O rety, żeby na urlopie budzik nastawiać?!
Dzwoni jak szalony, jedno wyciszenie, jeszcze jedno …jeszcze jedno….. Wreszcie wstaliśmy. Jakie plany na dziś? Wczoraj wieczorem Radek mówił, że na dziś zaplanował trochę dłuższą trasę. W planach Połonina Wetlińska i Połonina Caryńska. Tak razem? Na szybko? Wash and go?! Przecież to nie tak miało być. Miało być fajnie, że razem, że wszędzie, że dużo, daleko, … ale i na spokojnie. No HALO!!!
Podniosłam krzyk, że to za dużo na raz, tym bardziej, że Połoninę Wetlińską znamy z ubiegłego roku, kiedy to z całą rodzinką dotarliśmy do schroniska „Chatka Puchatka”.
Od razu przypomina mi się ekstremalna sytuacja związana z ubiegłorocznym pobytem w Bieszczadach. Tradycyjnie – zaplanowana jedna dłuższa wycieczka w góry. No to jedziemy tuż za Wetlinę, skąd wdrapiemy się na szczyt Połoniny Wetlińskiej. Oskar miał wtedy 3 lata i niezbyt dużą chęć do pieszych wędrówek. Na tę okoliczność zorganizowaliśmy sobie nosidło (dzięki ReniuJ!). Kiedy Oskarek miał roczek, czy dwa Radek nosił go po Karkonoszach, ale teraz???? Ostro zaprotestowałam i na parkingu przy Przełęczy Wyżnej stwierdziłam, że zostawiamy nosidło w samochodzie. Nie wiedziałam, że za chwile decyzja ta odbije mi się i to niezłą czkawką !!!
Oczywiście Oskar w towarzystwie ciotecznego rodzeństwa dzielnie szedł po kamieniach niecałe pół godziny, kolejne pół godziny szedł i jęczał, a potem to już totalnie zbojkotował chodzenie po górach. Ale mi się dostało!!! Tak to jest słuchać baby! – powiedział Radek targając syna na plecach. Myślę sobie – Dłużej nie „zniese”!!! I tu pojawiła się opowieść o strasznym niedźwiedziu, który mieszka na szczycie Połoniny Wetlińskiej i tylko patrzy, które dziecko idzie na własnych nóżkach, a które nie. Oczywiście te, które same idą dostają nagrodę, a te leniwe zabiera niedźwiedź (i chyba pożera!). Oskar natychmiast, chciał nie chciał, sunął po kamieniach jak nowonarodzony :). Jakież było nasze zdziwienie, kiedy zaczął pytać wracających z góry turystów – „Na gózie jeś niećwieć?” Musieliśmy po drodze opowiadać, dlaczego nasze dziecko pyta się o niedźwiedzia. Wszyscy wkręcali nasze dziecko, ale liczy się cel. Do schroniska Chatka Puchatka nasz syn Oskar dotarł i na koniec nawet się uśmiechał, co widać na ubiegłorocznych zdjęciach:
Dobra, dobra już wracam do głównego tematu tego posta – sobota 25 września 2010 roku.
Po negocjacjach wyruszamy w trasę po Połoninie Caryńskiej. Wyruszamy pieszo do centrum Ustrzyk Górnych, gdzie wsiadamy w busa. Za całe 5 zeta jedziemy busem do Brzegów Górnych – o matko jak on szybko jedzie i kręci, i kręci po tych górskich zakrętach. Z Brzegów Górnych ruszamy zielonym szlakiem (kolejna ścieżka przyrodnicza) prowadzącym przez Połoninę Caryńską do samych Ustrzyk Górnych. Docieramy do najwyższego wzniesienia 1297 mnpm, a następnie byczymy się na śniadanku nieco niżej 1239 mnpm.
Ach! Jak smakuje pasztecik na Połoninie. Strasznie fajnie w tych górach!
A i nowe przeżycia. Już wczoraj słyszeliśmy ryk niedźwiedzia w górach (naprawdę!).
A przecież naprawdę chętnie szłam… I wcale nie chciałam na rączki…
Dzisiaj także z doliny, w której okolicach znajduje się schronisko Koliba (Agatko! zwracam honor – są 3 schroniska w Bieszczadach!) słychać było ryk misia. Strasznie fajnie w tych górach!
Choć trochę pod górę, a trochę z góry. Sama nie wiem, czy lepiej wchodzić, czy schodzić. Nieźle dają mi się we znaki kolana. W sumie aktywny tryb życia, jaki prowadzę nie powinien dawać jakichkolwiek objawów braku formy. Przeżyjemy – dziś buty już bardzo wygodne (bo inne!). Docieramy wreszcie do Ustrzyk Górnych. W sumie jest wcześnie – 14.00, ale mała drzemka i podjedziemy na obiad do Chaty Wędrowca w Wetlinie… Strasznie fajnie w tych górach!
Ale o Chacie Wędrowca już wkrótce…