sobota, 12 stycznia 2019

Siga-siga czyli greckiej sagi ciąg dalszy

Siga-siga to bardzo popularny zwrot słyszany niejednokrotnie w rozmowach Greków. Wyrażenie to oznacza: powoli, spokojnie, nie spiesz się! Zupełnie jak z pisaniem mojego bloga. Powoli, spokojnie z taką właśnie grecką filozofią życia. Wiem, że czasem jest rozwlekle, że z wakacji już dawno wróciłam, a relacja ciągnie się miesiącami. No cóż kochani - rozkoszujcie się życiem, tak jak ja swoimi podróżami: Trzy - cztery dni pobytu najpierw planowane miesiącami, a potem miesiącami opisywane :) :) 
Już troszkę tej greckiej natury poczuliśmy w Atenach w 2015 roku. I muszę Wam powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Już wtedy postanowiliśmy, że do Grecji wrócimy nie raz. No i tak się właśnie stało....bo po wakacjach na greckiej wyspie Korfu postanowiliśmy polecieć drugi raz do Salonik. 
He, he - nie to że drugi raz polecieć, ale że drugi raz postanowiliśmy. Pierwszy raz w 2017 roku to nawet bilety kupiliśmy, ale nasz ulubiony przewoźnik Ryanair zrobił psikusa i Saloniki z zimowego rozkładu lotów po prostu zdjął. Oczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - bo wówczas za otrzymane vouchery przeprośne polecieliśmy do Izraela. A Saloniki i tak nie uciekły, bo do Salonik finalnie polecieliśmy w dniach 19-23 października 2018 roku, w sprawdzonym już towarzystwie Ani i Arka.
Oj wiem, wiem, że zdjęcie w tym miejscu robi się nudne, ale to już moja tradycja.

Bilety na loty do Salonik zakupione zostały około 4 miesięcy wcześniej na oficjalnej stronie Ryanaira w cenie 188 zł za osobę, w obie strony naturalnie. Potraktowaliśmy to jako całkiem dobrą cenę - w zasadzie najniższą na tym kierunku. Szczególnie kiedy komuś zależy na pobycie około weekendowym. I tak oto mamy:
Warszawa-Modlin do Saloniki pt 19 paź 09:30 - 12:45 FR 1003
Saloniki do Warszawa-Modlin wt 23 paź 07:05 - 08:20 FR 1004
Świetny plan, szczególnie kiedy ktoś oszczędza każdy dzień urlopu: biorę urlop na piątek i poniedziałek, a we wtorek niemal prosto z lotniska wracam do pracy.
Nasi towarzysze podróży meldują się u nas w piątek 19 października 2018 roku tuż przed godziną 7:00 i już jednym autkiem podążamy na parking Parkuj i Leć (Nowy Dwór Mazowiecki ul. Forteczna 25). Rezerwacja na stronie https://parkujilec.pl/ w całkiem rozsądnej cenie 43,50 zł za cztery dni - oczywiście cena obejmuje transfer do i z lotniska. Wszystko idzie bardzo sprawnie i o 7:40 jesteśmy już przed terminalem w Modlinie. Jest to dość mglisty poranek i ostatecznie do samolotu wsiadamy z 15 minutowym opóźnieniem. Właściwie już jesteśmy na wakacjach, więc mówiąc po grecku: siga - siga.
Lot trwa 2 godziny 15 minut więc lądowanie także odbywa się po czasie, a na lotnisku w Salonikach już czeka na nas pracownik wypożyczalni samochodów

Wypożyczenie samochodu

Wypożyczalnia z której skorzystaliśmy to Drive. https://www.drive-hellas.com/terms. Rezerwacji samochodu dokonaliśmy na stronie Ryanaira korzystając z 50 procentowej promocji wraz z ubezpieczeniem w łącznej cenie 317,25 zł za 3 dni. Można zrobić to na bezpośredniej stronie wypożyczalni, którą śmiało mogę polecić. Na pewno cena będzie niższa - już od 9,15 EUR za dzień. My jednak auto wypożyczaliśmy po raz pierwszy, więc zrobiliśmy to intuicyjnie przez stronę linii lotniczych. Jak wszędzie blokowana jest kaucja na karcie kredytowej (w Grecji to było min. 1.000 EUR) i niestety zwrot pieniędzy na kartę potrwał miesiąc bez jednego dnia. Poza tym sam odbiór nas z lotniska, przejazd do wypożyczalni, formalności związane z protokołem wydania i stan auta (oczywiście zrobiliśmy dokładne fotki) przebiegły dość sprawnie. Zwrot auta był również zaskakująco szybki (nawet nie myliśmy auta) i mimo iż była to opcja zwrot auta z takim samym stanem paliwa tak naprawdę dostaliśmy auto zatankowane do pełna i takie też zdawaliśmy. 
Biorąc pod uwagę fakt, że w Salonikach wylądowaliśmy o 13:00 czasu greckiego spod wypożyczalni autem odjechaliśmy o 13:45, a przecież jeszcze kilka minut odbieraliśmy bagaże.
A ileż to było śmiechu, jak tuż po rezerwacji samochodu "Toyota Aygo lub podobny" mój małżonek wymuszał wymianę samochodu na większy, no bo przecież 4 osoby i 4 walizki w takim małym aucie - no nie zmieścimy się!!!. Na szczęście z pomocą przyszły internety i analiza filmików na YT pozwoliła nam nie generować dodatkowych kosztów, a i tak dostaliśmy auto podobne do zamówionego, czyli Kia Picanto. Uchachani ledwie zapakowaliśmy się do naszego mini autka, przy czym trzy walizki weszły do bagażnika, a jedna znalazła miejsce na tylnym siedzeniu między dziewczynami.  
Dzień przylotu do Salonik mamy przeznaczony na przejazd w stronę Meteorów, więc specjalnie nam się nie spieszy. Do Kalampaki - miejsca pierwszego noclegu mamy do pokonania 260 km - w czasie w/g założenia około 3 godzin. Nasza trasa
w części wiedzie autostradą Egnatia Odos A2 na odcinku Saloniki - Kozani (1,20 EUR + 2,40 EUR). Orientacyjnych cen poszczególnych odcinków autostrady szukajcie na stronie PZM
I tak dziś już nie będziemy zwiedzać Meteorów - bo to one są celem naszej pierwszej wycieczki. Na Meteory poświęcimy kolejny dzień - sobotę.
Tak więc, po przejechaniu autostrady zjeżdżamy do Greveny, skąd droga zamienia się w zwykłą krajówkę. W Grevenie zaliczamy zakupy w Lidlu. W końcu można kupić jakąś wodę - chyba cudem mieścimy pod nogami zgrzewkę wody. Kilka cen z Lidla dla przykładu: 10,99 rum 0,7 l, Cola 2x1,5 l - 2,89 EUR, cytryny 1 kg 1,59 EUR i Cuba Libre w greckim wydaniu gotowe :) Pieczywo to 0,35 EUR za bułkę z ziarnami, czy cena butelki wody 1,5 l - 0,33 EUR. Skoro już zjechaliśmy na lokalne drogi to właśnie w Grevenie próbujemy coś zjeść. Przejeżdżamy przez opustoszałe o tej porze miasto. Właściwie musielibyśmy chyba poczekać tutaj do końca sjesty - decydujemy się więc jechać dalej. I tak oto ku naszej uciesze przy drogach wyjazdowych z miasta odkrywamy całkiem przyjemny plenerowy zajazd Akraion, zlokalizowany tutaj
Miejsce wydaje nam się odpowiednie na przerwę w podróży. Okazuje się, że poza kotami jesteśmy tu jedynymi gośćmi, co sprawia, że posiłek dostajemy dość szybko. 
Do zamówionej sałatki greckiej otrzymujemy pachnące obłędnie grzanki z kamiennego pieca.


 Ceny mięsa zawarte w menu obejmują dodatki, czyli frytki i ryż.
 Radek ogarnia miejscową kiełbaskę, a Arek jagnięcinę.
 Już po zapłaceniu rachunku otrzymujemy w podziękowaniu za napiwek bardzo słodkie pikle: dynię i figi. Miły gest, a i krótka konwersacja z właścicielem pozwala z czystym sumieniem polecić to miejsce.
Knajpka znajduje się po lewej stronie drogi tuż na wyjeździe z miasta Grevena, zwanego grzybowym miastem z racji urodzaju na grzyby. Zajazd opuszczamy o 17:40, kontynuując dalszą drogę trasą nr 15 Elos Kalampakos-Grevenon. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze widząc

Most nad rzeką Venetikos

w przepięknym widokowym miejscu tuż przy trasie. To Venetikos River

gdzie złota grecka jesień pięknie prezentuje swoje kolory.
Obowiązkowa sesja zdjęciowa
i jeszcze ostatnia okazja do rozprostowania kości.
 Miejsce magiczne i bardzo fotogeniczne, 
 a my chętnie pozujemy 
choć Radek, jak zwykle chodzi własnymi ścieżkami. Rafting po rzece Venetikos pozwala dotrzeć do jeszcze piękniejszego kamiennego mostu Poritsa. Dziś jednak poziom wody wydaje się być zbyt niski do organizacji takiego spływu. Około 18:00 ruszamy w dalszą krótką, ale jakże interesującą podróż wśród macedońskich łąk i pastwisk.
Za niecałą godzinkę docieramy do Kalampaki i jeszcze za dnia udaje nam się uchwycić piękno otaczających nas gór.
Bo tak oto wygląda wjazd do Kalampaki, miasteczka, w którym spędzimy pierwszą noc. 
Foto: Arek
Jesteśmy wypoczęci, bo przejazd nie był męczący, a i noc przed wylotem w całości przespana. To był świetny pomysł, aby właśnie od Meteorów rozpoczynać naszą wycieczkę. A o Kalampace przeczytacie już w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly