sobota, 28 stycznia 2023

Wycieczka do Filerimos

Chciałam Wam zaproponować jeszcze jedną popołudniową wycieczkę - tym razem na wzgórze Filerimos. Najbardziej dogodną formą dojazdu będzie oczywiście dojazd samochodem. My niestety nie zdążyliśmy zobaczyć Filerimos, kiedy mieliśmy do dyspozycji auto - zatem, żeby nie było tak łatwo spróbowaliśmy dostać się tam miejscową komunikacją. Wybieramy autobus jadący do Rodos, z którego tuż przed godziną 17:00 wysiadamy w miejscowości Yalissos. Miasto zwane bywa także Triantą - od nazwy antycznego miasta, położonego w niewielkiej odległości od dzisiejszego tętniącego życiem kurortu. 
Przechodzimy przez centrum miasteczka mijając słynną dzwonnicę Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. 
Nawigacja wskazuje nam odległość do wzgórza Filerimos około 6 km, którą jak na piechurów przystało decydujemy się pokonać pieszo.
Niestety wędrówka okazała się mało interesującym dreptaniem po krętej asfaltowej drodze, gdyż jak się okazało pieszy szlak prowadzący na wzgórze zarósł i pozbawiony był jakichkolwiek oznaczeń. Widocznie wszyscy tą drogę pokonują autem. 
Niewątpliwą atrakcją tego spaceru były spektakularne widoki,
 a my próbowaliśmy skrócić sobie trasę, jak tylko się dało :)     
Wodopój na jednym z przydrożnych parkingów.
Niestety ta ścieżka poprowadziła nas do jakiegoś zrujnowanego pustostanu.
W końcu po godzinnym spacerze docieramy na wzgórze Filerimos o wysokości 267 m. np.m, zwane też Vuono. 
Pełno tutaj wędrujących pawi, które w słońcu nadają temu miejscu szczególny koloryt.
Krzyż jest w miarę nowy, bo odbudowany został w 1996 roku. Stary krzyż zdemontowano w trakcie II wojny światowej, by nie służył jako punkt orientacyjny dla wrogiego lotnictwa. Krzyż ma imponująca wysokość - 17,80 metra, a jego wnętrze kryje 66 stopni. Równocześnie może w nim przebywać 25 gości. 
Obowiązkowe selfie zdobywców.
Na szczycie wieje przyjemny wiatr i zupełnie nie odczuwa się upału.
Nieopodal krzyża znajduje się kaplica.
Naszą uwagę przykuwa klimatyczna sosnowa aleja prowadząca na Kalwarię,
po bokach której można obejrzeć obrazy z męczeństwa Chrystusa.
 
Stacje drogi krzyżowej z miedzianymi tablicami, ustawione zostały tutaj w trakcie włoskiej okupacji wyspy w XX wieku.
Na wzgórzu znajdują się także ruiny bizantyjskiej świątyni oraz tereny klasztorne (Panagia Filerimos). 
Z całą pewnością warto tu przyjechać na dłużej i skosztować produkowanego tutaj zielonego ziołowego likieru. Dziś już brama zamyka swe podwoje, a na nas czeka jeszcze droga powrotna.
Przyszło nam wracać w takich oto pięknych okolicznościach przyrody.
Słonko ładnie nam przyświecało 
i nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się znowu w Yalissos.
12 km w nogach, niemal tysiąc spalonych kalorii - zasłużyliśmy więc na kolację. Radek decyduje się na klasyczne souvlaki, a ja trafiam na loukoumades (lokma). To małe drożdżowe pączki nasączone miodowym syropem. Wywodzą się z Grecji, ale popularne są również na Cyprze i w Turcji i naprawdę są bardzo smaczne. Przepis na ten specjał znajdziecie na blogu https://www.greckiesmaki.com/2021/02/loukoumades-czyli-tradycyjne-greckie.html
Akurat dziś odbywa się festyn, a ja trafiam w szeregi miejscowego zespołu taneczno-muzycznego. No niestety nie dali się namówić na wspólną zumbę ... a tak niewiele zabrakło :)

niedziela, 15 stycznia 2023

Dookoła wyspy Rodos

Objazdówkę dookoła wyspy zaplanowałam skrzętnie jeszcze na kilka tygodni przed wyjazdem na wakacje. Jednak, jak to często bywa: plan - planem, a życie - życiem. Trasa została nieco okrojona, a niektóre atrakcje realizowane jedynie przez część naszej grupy. Całodniowa wycieczka obejmuje zarówno ciekawe plenery, miejsca do zwiedzania, jak i plaże - jako miejsca na złapanie oddechu w tym napiętym grafiku. Pozwolicie więc, że przejdę do opisu - będzie on częściowo relacją z naszej wycieczki, ale będę także wtrącać okoliczne miejsca, które warto dopisać do planu zwiedzania. 
 
Wypożyczonymi autami (naszym 4 osobowym Peugeotem i 8 osobowym busem) ruszamy z hotelu z Theologos o godzinie 9:00. Auta zatankowane, więc dopiero po powrocie uzupełnimy paliwo w miejscowej stacji benzynowej. Nawigację ustawiamy na Monolithos, do którego mamy 50 km. Po drodze jednak czeka nas kilka atrakcji. Pierwsza atrakcja do wzięcia pod uwagę to Kamejros - ruiny miasta, na które warto poświęcić więcej czasu. (godz. otwarcia: 8:00-20:00, cena biletu: 6€). Największy rozkwit miasta datuje się na VI wiek p.n.e., a o bogactwie i niezależności osady może świadczyć fakt, że było to pierwsze miejsce na Rodos z własnymi monetami z obrazem liścia figowego. My zatrzymujemy się dopiero w
Kastellos Krirtinia

Ta bezpłatna atrakcja jest otwarta non-stop. 

Drogowskazy bez trudu prowadzą nas na mały bezpłatny parking u stóp zamku. Zamek powstał w trzech etapach: najwcześniej z inicjatywy Giovanniego Battisty Orsiniego w latach 1467-76 powstała kwadratowa wieża, a następnie warownię rozbudowano w 1480 roku i potem na początku XVI wieku.

Zamek znajduje się na samotnej skale i jest doskonałym plenerem do zdjęć. Został zbudowany przez Joannitów w XV wieku jako jedna z licznych warowni strzegących wyspę i kontrolująca ruch statków. 

Z zamkowych murów rozciąga się wspaniały widok na całą okolicę oraz leżące nieopodal wyspy Chalki oraz Alimię. Spędzamy tutaj około pół godziny i ruszamy w dalszą drogę w stronę Monolithos. 

Po drodze zatrzymujemy się przy trasie dosłownie na 5 minut na zdjęcie w punkcie widokowym, znajdującym się przy rozwidleniu z drogą na Attavyros. Zamiast tego można zatrzymać się kilka kilometrów dalej w Jacob's Canyon - kanionie z półek skalnych, o którym pisałam w poprzednim poście, jednak proszę pamiętać, że nie jest to miejsce dla osób o ograniczonej mobilności. Tuż przed Monolithos droga prowadzi nas przez bardzo wąskie uliczki uroczego miasteczka, w którym koniecznie musimy się zatrzymać.   

Siana 

To typowa miejscowość z biało-niebieskimi zabudowaniami i widokiem na okoliczne skały. Znajdują się w niej tętniące życiem tawerny oraz sklepy sprzedające lokalny miód i oliwę,

oraz miejscowy bimber, zwany "souma".

Główny plac z nowym kościołem prawosławnym z 1892 roku,
ale także i starą XI wieczną cerkwią Św. Pantelejmona - męczennika zaliczanego do Czternastu Świętych Wspomożycieli.
Wnętrze jest bardzo bogato zdobione, 
ale największym atutem świątyni jest oryginalna posadzka.

Kolejny przystanek na naszej trasie fundujemy sobie w 

Monolithos 

Grupa jedzie prosto pod wzgórze i już zacznie się wspinać, my zaś zatrzymujemy się wcześniej przy małej kaplicy.  

 
To mały grecki kościół prawosławny Agios Dimitrios.
Stąd doskonale widać ruiny średniowiecznego zamku położonego na samotnej skale - za chwilę tam dojedziemy. Po zaledwie 5 minutowym postoju gonimy resztę grupy. 

Na szczyt wzgórza z ruinami zamku prowadzą wygodne kamienne schodki. 

I warto podjąć ten trud, choćby dla tych widoków. A na samym szczycie góry zachowały się fragmenty kamiennych murów, pozostałości wieży i domu, 

ale także niewielka cerkiew św. Pantelejmona (widać jest bardzo wielbiony w tych okolicach)  

z ciekawymi freskami 

oraz ruiny bizantyjskiej kaplicy św. Jerzego, pochodzące z XV wieku. 

Już sama dziura w murach stała się świetną inspiracją do zdjęć.
Najpierw z dołu,
potem z góry.

A komu bije ten dzwon?
Chyba nam - Jest już po 11:00 - czas więc ruszać w dalszą drogę.

Prasonisi

No tu niby mamy odpocząć. Droga wzdłuż zachodniego wybrzeża prowadzi nas w końcu na Przylądek Prasonisi. 

To wyjątkowe miejsce, gdzie spotykają się ze sobą wody Morza Egejskiego (znad którego przyjechaliśmy) - z Morzem Śródziemnym (nad którym spędzimy drugą połowę dnia). 
 Granica jest nie tylko bardzo widoczna, ale też i odczuwalna. O ile - tak jak pisałam wcześniej - zachodnia część wyspy jest wietrzna, o tyle po drugiej stronie jest spokojniej. Poza tym wody obu akwenów różnią się kolorem, co daje niesamowity efekt dostrzegalny gołym okiem.  
Do tego bardzo wyraźny jest podział: w Morzu Egejskim królują kitesurferzy, podczas gdy w Morzu Śródziemnym z falami walczą windsurferzy.  
Podział taki dotyczy także całej infrastruktury - wypożyczalni i szkółek.
Tym piaskiem postanowiliśmy przedostać się na widoczne wzgórze.
W miejscu w którym stoi Radek spotykały się fale z obu mórz. Na żywo wyglądało to imponująco.
Niestety zatrważająca jest ilość śmieci wyrzucanych przez morze.
Woda w takim tempie wchodzi na ląd, że powrót na plażę okazał się trudny - dlatego na taki spacer warto mieć strój plażowy. Czasem wody obu mórz podnoszą się tak bardzo, że stanowią przeszkodę nie do przejścia. 
Naprawdę warto tu zajrzeć - nasza ekipa zażyła tu trochę kąpieli i oddechu, by mieć siłę na dalszą drogę. Spędziliśmy tu dwie godziny, aż do godziny 14:00. Od
Lindos 
dzieli nas kolejne 50 km i 50 minut jazdy samochodem. Tuż przed godziną 15:00 dojeżdżamy do jednego z piękniejszych miejsc na Rodos. 
Zdecydowanie warto spędzić tu cały dzień.   
Na zwiedzanie samego wzgórza zamkowego powinniśmy zarezerwować sobie nie tylko 12 EUR na osobę, ale także co najmniej kilka godzin. Akropol w Lindos został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pierwsze zabudowania na akropolu pochodzące XI wieku p.n.e. zostały zniszczone w wyniku pożaru, a następnie odbudowane w IV wieku p.n.e.. Do czasów współczesnych zachowały się m.in.: fragmenty świątyni Ateny z Lindos z przepiękną dorycką kolumnadą oraz pozostałości antycznego teatru. Dla dzieci i młodzieży do 25 roku życia - wstęp wolny. 
Po ulicach Lindos nie jeżdżą samochody - ruch kołowy jest tutaj zakazany, także samochody zostawiamy na pobliskim parkingu. 
Robimy sobie spacer wąskimi uliczkami miasteczka.
Bajkowe widoki na białe kapitańskie domki towarzyszą naszej pieszej wędrówce na szczyt. 

Za tą bramą obowiązuje już bilet wstępu. Reszta ekipy czeka na nas na dole, także pozostaje nam tylko nacieszyć oko 
nadmorską panoramą.

Najpiękniejszym miejscem jest Zatoka św. Pawła - niewielkich rozmiarów zalew o owalnym kształcie, który z trzech stron otaczają skały. 

Oczywiście uwagę wszystkich turystów przykuwają mozaikowe chodniki, wyglądające niczym sznurkowe dywany.

Hohlakia to małe białe i czarne kamyczki ułożone w tak misterne wzory.
Jeszcze tylko pożegnalne zdjęcie Łukasza i Magdy i o 16:30 ruszamy w dalszą drogę. Tym razem nawigacja prowadzi nas do plaży Tsambika, o której marzą już nasi współpodróżnicy. 
Mijamy po drodze Stegnę i Archangelos.

To wszystko potencjalne miejsca do odwiedzenia. Kojarząca się z Bałtykiem Stegna słynie z jaskini Koumellou. Jest to naturalna jaskinia, do której dostać się można od strony morza lub górą, po dość uciążliwej wspinaczce. Często cumują tu statki podczas rejsów Rodos-Lindos. Z kolei nieopodal wsi Malona zachowały się ruiny zamku Feraklos, położonego na wzgórzu o stromych zboczach. Była to jedna z najlepiej ufortyfikowanych twierdz w kraju w XIV w. w przeszłości wykorzystywana jako więzienie i miejsce zsyłki złoczyńców. Do czasów dzisiejszych z zamku zostały tylko fragmenty murów zewnętrznych oraz kamienna piwnica. 

Tak jak obiecaliśmy drużynie o 17:00 mamy wreszcie 

Tsambika Beach

To najpiękniejsza plaża na wyspie pełna atrakcji. Charakteryzuje ją krystalicznie czysta woda i zmieszany z drobnymi kamykami jasny piasek. Ekipa zostaje tutaj na kąpiel, podczas kiedy ja z Radkiem udajemy się do

Monastyru Moni Tsambika

górującego nad plażą. Na wzgórze należy podjechać autem, a następnie końcowy odcinek trasy pokonać na piechotę. 

Wspinamy się po 295 ponumerowanych stopniach. 

To miejsce szczególnego kultu dla bezdzietnych par. 

Pomijając widok, jaki rozpościera się z monastyru na plażę

i sąsiednią zatokę wśród skał Kolymbia, zaskakuje nas coś zupełnie innego...

Otóż w środku monastyru znajduje się święta ikona z XI w. z Maryją Dziewicą. Znalazła ją w górach bezdzietna para, której później urodził się syn. Całą legendę przeczytacie tutaj

Skąd zatem tutaj sztuczne bobasy w formie świeczek? To dary wotywne - forma podziękowania za dar macierzyństwa, bowiem od tego czasu do świątyni pielgrzymują kobiety, prosząc o potomstwo. Gdy po 9 miesiącach przychodzi na świat dziecko, zgodnie z miejscowym zwyczajem otrzymuje ono imię: Tsambika lub Tsambikos. "Tradycyjnie 8 września kobiety, które nie mogły zajść w ciążę, przychodziły do kościółka, zjadały kawałek świecy ołtarzowej i modliły się prosząc o potomstwo

/Rodos i Dodekanez Travelbook wyd. Bezdroża/

W podzięce za wysłuchanie próśb przynosi się do klasztoru zdjęcie nowo narodzonego potomka i zapala świecę.

Lalek, kolorowych wstążeczek, zdjęć dzieci i historii jest tutaj niezliczona ilość. 
Opuszczamy wzgórze o 18:00 i wracamy po resztę ekipy. Jak się okazuje plaża jest tak urocza, że dziatwa absolutnie nie ma ochoty jej opuszczać. Robimy więc małe przeszeregowanie i w dwie rodziny jedziemy jeszcze do pobliskiej atrakcji.

Seven Springs Waterfall
Godziny otwarcia: 24 godz./7 dni w tygodniu - dostępne nieodpłatnie.
Park siedmiu wodospadów położony jest zaledwie 7 km. od plaży. Szkoda tylko, że ruch jest duży i tracimy czas w korkach. Jest to zacienione miejsce, może nieco zaniedbane, ale idealne na ucieczkę od słońca. 
Zostawiamy samochód na parkingu przy tawernie, na której dachu dostrzegamy pawie.

Przechadzają się na wolności i jest ich tutaj całkiem sporo.
Od razu kierujemy się leśną ścieżką do tunelu. 
Tunel jest wąski i zupełnie ciemny - w jego połowie znajduje się otwór ewakuacyjny. 
W tunelu brodzi się w wodzie głębokiej maksymalnie do połowy łydki
- strasznie osobliwa to atrakcja,
która zakończona jest tamą z wodospadem.
Może spodziewaliśmy się nieco piękniejszych krajobrazów, ale samo przejście betonowym kanałem wprawiło nas w bardzo dobry humor.

Woda ma rzeczywiście turkusowy kolor.

A oto nasza szczęśliwa młodzież przy otworze znajdującym się na wzgórzu. Słuchają głosów przerażonych turystów brodzących w tunelu.

I był to ostatni punkt programu na trasie naszej objazdówki po wyspie. Wróciliśmy po resztę ekipy i około 20:00 zameldowaliśmy się w hotelu. To był bardzo wyczerpujący dzień, który dostarczył nam wielu wrażeń, choć niedosyt i tak zawsze pozostaje. 

Bo przecież jeszcze tak wiele można było zobaczyć...

Printfriendly