poniedziałek, 19 października 2020

Beskid Makowski... tak jakby przy okazji

No i przyszedł sierpień - miesiąc naszego upragnionego urlopu. Zanim jednak go rozpoczniemy fundujemy sobie kolejny weekendowy wypad w góry. W piątkowe popołudnie ruszamy do Myślenic, gdzie odbywać się będzie inauguracja tegorocznego biegowego cyklu Garmin Ultra Race, w której to imprezie mamy przyjemność wziąć udział. I co najciekawsze: pierwszy raz oboje - każdy na innym dystansie. Przy tej okazji - ja, korzystając z wolnej soboty - postanowiłam przedreptać jeden z najpopularniejszych szlaków Beskidu Wyspowego. 
Zatem zapraszam na krótką opowieść o tym, jak zostałam królową GUR...a może królową GÓR - cokolwiek to znaczy :)
Ale - zacznijmy od początku. To nie ja, a Radek od lat biega biegi górskie i długie dystanse, mając na koncie ultramaraton, kilka maratonów i półmaratonów. Oczywiście dzielnie mężowi kibicuję, podczas warszawskich imprez biegowych zaliczam punkty na trasie, suportuję jego zmagania - dowożę, odbieram i zawsze czekam na mecie. Tymczasem, ja sama jestem biegowym leszczem, bo choć biegam od siedmiu lat, to raczej trasy maksymalnie 5 kilometrowe. To przez moje kolana, które wysyłały sygnał STOP, dlatego też chętniej dublowałam okrążenia na bieżni miejskiego stadionu. Kierowałam się zasadą, że jeśli kolano zacznie boleć, będę miała do przejścia jedynie kilkaset metrów, a nie np. kilometry leśnej drogi. Systematyczne ćwiczenia i zabiegi rehabilitacyjne w http://studiolionfitness.pl/ przyniosły niespodziewane efekty. Formę i stan kolan miałam okazję sprawdzić podczas zimowego weekendu w Tatrach. To stało się impulsem do pierwszych dłuższych treningów biegowych i zachęciło mnie do spróbowania swoich sił na górskich trasach. Do tego lockdown branży fitness na czas pandemii zintensyfikował moje treningi biegowe. Tym samym, kiedy Radek zapisał się na Garmin Ultra Race Myślenice na dystans 54 kilometry, ja postanowiłam spróbować swoich sił na najkrótszym 13-kilometrowym dystansie tego górskiego biegu. Pierwotnie oba biegi miały odbyć się w majową przedwyborczą sobotę, jednak rzeczywistość koronawirusowa napisała nieco inny scenariusz. Termin imprezy został przesunięty na 1-2 sierpnia, stąd Radek pobiegnie 54 km w sobotę 1 sierpnia 2020 r., podczas kiedy mój start przesunięty zostaje na niedzielę 2 sierpnia 2020 r. na godzinę 17:00. I tak oto mój "bieg przy okazji" wydłużył nasz pobyt w Myślenicach na cały weekend. A ja dzięki temu mogłam sobotę spędzić wraz z synem na beskidzkim trekkingu. 
A czy ku uciesze Oskara, okaże się w dalszej części postu. 
Myślenice to miasto powiatowe położone w województwie małopolskim ok. 30 km. za Krakowem. Za każdym razem jadąc w Tatry, Pieniny czy Gorce mijamy to miasto traktując je jako przelotowe do słynnej Zakopianki. Tymczasem same Myślenice mają całkiem sporo do zaoferowania turystom, a dzielnica Zarabie to wyjątkowe miejsce. Zarabie bowiem to strefa sportu i rekreacji, gdzie wzdłuż rzeki Raba i ulicy Parkowej wolny czas spędzają zarówno mieszkańcy, jak i turyści odwiedzający to miasto. I to nie tylko w trakcie imprez organizowanych przez miasto, ale w każdy weekend roku. Pełno tutaj miejsc kultywowania tężyzny fizycznej, począwszy od ogólnodostępnych boisk do siatkówki plażowej, koszykówki, gier zespołowych, pola do gry w bowle, stołów do ping-ponga, placów zabaw i ogromnych szachów, wreszcie po parkowe ławeczki i hamaki rozwieszone pomiędzy drzewami. Robi to bardzo pozoytywne wrażenie, a wszystko ulokowane wzdłuż szumiącej rzeki, w której w ciepłe dni sporo jest kąpiących. 
My skupimy się na miejscach do trekkingu. Podczas kiedy Radek startuje z Zarabia, ja wraz z synem ruszam ulicą Zamkową - tj. czerwonym szlakiem prowadzącym do schroniska Kudłacze.
Asfaltowa ulica nieopodal naszej kwatery szybko zamienia się w leśny trakt prowadzący zakosami pod górę. Na początek Rezerwat Zamczysko nad Rabą - ruiny średniowiecznego zamku bardzo słabo zachowane i sądząc po zapachu i ilości butelek będące raczej przystanią dla miejscowego marginesu społecznego. 
- Mamo, ile mamy do tego schroniska? - pyta Oskar. 
- Jakieś 9 km - odpowiadam. 
Syn tylko westchnął i muszę przyznać, że nie wyglądał na zadowolonego. Na szczęście, w trakcie podchodzenia dogania nas kibicująca biegaczom dziewczyna. 
Oskar nie wiedzieć czemu dostaje powera i całkiem chętnie kroczy pod górę. Jednak kiedy dochodzimy do skrzyżowania z zielonym szlakiem nasze drogi się rozchodzą. My czerwonym szlakiem ciągniemy do schroniska, a dziewczyna kieruje się na trasę biegu.
Po drodze sporo jest charakterystycznych kapliczek,
a droga prowadzi kamienisto-żwirowymi wąwozami, pełnymi albo konarów, albo kamieni. Po drodze przechodzimy przez szczyt Śliwnik o wys. 619 m n.p.m. w paśmie Lubomira i Łysiny, który przez geografów włączany jest do Beskidu Wyspowego, zaś na mapach do Beskidu Makowskiego. 
   
Na wysokości miejscowości Uklejna mieszkańcy postawili krzyż z jakże cenną maksymą. Stąd też roztacza się piękny widok na okolicę.
A to jeden z najmniej typowych szlakowskazów, jakie przyszło mi trafić podczas drogi.
Wychodzimy w końcu z lasu na szutrową drogę, a oznaczenia taśmowe na drzewach świadczą o tym, że tędy przebiega trasa biegowa.
Pogoda jest bardzo słoneczna, jak to na sierpień przystało.
Oznaczenia na drzewie pokazują także kierunek biegu. 
Rzeczywiście po trasie mija nas kilku biegaczy, aż w końcu dochodzimy do jednego z punktów kontrolnych. Jakaż była radość syna, kiedy z daleka zobaczył Radka. Bez umawiania się, specjalnego czekania zupełnie przypadkiem spotykamy się w trakcie Jego biegu.  
To Jego pierwsza pętla, bo trasa biegu GUR50 prowadzi przez dwa takie same okrążenia. Ileż to trzeba znaleźć motywacji w sobie, by po zbiegu do Myślenic ruszyć jeszcze raz w taką samą drogę. Z tego miejsca każde z nas rusza w swoją stronę - Radek w dół w stronę Myślenic, my zaś w górę do schroniska Kudłacze. 
Schronisko PTTK na Kudłaczach położone jest na wysokości 730 m, w Paśmie Lubomira i Łysiny Beskidu Średniego (Myślenickiego), około 8 km (w linii prostej) na południowy wschód od Myślenic. Na Kudłacze można dojść z Myślenic - szlakiem czerwonym lub zielonym. Świetnie skalkulujecie sobie swoją wycieczkę przy użyciu strony www.szlaki.net.pl My szliśmy właśnie szlakiem czerwonym.
Oczywiście do schroniska dojść można także od strony Pcimia, Lubnia, Kasiny Wielkiej, Wiśniowej, Poręby i Dobczyc, ba a nawet z Krakowa - skąd w jeden dzień - po ok. 9 km marszu dostaniemy się na nocleg (najpierw niebieskim szlakiem do Myślenic, a stamtąd czerwonym lub zielonym). Dostać się tu można także samochodem od strony Pcimia - droga asfaltowa kończy się około 500 metrów poniżej schroniska w przysiółku Pcim - Kudłacze. 
Schronisko zajmuje rozległą polanę, na której znajdują się zabudowania gospodarcze, ale też wiele ławek i miejsc do odpoczynku.
W swojej ofercie ma także chatę imprezową - na wynajem okolicznościowy.
Posilamy się na miejscu pysznymi racuchami, by zaraz ruszyć w powrotną drogę. 
Zrzedła synowi mina, kiedy wyjaśniam mu, że te 9 km to było  liczone tylko w jedną stronę. Przecież Oskar pytał mnie, ile jest do schroniska.
Jedna z kapliczek mijanych na szlaku. Często w lesie lub w szczerym polu - ta jak widać, nawet z miejscem do pozostawiania własnych relikwi.
Początkowo wracamy tą samą drogą, przez szczyt Działek (622 m n.p.m.), a dalej po zejściu z Uklejnej nasz czerwony szlak łączy się z zielonym, na który skręcamy. Szlakowskaz na Śliwniku informuje nas, że na górę Chełm czeka nas jeszcze godzina marszu.
W pewnym momencie szutrowa droga zamienia się w asfalt pomiędzy domami - znowu świetnie oznaczony. Wszystko na to wskazuje, że będę tędy jutro biegła.
Minęliśmy kilka pojedynczych domów letniskowych i nieczynne obserwatorium astronomiczne z charakterystyczną kopułą na dachu, 
a następnie metalową platformę widokową.
Dochodzimy do wyciągu krzesełkowego Sport Arena. Opustoszały bar świadczy o tym, że jest to miejsce preferowane do turystyki zimowej.
Tutaj także pustki, choć sam wyciąg powinien być czynny w weekendy. Idziemy więc dalej w stronę
wyciągu krzesełkowego. 
Jednoosobowa kolej linowa jest czynna. Zjazd z wys. 632 m n p.m. trwa 19 minut i kosztuje 12 zł dla osoby dorosłej - 10 zł ulgowy. Oferuję więc synowi, że skoro jest zmęczony, to może zjechać krzesełkiem na dół i zaczekać. Spanikowany Oskar stanowczo odmawia i wartko wraca na szlak. Czyżby lęk wysokości był dziedziczny?
Tuż za ogrodzeniem kolejki prowadzi dalsza część zielonego szlaku do Zarabia. Początkowo jest to żwirowa droga, która w końcu wprowadza nas do lasu. I tu zaczynają się korzenie i kamieniste stopnie. Po drodze mijają nas pojedynczy biegacze. Fajnie tak zapoznać się z trasą na dzień przed biegiem. Dzięki takiej wycieczce już wiem czego mogę się jutro spodziewać. Zejście zajmuje nam około pół godziny i po dojściu do miasteczka biegowego Oskar wraca na kwaterę, a ja dzielnie czekam na mecie na Radka. Spędzam bardzo miło czas w towarzystwie zmęczonych i szczęśliwych ultramaratończyków. 
Po 2 godzinach czekania wbiega na metę i mój szczęśliwy finisher.
Szczere gratulacje, bo to już mega wyczyn, kolejny zresztą w biegowej historii mojego męża. Jutro nasze role się odwrócą, bo to Radek będzie czekał na mnie na mecie.  Mój bieg rozpoczął się punktualnie o 15:00. Start w formule rolling start zapewniał zachowanie dystansu społecznego i bezpieczeństwo w dobie pandemii, a tak poza tym żadnej taryfy ulgowej. Moja trasa w dużej części pokrywała się z jedna pętlą Radka. Strome podejście na początek i zbieg na koniec był taki sam - tak jakby wyciąć sam środek jednej z dwóch takich samych pętli trasy 54 kilometrowej.
foto ze strony ultrarace.pl
Mimo wysiłku bawiłam się świetnie i chętnie to jeszcze powtórzę. Może powiecie, że to krótki dystans - 13 km i 630 m przewyższenia, ale ja zapamiętam Myślenice na zawsze. Będzie to miejsce mojego pierwszego górskiego biegu. I tu wcale nie chodzi o tempo, czasy itp, bo zmieściłam się w 2 godzinnym limicie, ale o to - że się odważyłam. 
Że nie zawsze muszę tylko stać na mecie i się przyglądać. 
Przecież sama także mogę wystartować... tak zupełnie przy okazji :)
Ty też możesz!!! 
I zrób to!!!
A ja królową GUR zostanę pewnie jeszcze nie raz....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Printfriendly