czwartek, 2 maja 2019

Słów kilka o kijowskim metrze

Oczywiście podstawę komunikacji stanowi tanie i niezawodne metro, choć do dyspozycji mamy także autobusy, trolejbusy, tramwaje i kolej. Linii metra jest trzy: najstarsza czerwona, niebieska i zielona i choć zostało ono otwarte w 1960 roku ciągle siatka połączeń jest wydłużana. 
Stacje metra są o dziwo czyste i bogato zdobione, a mi najbardziej przypadły do gustu żyrandole na stacji Złote Wrota.
Większość stacji wyposażonych jest w ruchome schody, 
czynne w całości lub części - w zależności od nasilenia ruchu pasażerskiego.
 Stacja Złote Wrota.
Tuż przed wejściem do stacji Arsenalna zauważamy pomnik z armatą. W końcu jak arsenał, to arsenał...
To najsłynniejsza chluba kijowskiego metra, znana z tego, że jest najgłębiej na świecie położoną stacją metra
Znajduje się ona na głębokości 105 metrów,
a zjazd do niej odbywa się bardzo stromymi dwuetapowymi schodami.
Trasa ze stacji Arsenalna do kolejnej stacji - Dnipro, 
która jest już położona na powierzchni ziemi (a nawet nad ziemią) posiada największe nachylenie. 
Stacja Dnipro usytowana jest bowiem na początku Metro Mostu. Następna stacja metra - Hydropark położona jest już na wyspie.
Wejście do stacji Kontraktova Ploshcha
Jedyną uwagę, jaką mam to samo oznaczenie stacji metra. Czasem nieźle się trzeba nakręcić, aby trafić do metra. Wszędzie w Europie mnóstwo jest kierunkowskazów do metra, w Kijowie natomiast jedynym znakiem jest mało widoczna zielona litera M nad samym wejściem do konkretnej stacji. 
Przejście odbywa się klasycznie przez bramki, których otwarcie powoduje wrzucany żeton. 
Przechodzimy, kiedy zapali się zielona lampka.
No właśnie żeton, bo w komunikacji kijowskiej obowiązują żetony. Żeton kosztuje 8 UAH, czyli 1,16 zł, a ich zakup możliwy jest jedynie za gotówkę w kasie na każdej stacji. Uwaga - jednorazowo zazwyczaj można kupić jeden żeton. Jeśli jesteś sam, a poprosisz o więcej żetonów, kasjerka pyta ile osób i każe się pokazać w okienku. Za to w ramach jednego żetonu możemy przesiadać się nieograniczoną liczbę razy bez wychodzenia ze stacji metra (czyli możliwe są przesiadki między liniami). A same przesiadki umożliwia umieszczony centralnie trójkąt przesiadkowy. Schemat linii znajdziecie na oficjalnej stronie metraZe stacji Chreszczatyk przesiądziemy się na Majdan Niezależności, ze stacji Teatralna na Zołoti Wrota i ze stacji Lwa Tołstoho na Pałac Sportu. 
Na zakończenie polecam Wam doskonałą wyszukiwarkę połączeń pod adresem 

Jak ważna jest komunikacja, by spać spokojnie...

Strudzeni dzisiejszą trasą zwiedzania, marzymy już tylko o tym, aby zakwaterować się, zostawić manatki i czym prędzej coś zjeść. Warunkiem number one jest więc kwatera. Jak przeczytaliście w poprzednim poście nocleg w Kijowie zarezerwowałam już nie pierwszy raz przez portal airbnb. Zawsze wybór dokonany na tym portalu wydaje się wzorowy. Tym razem wynajmujemy piękny, nowoczesny apartament, doskonale skomunikowany z centrum miasta, którego właścicielem jest sieć CityApartments... No właśnie - sieć! Nie jeden człowiek, a firma... Opinie nienaganne, same pochwały, zdjęcia odzwierciedlają luksus z jakim przyjdzie nam się spotkać. A to wszystko w cenie 33 zł za osobę za dobę, a po odliczeniu środków z poleceń, które miałam zgromadzone na koncie, żywą gotówką płacę 24,40 zł. Warto więc zarejestrować się korzystając z mojego linka polecającego - macie wówczas aż 100 zł zniżki na pierwszą podróż, 38 zł zniżki na wybraną atrakcję (nowość !), a i ja dostaję na konto 50 zł za to, że rozszerzam grono szczęśliwych użytkowników airbnb.
No właśnie - szczęśliwych! Tym razem nasze szczęście zostało nieco przyćmione... Do rzeczy !!! 
Kiedy już doszliśmy do stacji metra Kontraktova Plosha wsiadamy w niebieską linię metra i jedziemy 3 stacje w kierunku Teremky do stacji Ploscha Lva Tolstoho, która przejściem podziemnym łączy się ze stacją Palats Sportu, gdzie przesiadamy się na zieloną linię i jedziemy dwie stacje w kierunku Syrets aż do stacji Lyukanivska. 
To wszystko w cenie jednorazowego przejazdu 
za 8 UAH (1,16 zł). 
Tuż przy stacji metra znajduje się centrum handlowe Kwadrat, 
w którym oprócz 24-godzinnego marketu spożywczo-przemysłowego i kilkunastu stoisk odzieżowych 
znajdziecie Puzatą Chatę. 
Dosłownie vis a vis centrum handlowego bez trudu odnajdujemy naszą kwaterę, a w zasadzie budynek, w którym ma się ona mieścić.
Lokalizację kwatery sprawdziłam na mapach google, po adresie który został mi podany w korespondencji - Kijów, ul. Dehtriarivska 9. Tylko jest jeden problem. Nie podano mi numeru mieszkania. Wiedziałam, że jest to blok wielorodzinny, ale spodziewałam się tutaj jakiegoś biura, recepcji z logo gospodarza. Przecież umówiliśmy się, dzwoniąc z lotniska, że będziemy po 14:00. Owszem była już 14:45, ale zupełnie nie wiemy dokąd iść. Jedyny kontakt z właścicielem odbywa się przez telefon, którego nie używamy. Po 15 minutach kręcenia się wokół budynku i usilnego rozglądania się za gospodarzem w końcu wpadłam na pomysł. W budynku jest stomatolog, sklep, apteka, notariusz, męski klub nocny i posterunek policji. Postanawiam zapytać w gabinecie stomatologicznym o ową firmę i mieszkanie na wynajem. Niestety nikt nic nie wie, za to mogę skorzystać z telefonu. Numer wybiera recepcjonistka z własnego telefonu (dziękuję!), a ja słyszę od gospodarza,  że jego pracownik będzie za pół godziny. Nadal nie znam numeru mieszkania, a on nie chce mi tego zdradzić. Czemu nie podano mi tego numeru, kodu wejścia, miejsca odbioru kluczy ??? Ktoś powinien tutaj na nas czekać, albo jak w wielu miastach Europy w prywatnej wiadomości powinnam otrzymać dokładne wskazówki, gdzie taki klucz leży - czasem punkt odbioru kluczy jest nawet pod zupełnie innym adresem.
Oczekiwanie to było najdłuższe pół godziny w moim życiu. Kwatera w świetnej cenie, oczywiście dawno opłacona kartą, a my będziemy nocować na chodniku ... Czas spędzamy na zakupach w sklepie spożywczym w tym budynku. Oczywiście robimy napitkowe zakupy. Panowie chcą nawet próbować, ale mi wcale nie jest do śmiechu. Po 40 minutach ekspedientka na naszą prośbę wykonuje kolejny telefon i tym razem sama próbuje się czegoś więcej dowiedzieć. Okazuje się, że jeszcze 15 minut i pracownik przyjedzie. Po ukraińsku tłumaczy gospodarzowi, że czekamy w sklepie. W końcu pojawia się nasze wybawienie....
Jestem przerażona. Młody chłopak, dość mocno wytatułowany ze złotym kajdanem na szyi nie wzbudza naszego zaufania. Jest mocno zdenerwowany i milczący. Odpysknął jedynie coś ekspedientce i kazał iść za sobą. Dochodzimy do klatki schodowej znajdującej się na tyłach sklepu spożywczego. Kiedy pracownik wyciąga pęk kluczy wydaję się być uszczęśliwiona. Nieprawdopodobne, ale żaden z kluczy do klatki schodowej, a właściwie pchełek do domofonu - NIE PASUJE....
Jest blok, jest potencjalne mieszkanie, jest pracownik.... a my dalej na ulicy. Tłumaczy nam i pokazuje, że klucze od samego mieszkania ma, dzwoni do menadżera - ten będzie za kolejne pół godziny, chyba że ktoś z mieszkańców klatki nam otworzy. 
Dzwonimy do notariusza, który teoretycznie ma tu lokal. Wejście do klatki oklejone jak na śmietniku. Cisza... głucha cisza. Przedstawiciel gospodarza tłumaczy się i zaczyna przepraszać, a my właściwie nie mamy innego wyjścia, jak mu uwierzyć i czekać. W końcu parę minut po 16:00 pojawia się jakiś sąsiad i wpuszcza nas razem z pracownikiem na klatkę. Klatka schodowa nie powala,
 ale na drugim piętrze - w końcu jest mieszkanie - lokal nr 10 z porządnymi metalowymi drzwiami. I to drzwiami, które udało się naszemu gospodarzowi bez trudu otworzyć. Pełnia szczęścia, bo po otwarciu drzwi - wszystko było już jak na obrazku. Niepotrzebny stres spowodowany był złą organizacją właściciela. Może w ukraińskich warunkach nie da się nigdzie ukryć klucza, ale przecież można udostępnić kod wejścia na klatkę, lub po prostu dogadać się z właścicielką sklepu, która za niewielką opłatą takie klucze mogłaby gościom wydawać, nie opuszczając nawet stanowiska pracy. Przypuszczam jednak, że tym razem wynajem mieszkania  to działalność "pod podłogą", o której lepiej, żeby nikt nie wiedział.
Naturalnie w środku znajdował się komplet kluczy pasujących i do lokalu i do klatki wejściowej, a po opuszczaniu kwatery już zupełnie bezstresowo wymeldowaliśmy się. Po prostu zamknęliśmy drzwi na klucz, a klucze wrzuciliśmy do skrzynki pocztowej umieszczonej obok drzwi. 
Mieszkanie składa się z pokoju dziennego, w którym jest stół, cztery krzesła oraz skórzana kanapa i TV. 
Z pokoju dziennego przechodzi się do małej kuchni, wyposażonej we wszystkie niezbędne sprzęty, włącznie ze zmywarką. No może przydałoby się tylko trochę więcej sztuk szklanek.
Łazienka razem z toaletą urządzone są także bardzo nowocześnie, czekają na nas czyste białe ręczniki,

kosmetyki, a nawet saszetki z pastą i szczoteczki do zębów. 
Widać to ostatnio standard. Choć tutaj dostajemy także kapcie z logo sieci.
Dodatkowo mieszkanie posiada dwie niezależne sypialnie wyposażone w bardzo wygodne łóżka 
i pojemne szafy. Ledowe oświetlenie i szklane matowe drzwi sprawiają, że mieszkanie jest bardzo nowoczesne.
Druga sypialnia zamiast szafy ma garderobę. Spokojnie można by tu zamieszkać na dłużej.
Gdyby było za zimno, w pokoju dziennym czeka grzejnik, a na wypadek upałów zamontowana jest klimatyzacja.
Mimo początkowych problemów - z apartamentu jesteśmy bardzo zadowoleni. Świetna lokalizacja, w pobliżu stacji metra i całodobowego sklepu i Puzatej Chaty to największe atuty tego mieszkania. 
A problemy z zameldowaniem... no cóż, to też i dla nas lekcja, że komunikacja z obiektem jest najważniejsza. Bo przecież, gdybyśmy od razu zakupili kartę telefoniczną miejscowego operatora, zapewne łatwiej byłoby się dogadać i bezkolizyjnie umówić na odbiór kluczy. 

Tylko wtedy ten post zawierałby zapewne tylko trzy czy cztery zdania i nie byłby tak ciekawy :)

Printfriendly