sobota, 15 sierpnia 2015

Ateny na weekend - część pierwsza

To dopiero niespodzianka – taki urodzinowy prezencik dla mojej połóweczki. Weekend we dwoje w Atenach. Dosłownie weekend – bez konieczności brania urlopu. Startujemy niemal prosto z pracy. Samolot mamy o 19:10, więc z domu wychodzimy o 16:30. Jak dobrze mieć lotnisko blisko od domu. Tradycyjnie już samochód zostawiamy na parkingu Alcatraz. 
Potrzeba jeszcze tylko 10 minut na transfer z parkingu do lotniska Modlin. Jak zwykle pełna profeska – szybciutko znajdujemy się na lotnisku. W drodze powrotnej należy zatelefonować na parking dopiero po wyjściu z terminala, już po odebraniu bagaży, a następnie stanąć i czekać przy stanowisku nr 3. Współpracę z Parkingiem Alcatraz wielokrotnie testowałam i parking ten szczerze polecam każdemu. Na lotnisku Modlin byliśmy już o 17:20.

Tak zaczyna się kolejna podróż z Myszą. Na lotnisku opróżniamy płyny, teraz sprawna kontrola bezpieczeństwa – jednak małe lotnisko ma swoje plusy. Pierwszy raz w życiu przeszłam kontrolę bezszelestnie - do tej pory zawsze kontrola osobista. Grzecznie siadamy przed bramką. Lubię zająć pierwsze siedzenia – taki własny sposób na priorytet - tym bardziej, że w Modlinie nie ma żadnego dowożenia autobusem, a miejsca i tak są przydzielone.
Wylot samolotu zgodnie z planem. Lot ma trwać 2:40 plus zmiana czasu o godzinkę do przodu. W Atenach jesteśmy mocno przed czasem o 23:30 – po 2:20 lotu. Dobrze że w powietrzu nie ma policji, bo na pewno przekroczyliśmy wszystkie dozwolone prędkości :)
Kiedy wysiedliśmy z samolotu pierwsze kroki jak zwykle kierujemy w stronę metra, bo to nim mamy dojechać do centrum Aten.

Dojazd z lotniska

Dojazd z lotniska zapewnia linia niebieska ATTIKO, której stacja znajduje się tuż obok lotniska. Od razu zauważamy kierunkowskazy. Metro w Atenach jest dwusystemowe – do stacji Douk. Plakentias metro wygląda jak trolejbus, a potem dopiero metro jedzie pod ziemią a zasilane jest z trzeciej szyny. Normalnie cena biletu wynosi 8 EUR/osoba/na 70 minut lub dla 2 osób za 14 EUR. Bilet oznaczony jest następująco: 70-min group ticket for two (2) persons ticket valid for one trip
Piszę „normalnie” – bo dziś mamy bezpłatnie! To efekt kryzysu gospodarczego Grecji – darmowa komunikacja do 10 lipca włącznie. Metro kursuje co 10 minut, a ostatni skład metra wyrusza teoretycznie z lotniska o 23:30. Więcej informacji tutaj 
http://stasy.gr/index.php?id=33&no_cache=1&L=1
Coś mnie tknęło, aby jednak zapytać, czy metro działa i tu ZONK...Dziś już metro nie działa... Pewnie z racji sytuacji kryzysowej.
Jest na szczęście druga opcja dojazdu na lotnisko autobusem X95. W ostatniej chwili wpadamy do autobusu, którego przystanek tak naprawdę trudno ominąć. Od razu po wyjściu z terminala po prawej stronie stoją autobusy, które aż zapraszają do wejścia. Normalnie bilety należy kupić w punkcie sprzedaży przed przystankiem – dziś wisi tam informacja, o darmowej komunikacji. Linia X95 to linia przyspieszona z lotniska do Placu Syntagma. Cena za autobus to 5 EUR. 
Zarówno metro, jak i autobus dojeżdżają do Placu Syntagma. Aby dostać się do kwatery – do Placu Omonia należy przejechać 2 stacje metrem (bilet 1,40 EUR).
Oto instrukcje jakie dostałam od właściciela kwatery:
"Ze stacji metra SYNTAGMA przesiadka w czerwoną linię w kierunku AGIOS ANTONIS. Jedziesz 2 stacje (Panepistimo omijasz) i wysiadasz na OMONIA.
Na placu OMONIA od razu zauważysz duży sklep HONDOS CENTER z dużym plakatem z grecką flagą. Wejdź w ulicę 3th September i na trzecim skrzyżowaniu skręć w lewo, a następnie na dużym placu w drugą w prawo- za żółtym kioskiem. Tam duże drzwi z nazwą adresową Kameterou 3. Dzwonek niebieskie światło z napisem B&B. Następne drzwi to pomarańczowe litery AIANH CAFE" (oczywiście to tłumaczenie z języka angielskiego).
Cała podróż z lotniska zajmuje nam godzinę i do kwatery docieramy około 0:30. Drzwi otwiera nam afroamerykanka w turbanie – i nie wygląda na dopiero rozbudzoną. To miłe, że czekała na nas.
Kwaterę znalazłam na portalu airbnb
Wstępnie lokalizacja kwatery wydawała się może trochę mało bezpieczna – bo pełno tu żebraków, ale na szczęście nikt nas nie zaczepia. Niejednokrotnie przechodziliśmy obok nawet w późnych godzinach wieczornych i nic nam się nie stało. Dzielnica Omonia to miejsce zakwaterowania wielu turystów, bo stąd bez trudu można dotrzeć na piechotkę do wielu atrakcji turystycznych miasta.
Z moich uwag: na jedną dwie noce tak kwatera może być, łazienka wspólna czysta, ale dość prymitywna – lastryko na podłodze. No ale na szczęście była klimatyzacja. 
Na dziś starczy wrażeń. Od jutra rana ruszamy na zwiedzanie...
Zaczynamy śniadaniem o godzinie 8:00. Raczej nie ma na co liczyć na wielką wyżerkę: jedno masełko, jeden dżemik, jeden malutki 3 cm x 4 cm serek biały, kawa, sok pomarańczowy i pieczywo. My na szczęście mamy nasz zestaw obowiązkowy: kabanosy, parówki, paczka szynki konserwowej. Zwiedzanie zaczynamy około 8:30. Wychodzimy z kwatery i idziemy z Placu Omonia prosto ulicą Athinas, która poprowadzi nas aż do Placu Monastiraki. Już za dnia widać, że miasto jest brudne, zaniedbane - pełno tu żebraków, a ściany budynków, sklepów pokryte są graffitti, niekoniecznie tak gustownymi, jak na zdjęciu poniżej
Zwiedzanie zaczynamy od placu Monastiraki. Tutaj znajduje się także stacja metra i słynny bazar. My pierwsze kroki kierujemy do Biblioteki Hadriana (Library of Hadrian). Jest jeszcze w miarę wcześnie, więc chcemy zdążyć na Akropol widoczny w dali przed południem.
Kasa znajdująca się tuż za wejściem po prawej stronie oferuje bilety wstępu obejmujące sześć podstawowych atrakcji Aten za cenę 12 EUR i takie bilety kupujemy. Ateńskie "must see" to: Biblioteka Hadriana, Agora, Akropol, Forum Romanum, Teatr Dionizosa i cmentarz Keramejkos. Wchodzimy więc klimat ateńskiej architektury, bo Ateny tak jak Rzym czy Paryż są miastem, które należy przyżyć, a nie tylko zwiedzić.
Choć upał jeszcze bardzo nie doskwiera nawet psu trudno wytrzymać.
Ten ogromny kompleks powstał w II w n.e. z inicjatywy rzymskiego cesarza Hadriana - zagorzałego wielbiciela kultury greckiej, który chciał aby Ateny stały się kulturalną stolicą cesarstwa Rzymskiego.
Budynek został uszkodzony w 267 r n.e przez plemię germańskie, a następnie postawiono tu kościół, który także zniszczono w 1885 roku.
Po wyjściu z biblioteki kierujemy się pod górę w stronę Akropolu. Wspinamy się coraz to wyżej...
podziwiając widoki, które zostają w dole
Ateny to ogromne miasto, którego architektura w piaskowym kolorze zlewa się w białą plamę.

Kot wygrzewający się na słońcu... jeden z wielu dziś napotkanych
Po drodze mijamy windę umożliwiającą niepełnosprawnym dostęp do największej atrakcji miasta.

Dolna stacja podjazdu...
a także górna - szczyt wzgórza.
Zwiedzanie wzgórza Akropol zaczynamy od południowo-zachodniego stoku, na którym znajduje się Odeon Heroda Attyka (Odeum of Herodes Atticus) . Do złudzenia przypomina amfiteatr znany nam z bułgarskiego Plovdiv
Ten jeden z największych teatrów starożytnych wybudowany na cześć małżonki Heroda Attyka - Aspasii Regili - mógł pomieści 5-6 tysięcy widzów. Cały budynek dla lepszej akustyki pokryty był dachem z drewna cedrowego. My czym prędzej zmierzamy na szczyt wzgórza. Wzgórza nasiąkniętego pierwiastkiem starożytności, ale także pełnego żurawi i innych maszyn budowlanych. 
Pewnie dlatego miasto nazywane jest złośliwie architektoniczną katastrofą czy składowiskiem marmurowego gruzu i krajobrazem po wybuchu bomby. Na razie nie podchodzimy do Partenonu - centralnej budowli wzgórza.
Zatrzymujemy się przy znajdujących się po lewej stronie ruinach Erechtejonu. ERECHTEJON to świątynia, która powstała w miejscu sporu Ateny i Posejdona. O władzę nad największym miastem w Helladzie kłócili się bogowie: Atena – bogini mądrości i Posejdon – bóg mórz i oceanów. Wówczas mieszkańcy zaproponowali im swego rodzaju konkurs: to bóstwo, które podaruje im coś bardziej pożytecznego będzie patronem miasta. Posejdon wydrążył na zboczu Akropolu szczelinę, z której trysnęło źródło, zaś Atena, tuż obok źródła stworzyła drzewko oliwne, które poza tym, że jest symbolem pokoju i prosperity, daje wielki skarb jakim są oliwki. Na Posejdona głosowali mężczyźni, a na Atenę kobiety. Bogini rozsądku i wiedzy wygrała podobno jednym głosem. Od tamtej pory miasto nosi miano Aten – ku czci bogini mądrości, a do dziś zachowała się dziura w suficie i podłodze Erechtejonu – ślad po trójzębie Posejdona.
Funkcję ganku pełnią tu posągi kariatyd. Podobno przedstawiają one kobiety z miasta Kariai, które za to, że pomagały Persom zostały zmuszone do dźwigania ciężarów na głowach. 
Teraz idziemy w stronę PARTENONU - budynku świątyni ku czci Ateny, którego budowa rozpoczęła się 25.000 lat temu i trwała dziesięć lat. Dziś budynek tak bardzo popadł w ruinę, że od trzystu lat jest w stałej niekończącej się odbudowie. Świątynia wyleciała w powietrze w 1687 roku, gdy wenecka kula trafiła w magazyn prochu urządzony wewnątrz Partenonu. Czego nie zniszczyli Turcy, wywiózł w XIX wieku lord Elgin. Anglicy tak przykładnie odnawiali marmurowe bloki, że zniknęły z nich fragmenty płaskorzeźb. Przez tyle lat nikt nie podjął się rekonstrukcji rzeźby Ateny Partenos autorstwa Fidiasza, wykonanej ze złota i z kości słoniowej – która była jednym z siedmiu cudów świata. 
Partenon wybudowany został w V wieku p.n.e. z inicjatywy Peryklesa i do dziś stanowi chyba najbardziej harmonijną świątynię dorycką. Partenon sprawia wrażenie lekkiej i symetrycznej budowli, gdyż jego architekci Iktinus i Kallikrates byli mistrzami iluzji optycznej. Wrażenie lekkości potęguje również pustka wewnątrz budowli i brak sklepienia. 
Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć.
Upał na szczęście wcale nie dokucza, gdyż w lipcu w Atenach wieje meltemi - rześki silny wiatr z północy, 
który pojawia się w czerwcu, a najsilniejszy jest właśnie w lipcu.
Jeszcze mamy szansę na w miarę spokojny spacer...
Za chwilę przejdą tu tłumy zwiedzających, głównie Azjatów. 
Z góry schodzimy przez PROPYLEJE - bramę z kolumnami wybudowaną na planie prostokąta. Nawet nie próbujcie dotykać metalowych barierek, które prowadzą wzdłuż wyjścia. Są tak gorące, że z powodzeniem można by na nich smażyć.

Wejścia strzegą koty
i lwy :)
Ze wzgórza Akropolu schodzimy do znajdujących się nieopodal skał Areopagu, widocznych po lewej stronie na poniższym zdjęciu.
Widok na Akropol ze skał Aeropagu.
Ze wzgórza schodzimy bocznymi dróżkami przez gaj oliwny. Zaraz po zejściu ze wzgórza skręcamy w lewo, gdyż teraz celem wycieczki jest AGORA.
Po wejściu na teren Agory nasza uwagę przykuwa kościół.

Jednak najbardziej charakterystyczne miejsce Agory to długi prostokątny budynek kryty brązowym dachem. To STOA ATALLOSA - zrekonstruowany budynek Greckiej Agory, dziś kryje zbiory Muzeum Agory.
Teraz idziemy w stronę HEFAJSTEJONU (Temple of Hephaestus) - doryckiej okazałej budowli widocznej z dala.
Świątynia wybudowana została w latach 445-425 pne i poświęcona była patronom rzemiosła - Atenie i Hefajstosowi.
Spragnieni wody postanawiamy opuścić Agorę i idąc wzdłuż dzielnicy Monastiraki zatrzymujemy się na ulicy Ermou pod numerem 91. 
Restauracja nazywa się Savvas (Sabbas) a w jej wystroju charakterystyczne były wiszące rowery ozdobione kwiatami
Na wstępie gościom podawana jest woda, jeszcze na długo przed zamówieniem. Tutaj nie jest ona doliczona do rachunku.
Oczywiście spróbowaliśmy narodowego dania Greków - souvlaki.
Souvlaki to jagnięcina, cielęcina lub wołowina zawinięte w chleb pita i polane sosem tzatziki. Można zamówić na wynos i wówczas kosztuje 1,50 EUR. My wybieramy wersję zasiadaną za 2,50 EUR. Tym razem z ulicy Monastiraki skręcamy w następną ulicę za Athinas - Eolou. Pełno tu nowoczesnych sklepów, kawiarni i butików znanych europejskich marek. Absolutnie nigdzie nie widać tu kryzysu, a sklepy normalnie przyjmują płatność kartą (choć ja sama tak nie płaciłam). Nieopodal tego kościółka w jednej z sieciowych kafejek zaliczamy jeszcze mrożona kawę - Fredocino (2 EUR).
Po drodze mijamy kolejny urokliwy kościółek.
Grecy są bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów, szczególnie teraz kiedy wiele osób zastanawia się, czy przyjechać do Grecji, czy też nie... Kiedy to mój małżonek w sklepie z pamiątkami poszukiwał do kolekcji starego banknotu drachmy, sprzedawcy śmieli się do rozpuku, że być może za dwa tygodnie, to im drachmy będą znowu potrzebne. Drachmy udało się zakupić na targu Monastiraki, gdzie pełno antyków, rupieci, ale także chińszczyzny... w dodatku nawet z gratisowymi monetami. I to właśnie dookoła stacji metra Monastiraki warto kupić pamiątki - tutaj są one najtańsze.
Z dzielnicy Monastiraki postanawiamy wrócić na poobiednią drzemkę na kwaterę. No cóż Grecy mają sjestę, to i my ją mieć będziemy.... 

1 komentarz:

  1. Zazdroszczę tego weekendu w Atenach, to piękne miasto, które warto choć raz w życiu zobaczyć. Ja byłam tam kilka lat temu, niestety tylko na pięć dni, ale było warto. Z podróży zapamiętałam Akropol i Muzea Ateńskie. Planuję jeszcze w przyszłości tam pojechać, ale na dłużej - może mi się uda. Pozdrawiam i czekam na nowe wpisy na Twoim blogu! :)

    OdpowiedzUsuń

Printfriendly