27 kwietnia 2024 roku - sobota - 11 dzień trekkingu
Dragnak 4700 m npm - Gokyo 4760 m
Kolejny dzień ruszamy w kierunku Gokyo. Czeka nas przejście przez najdłuższy w Himalajach lodowiec Ngozumba. Słońce oświetla nam drogę, a widoki są po prostu nie do zniesienia.
|
Foto: Ania
|
Za chwilę zejdziemy na lodowiec.
Za to góra, która towarzyszy naszej dzisiejszej wędrówce to
Cho Oyu (8188 lub 8201 m n.p.m).
U podnóża himalajskich szczytów co rusz pojawiają się szmaragdowe jeziorka.
Co prawda nie są to jeszcze jeziorka Gokyo, ale już te - trochę większe kałuże otoczone lodowcem - robią niebywałe wrażenie.
Krajobraz jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
A tak proszę państwa prezentuje się lodowiec Ngozumba.
Wreszcie, wąziutką, osypującą się ścieżką wychodzimy na morenę boczną lodowca Ngozumba. Na ostatnim odcinku podejścia słyszę trzask! To kamienie osuwające się z góry lecą wprost na nas. Liderka zostaje trafiona w piszczel. Musimy być bardzo ostrożni i w jak najkrótszym czasie "lekką stopą" pokonać ten odcinek.
Foto: Ania
Nie dla wszystkich jest to takie proste - po prostu brakuje sił. Wreszcie udało się przejść na drugą stronę lodowca
i przed naszymi oczami ukazuje się turkusowo-zielone jezioro oraz osada Gokyo.
|
Foto: Ilona Radość moja nie ma końca. Osada Gokyo wciśnięta jest między lodowiec Ngozumpa, a jezioro Dudh Pokhari, a ponad nią wznosi się majestatyczne Cho Oyu. |
Tu jest jakby luksusowo! - chciałoby się powiedzieć. Resort położony nad brzegiem jeziora okazuje się być miejscem naszego dzisiejszego noclegu.
Główne miejsce w Gokyo Resort to obszerna oszklona jadalnia usytuowana na piętrze budynku z niesamowitym widokiem na jezioro Dudh Pokhari.
W jadalni rzeczywiście pachnie espresso i luksusem, oczywiście do czasu kiedy w piecu lądują odchody jaków. Za chwilę jednak obsługa używa olejku eterycznego.
To tutaj - podobnie jak w bazie namiotowej EBC - dostaliśmy gorące ręczniczki do wytarcia rąk przed posiłkiem.
Tutaj mogłam wreszcie zażyć gorącej kąpieli i umyć włosy. Co prawda woda była gorąca, ale kąpiel musiała odbywać się przy otwartym oknie - z uwagi na piecyk gazowy do podgrzewu wody. Takie luksusy.... i jak się okazało dorobiłam się tym prysznicem. Ból gardła szybko został spacyfikowany przez antybiotyk od dr Ani (uratowałaś mi życie Aniu). Marzyłam już tylko o ciepłym śpiworze.
Tej nocy o godzinie 3:00 miała ruszyć nasza "ekspedycja" na Gokyo Ri. Szczyt o wysokości 5357 m npm zapewnia widoki na kilka ośmiotysięczników: Cho Oyu, Everest, Lhotse, Makalu, Kangtega, Thamserku. Niestety, jak łatwo się domyślacie - zresztą Ci bardziej uważni doczytali już wcześniej - ja zostałam w łóżku do rana i na Gokyo Ri zwyczajnie nie poszłam.
Nasi niezłomni zdobywcy Gokyo Ri: Ania i Jacek, Tomek i Jarek w towarzystwie Shisir - brawa dla Was!
28 kwietnia 2024 roku - niedziela - 12 dzień trekkingu
Gokyo 4760 m npm - Machhermo 4470 m npm
Dziś opuszczamy Gokyo, a kontynuować będziemy wędrówkę wzdłuż najpiękniejszych jezior Nepalu - wspomnianych wysokogórskich jezior Gokyo.
Co prawda nocowaliśmy tuż przy największym z jezior Dudh Pokhari, ale idąc w kierunku Machhermo zobaczyliśmy kolejne.
A polodowcowych jezior Gokyo jest podobno aż dziewiętnaście. Thonak, Longponga, Taujun, Gyazumpa, Ngozumpa to tylko niektóre z nich. Są one miejscem kultu buddyzmu i hinduizmu, a każdego roku w sierpniu, podczas święta Janai Purnima 500 Hinduistów bierze rytualną kąpiel w jednym z nich.
Droga do Machhermo to był w zasadzie ostatni dzień z krótką trasą (7,34 km - 3:21). I rzeczywiście do lodży dochodzimy dość wcześnie, bo o godzinie 12:45. To dobra wiadomość, bo chętnie zainstaluję się w łóżku. Gardło boli mnie okrutnie.
Kolejne dwa dni będzie to powrót na znany nam szlak prowadzący do Lukli, gdzie pokonywać będziemy około 17 kilometrowe odcinki.
Trzeba więc nabrać sił...a z górki to raczej nie będzie.29 kwietnia 2024 roku - poniedziałek - 13 dzień trekkingu
Machhermo-Namcze Bazar
Pobudka 5:30, Śniadanie godzinę później. Wyjście 7:20. Dziś do pokonania zapowiadany bardzo długi odcinek. Dojdziemy do cywilizacji, za którą już wszyscy zatęskniliśmy.
O tym dniu sobie po prostu pomilczę... tak fotograficznie.
Pomilczę...bo głosu brakuje.
Jedyne co zapamiętałam z tego dnia, to mój ogromny kryzys. Kryzys który złapał mnie po lunchu zjedzonym w Phortse Thang na wys. 3680 m npm. Nawet nie wiecie, jak ciężko jest podejść pod górę z pełnym żołądkiem. Jeszcze to gardło - kłuje jak kolce róży.
Po lunchu zatrzymujemy się jeszcze w tej widokowej kawiarni.
Ruszam na szarym końcu. Z pomocą przychodzi mi Pancho - niemal przez 100 metrów podejścia niesie mi plecak. Wstydzę się, jak to piszę... ale to jest życie. Tu ma być prawda, a nie tylko lanie wody i bicie piany - jak to w Himalajach było cudownie i jaka ja jestem Fighterka...
Tego dnia miałam naprawdę dość... i naprawdę odliczałam kilometry, które dzielą mnie do końca całego trekkingu. Na szczęście po dojściu do Namche Bazaar i krótkiej regeneracji - podążamy śladem vloga Podróże Wojownika. I nie był to żaden kolejny szczyt. Ot, tak - po prostu Sherpa Barista Bakery&Cafe. I nawet jeśli nie macie ochoty na kawę, warto tu wstąpić, bo wszyscy dziś zasłużyliśmy na słodką nagrodę.