Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie wakacje spędzamy w Theologos (Tholos) - małej miejscowości położonej na zachodnim brzegu wyspy Rodos. Urocza to wioska i darmo jej szukać w przewodnikach. Główna droga prowadząca ze stolicy Rodos wzdłuż zachodniego wybrzeża wyznacza granicę miejscowości. Jadąc z miasta Rodos, po prawej stronie drogi rozlokowanych jest zaledwie kilka sklepów i kilka hoteli - w tym największy Doreta Beach Resort, kamienista plaża, kilka szkółek windsurfingu... ot co... Po lewej stronie drogi jest już atrakcyjniej - wypożyczalnia aut i parę straganów z akcesoriami plażowymi, nawet niewiele tu pamiątek - raczej nie znajdziecie tu magnesu z Theologos. Autobus jadący z Rodos zatrzymuje się na przystankach, których nazwy pochodzą od nazw pobliskich hoteli. Jednym słowem to dziura...ale za to jaka zielona. Przewaga rolniczych terenów to domena części miasteczka znajdującej się po przeciwległej stronie od plaży. Jeśli tylko zapuścić się w głąb miasteczka, bądź dojechać autobusem nr 50 do końca trasy można zobaczyć zupełnie odmienne oblicze Theologos.
Autobus mija stację benzynową, przy której musimy wysiąść,
|
aby dojść do hotelu Meliton i w tym miejscu skręca w lewo. | Po obydwu stronach tej wciąż asfaltowej drogi znajdziecie ruiny Świątyni Apollona (Temple of Apollo Erethimios). Wstęp wolny o dowolnej porze dnia i nocy.
Nie spodziewajcie się zbyt wiele, bo oprócz tego że teren wykopalisk jest ogrodzony i widnieje kilka tablic - nie warto specjalnie tutaj przyjeżdżać, chyba, że interesujecie się archeologią. |
|
Może więc to być dobry pomysł na spacer, szczególnie że idąc tą drogą dalej dojdziecie do minimarketu, którego właściciel szczyci się najlepszą oliwą z oliwek marki Natura Rodos (Traditional Product of Rodos). Stavros mówi bardzo dobrze po angielsku, więc pospiesznie pokazuje nam znaki jakości, jakie otrzymała jego oliwa w tym i ubiegłym roku. Opowiada o swojej małej manufakturze, na którą trafiam kilka dni później podczas porannego joggingu. Kiedy miniemy sklep asfaltowa droga prowadzi pod górę. Po drodze mijamy The Little Greek Kitchen Restaurant - oferującą codzienne kursy gotowania. Warto wspiąć się na górę pod sam kościół Agios Spyridon,
a naprzeciwko niego centrum kultury.
Dopiero idąc dalej wąskimi uliczkami znajdziemy kilka małych sklepów i tawern, ale przede wszystkim piękne małe wiejskie domki. Uliczki są tak wąskie i gęsto zabudowane, że spacerując po ulicy wydaje się, że przemyka się korytarzami w cudzych domach.
Jedną z charakterystycznych tawern z tradycyjnym greckim menu jest Drosia. Jedna z kamienic w środku wsi i raptem kilka stolików rano wydaje się być niepozornym miejscem.
Wieczorem miejsce tętni życiem, a naprzeciwko pod wielkim drzewem rozmieszczono resztę stolików.
Restauracja ma swoje tradycje - kolejne pokolenia przejmują ten rodzinny biznes, a samego seniora rodu zostawiam Wam w tym poście na deser.
Plaża w Theologos jest tak samo urocza i dzika jak miasteczko. Leżaki można wypożyczyć
|
w plażowym barze, a jakże! |
Menu i ceny w knajpie nie zachęcają - jak to na plaży.
Wynagradza to lazurowy kolor wód Morza Egejskiego.
Edit: Na mój wpis na fb zareagowali poznani na tych wakacjach Kasia i Łukasz.
"Szczerze powiedziawszy nie patrzyliśmy na każdą z cen oddzielnie ale za pełny obiad z dwóch dań, sałatka grecka, kawa i po piwku zapłacilismy 55 €, a jedzenie naprawdę było przepyszne więc my polecamy" - a z tego co wiem, na obiad jedli kalmary... więc rzeczywiście spoko!
Jak się domyślacie nasz sportowy bzik pozwala zobaczyć trochę więcej niż przylegające do hotelu rozległe sady oliwne. Każdy wspólny spacer po okolicy, czy przebieżka były okazją do odkrywania ciekawostek Theologos. Najdłuższą trasę, jaką sobie wymyśliłam to wczesnoporanny bieg do Doliny Motyli w Petaloudes. To popularny cel wycieczek po wyspie - moim zdaniem jednak nie wart zachodu.
Trasa z hotelu Meliton przez pierwsze kilkaset metrów prowadzi polną drogą w stronę skrytego na wzgórzu
Monastyru Św. Jana Teologa (Jana Ewangelisty).
|
Pewnie to od patrona tego greckiego kościoła prawosławnego pochodzi nazwa miasteczka. |
Miejsce jest tak ukryte na wzgórzu ponad wioską, że aż trudno trafić tam przypadkiem.
Spod podnóża góry prowadzi asfaltowa droga do centrum Theologos. Z dala już widać wieżę głównego kościoła Św. Spirydona. Tą drogą należy kierować się pod górę, a potem w prawo, tak jak wskazują drogowskazy do Doliny Motyli. Choć z centrum Theologos do Petaloudes jest około 5 km bardzo dużo tutaj drogowskazów. Dalej mało uczęszczana droga wiedzie wśród pól uprawnych i sadów aż do głównej drogi Epar. od. Kalamonas-Psinthou.
Pierwsze oznaki cywilizacji to winnica Triantafillou. Winnica to rzeczywiście pokaźnych rozmiarów fabryka o różowej fasadzie. Dosłownie naprzeciw niej dostrzegam znane mi logo.
To sklep z oliwą i miodem, którego właściciela poznaliśmy w minimarkecie kilka dni wcześniej.
Faktycznie Stavros wspominał nam o swojej manufakturze za miastem.
To tutaj oliwa sprzedawana w markecie jest tłoczona i produkowana. Marka Natura Rodos znana jest podobno na całym świecie i zdobywa wiele nagród. "Sklep firmowy" jest jeszcze zamknięty - jest zbyt wcześnie.
Biegnąc dalej mijam jednostkę wojskową i poligon. Boję się nawet zboczyć z głównej drogi bo wiele tu wojskowych terenów.
Dobiegam w końcu do parkingu w Dolinie Motyli.
Szlak pieszy prowadzi licznymi mostkami wzdłuż rzeczki.
Miejsce jest dość zacienione i pewnie dlatego trudno dostrzec tu tytułowe motyle.
Na szczęście w witrynie restauracji na terenie obiektu wystawiono ich całą kolekcję.
To gatunek zwany "Niedźwiedziówka Strojnisia" Crasopani Hera, wyglądem przypominający pospolitą ćmę. Podobno ćmy przylatują z terenu Turcji, bo tam są ich obszary lęgowe, podczas kiedy na Rodos nigdy nie znaleziono ich larw i jajeczek.
Ćma nie ćma - wie gdzie latać, czyli lata dopiero na terenie dostępnym za kasą i w godzinach otwarcia (8:00 -19:00) tej nie lada atrakcji :) W drodze powrotnej czeka mnie kolejna miła niespodzianka. Kiedy biegłam do Doliny Motyli nagle na polnej drodze usłyszałam gromkie "Kalimera". To pewien starszy Grek pozdrowił mnie. Kiedy godzinę później wracałam, był już bardziej rozmowny. Okazało się, że to Dimitri - przemiły właściciel greckiej tawerny Drosia z Theologos. Takie to są moje ścieżki - uwielbiam poznawać mieszkańców odwiedzanych krajów i ich zwyczaje. Dimitri zapytał, gdzie wypoczywam i zaoferował odwiezienie do hotelu. A że słońce już mocno dawało w kość, a w nogach było ponad 12 km, chętnie skorzystałam z okazji. Było mi bardzo miło, że starszy pan wyszedł z taką inicjatywą, bo sama bym na to nie wpadła. Dimitri wracał ze swojego codziennego rekonesansu z pola do wioski. Mówi, że tak odpoczywa - jedzie swoją terenówką, by popatrzeć na swoje włości.
Ech, natura... i to sielskie, leniwe życie.
Aż miło powspominać !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz