Od rana wiatr wieje niemiłosiernie. Do Sozopola wyjazd zaplanowany tuż po plażowaniu. Tymczasem wiatr i flaga na plaży krzyżuje nam plany. Nie ma sensu iść, skoro i tak nie będzie się można kąpać. Zatem szybka korekta planów, organizujemy grupę i do Sozopola ruszamy w południe. Nie każdemu się chce. Po dojściu do dworca autobusowego w Primorsku znowu nasza grupka maleje. Ostatecznie jedziemy w siódemkę.
Celowo publikuję tutaj rozkład jazdy, który obowiązywał w tym roku. Jednak jest to tylko jeden z przewoźników. Jest znacznie więcej autobusów do Sozopola, a nie tak jak na tym rozkładzie. Autobus jedzie z Primorska 25 minut, a bilet dla dorosłego kosztuje 5 leva, dla dziecka 2,5 leva. Nasze młodsze dzieci trzymane na kolanach nie płaciły nic. Warto przypomnieć w tym miejscu, że autobusy do Sozopola to znowu niezbyt wielkie busy, dlatego każde miejsce siedzące w cenie!!! Zakup biletów w kasie, a potem kasjerka przy wejściu do autobusu rekomenduje osoby, które kupiły u niej bilety (jednym słowem wsadza nas do autobusu). Kasa czynna:
Siedzimy więc w busie i jedziemy do Sozopola, po drodze mijając wejście do Arkutino (rezerwat lilii wodnych), Dyuni, po lewej stronie za szybą widoczny nieco kiczowaty..
zamek Ravadinovo. |
Ten współczesny twór, ciągle jeszcze niewykończony, budowany jest dosłownie własnoręcznie przez Georgija Tumpalova - bułgarskiego biznesmena, który spełnia swoje marzenie z dzieciństwa. Gdzie indziej z kolei czytałam, że to własność byłego zawodnika FC Barcelony - bułgarskiego piłkarza Hristo Stoichkova? Więcej zdjęć zamku na oficjalnym profilu https://www.facebook.com/CastleRavadinovo
Zaraz po wjeździe do Sozopolu mijamy po lewej stronie
port, całkiem pokaźnych rozmiarów. |
I już za chwilę jesteśmy na brukowanym rynku, gdzie mnóstwo bryczek i spacerowiczów.
Miejsce, w którym kończy trasę autobus to początek, a zarazem koniec starej części Sozopola. Umówiliśmy się przy kotwicy
Tutaj już na nas czekają ...
Kotwicy, której na zdjęciu niestety nie widać. Jest ich kilka w Sozopolu, co świadczy o przeszłości miasta. Już na pierwszy rzut oka widać, że Sozopol jest jednym z najstarszych miast na wybrzeżu Morza Czarnego. Pierwsza wzmianka o tym mieście pochodzi sprzed epoki brązu, a przez wiele lat miasto zmieniało swoje nazwy od: Antheia, Apollonia, Apollonia Pontica, Apollonia Magna, Sizeboli, Sizebolu, Sizebolou, a w końcu Sozopolis i wreszcie Sozopol. Nazwa z 330 r. "Sozopol" oznacza Miasto Zbawienia i jest pamiątką przyjęcia religii chrześcijańskiej. Znalezione tu kotwice, pochodzące z drugiego i trzeciego tysiąclecia p.n.e. świadczą o istnieniu w starożytności statków wodnych, a kotwica na monetach Apollonii z VI wieku pne. jest dowodem na duże znaczenie handlu w tym okresie. Kotwica stała się więc symbolem miasta i na stałe wpisała się choćby w herb Sozopola.
Krótka narada i idziemy "zwiedzać", a właściwie cykać zdjęcia i gadać. Za wcześnie jeszcze na obiad, więc zaczynamy spacerek.
Ledwie weszliśmy, a tu już takie śliczności, wyglądające prawie jak makieta....
Ruiny usytuowane są poniżej chodnika, |
A tuż za nimi morze.
Za chwilę przejdziemy wgłąb starego miasta i po skręcie w prawo w jedną z uliczek
będziemy szli wzdłuż murów miasta
Nie sposób się nie zatrzymać i nie utrwalić tego lazurowego koloru morza na fotografiach
Docieramy do najbardziej wysuniętego w morze krańca Sozopolu. Tutaj morze wrzało. Nie można było nawet robić zdjęć, tak chlapało i to bardzo, ale to bardzo powyżej tafli wody.
Ach te skały...
Pamiątkowe zdjęcie "Bulgaricusów".
Widok na Wyspę św. Iwana.
Jest to największa wyspa na bułgarskim terytorium morskim. Na wyspie znajduje się latarnia morska z sygnałami dźwiękowymi. W czasach starożytnych wyspa była ponoć kryjówką piratów.
Wracamy w głąb miasta
Wszędzie charakterystyczne zabudowania, znane nam już z Neseberu. Kamienne wysokie podmurówki i zawieszone na nich drewniane czapy
Na jednej z witryn polski akcent - aktor Andrzej Zieliński |
Na wyjściu ze starówki wodopój.
Jeszcze jedna cerkiew naprzeciwko autobusów. (Zdjęcie zrobione już po powrocie z obiadu)
Teraz idziemy do nowej części Sozopola
Między straganami nieopodal plaży Harmanite zatrzymujemy się na obiad. Knajpka nazywa się SUNNY i zachęca polskim menu i niską ceną. Zobaczcie sami... wybieracie po jednym daniu z każdego numerka. .. i to wszystko za jedyne 7 leva.
W knajpce przy Zagorce miło spędzamy czas, wymieniamy swoje spostrzeżenia dotyczące naszych bułgarskich wakacji, ale także naszego kochanego forum. Za co tak naprawdę pokochaliśmy Bułgarię - ten kraj pasterzy? Tu czujemy się swojsko i tak "u siebie". To niesamowite - tysiące kilometrów od domu spotkać ludzi, też Polaków, których jak nas, złapał wirus, ta sama bakteria, co Bułgarię sławić każe.
W imieniu moich towarzyszy dziękuję Wam jeszcze raz za spotkanie i do zobaczenia na forum :)
Już dziś śmiało mogę powtórzyć "Bułgaria 4ever!!!" a jeszcze mam Wam tyle do pokazania....
super przydatne informacje
OdpowiedzUsuńBardzo tęsknię za Bułgarią, tym bardziej mi miło że moje wpisy wciąż cieszą innych :)
Usuń