mediolanie jest bardzo żywa. Otóż Mediolańczycy wychodzą ze swoich domów wczesnym wieczorem i udają się do restauracji. Wiele lokali gastronomicznych w mieście uczestniczy w zwyczaju "Aperitivo" i w godzinach 18:00 - 22:00 udostępnia swoje menu za kilka EURO jednorazowej opłaty. Wygląda to w ten sposób, że za cenę drinka możesz jeść w restauracji do woli. Dania ustawione są w formie bufetu i częstujesz się nimi. Czasem są to tylko drobne przekąski, ale często stoły sie wprost uginają pod ciężarem wystawionych na nich specjałów. Łatwo było zoreintować się gdzie nas dobrze nakarmią, bo kolejki do wejścia były tak wielkie, że nasze puste żołądki nie wytrzymałyby tej próby. Rzeczywiście już poprzedniego wieczoru wokół Placu Sempione zwróciłyśmy uwagę na tłumy kłębiące się w lokalach, jak również tłumy oczekujących na swoją szansę... Często to szansa zjedzenia za 8-9 EUR gotowanych brokułów, czy fasolki. Choć były też lokale (te z najdłuższą kolejką do wejścia, gdzie bufet był bardzo obfity. Przed każdym takim lokalem stał tzw. "naganiacz" zapraszający właśnie do siebie. I tak oto w restauracji na ulicy via Bertani za uzgodnioną cenę 5 EURO od osoby mogłyśmy napić się i najeść do woli. I nawet miało nie być "Il coperto". Problem jednak tkwił w zawartości bufetu. Poza fasolką były jedynie mule, za którymi żadna z nas nie przepada. Zdecydowałyśmy się jednak poszukać typowej włoskiej restauracji, w której skosztujemy typowej włoskiej kuchni. I tak oto trafiłyśmy do restauracji Il Tunnel przy ulicy Via Cagnola 8. 
Bardzo mały to lokal dosłownie na 10 stolików, wśród których - co najważniejsze - znalazł się jeden wolny dla nas. 
Wieczorna uczta składała się z carbonary (2 x 5,16 EUR)
popijanej białym winem (4 EURO).
Może zakończyłyśmy sobotę nietypowo, bo nie było aperitivo, ale był to nasz wybór. 
Bo w Il Tunnel: i kolacja była porządna, i winko było, i klimat bardzo miły. A co najważniejsze nasz rachunek w restauracji (17,42 EUR, już z dwuosobowym "il coperto"po 1,60 EUR/osoba) był porównywalny z ceną aperitivo - gdzie nie wiadomo kiedy,o ile w ogóle dopchałybyśmy się do bufetu. 
Edit: Wielkie przeprosiny za brak zdjęć w części tego posta - zdjęcia były zmniejszane dla celów bloga poprzez platformę internetową, która została zlikwidowana.

Printfriendly